Trudno jest dyskutować o tym, który film jest naprawdę dobry, a który gorszy, bo to kwestia wrażliwości, gustu, czasem poczucia humoru.
Pamiętam moją dyskusję w studiu telewizyjnym ze ś.p. Adamem Hanuszkiewiczem, który uporczywie nazywał „kiczem” „Pasję” Mela Gibsona. Przypomniałem mu wtedy, że przez lata jego przedstawienia teatralne, w których dość dowolnie poczynał sobie z klasyką, były uznawane za kiczowate. Oburzył się: „Wiedziałem, że ten argument padnie”. Ja mu na to: ale ja akurat wielu pana przedstawień broniłem. To dobry przykład na ilustrację tezy, od której zacząłem.
Pamiętam debatę na temat „Pasji”, którą krytycy dość powszechnie deprecjonowali jako przerysowaną, tandetną, zbyt brutalną. Trudno się było oprzeć wrażeniu, że stoi za atakami nie tyle gust artystyczny (choć recenzenci mogli tego typu ekspresji nie trawić), ile niechęć do samej tematyki i interpretacji Gibsona. Oskarżanego nota bene równolegle także o antysemityzm.
„Pasja” podobała się mnie, człowiekowi, który nie patrzy na filmy jako na manifesty ideowe czy polityczne. Podobał się też Joannie Szczepkowskiej czy… Tadeuszowi Mazowieckiemu, który go bronił. Czy nasz gust był godzien pogardy? Nie sądzę. Myślę, że ideologiczna wojna światów przybrała tu postać zastępczej dyskusji o estetyce.
Piszę to zszokowany werdyktem kolegium antynagrody Węże 2015, czyli rzekomego konkursu na najgorszy film roku. Piszę rzekomego, bo w samym typowaniu „od końca” jest coś sztucznego i niezdrowego. Właśnie dlatego, że o gustach tak trudno dyskutować i je ze sobą porównywać, boję się tu stadnych odruchów, a może i linczów. Sześć razy wskazano film Krzysztofa Zanussiego „Obce ciało”. Media, z niezawodną Wyborczą na czele doniosły o tym w tonie triumfu.
Nie wystarczył „najgorszy film roku”, trzeba było jeszcze obsadzić dzieło sędziwego reżysera w kategorii „najbardziej żenujący film roku”. O małostkowości szczególnej świadczy wskazanie za rzekomą rolę „poniżej oczekiwań” Agnieszki Grochowskiej, którą chwalili nawet niektórzy z recenzentów, którym sam film się nie podobał.
Tu już szczególnie przedobrzono. To mnie przekonuje, że to akt czystej dintojry. Nawet w słabym filmie można zagrać dobrą rolę, ale tu chodzi o coś innego: do środowiska artystycznego wysyła się sygnał: omijajcie tego twórcę i jego filmy. Przypomnę, że Zanussi miał już na etapie realizacji kłopot ze środowiskami feministycznymi, które prowadziły kampanię nacisków na PISF aby nie przyznawać tej produkcji wsparcia finansowego. Teraz mamy do czynienia z odwetem.
Do tej pory przynajmniej w ostatnich latach te nagrody dostawały ewidentne chały pseudorozrywkowe typu „Kac wawy” czy „Wyjazdu integracyjnego”. Jeśli czytam, że Zanussi pomieszał obraz filmowy z publicystyką, to spytam: czy do Węży ktokolwiek nominował „Obywatela” Jerzego Stuhra? Przeciwnie: dostał na ostatnim festiwalu w Gdyni nagrodę krytyków. A to wyjątkowo nachalna propaganda, której recenzenci „Wyborczej” musieli bronić nader pokrętnymi argumentami, bo nawet ich gust filmowy zgrzytał. Ale nie zgrzytało poczucie, gdzie jest słuszność.
A natrętnie dydaktyczny obraz „W imię” o księdzu homoseksualiście? Szybko o nim zapomniano, ale nikt się na niego nie zamachnął. A politgramota sprzed lat „Cud purymowy” Izabeli Cywińskiej, wychwalana przez Tadeusza Sobolewskiego tylko dlatego, że z filmu ma wynikać, że Polacy to prostacy i degeneraci, ale być nimi przestają, kiedy się dowiedzą, że są Żydami. Ktoś próbował te filmy deprecjonować?
Zarzut, że niektóre dialogi są u Zanussiego zbyt deklaratywne? Pamiętam, że podobnie pisano o „Katyniu” Wajdy, dziele skądinąd bardzo potrzebnym i na mnie robiącym pewne wrażenie, ale ze skazami, o których mowa. Skazy odnotowano, ale krzywdy Mistrzowi robić nie próbowano. Tu zaś tłum krytyków dokonał egzekucji, łatwo i bez wątpliwości.
Te przykłady można mnożyć. Na tle „Obywatela”, „W imię” „Pokłosia” czy „Cudu purymowego” (a to tylko parę przykładów) najnowszy film Zanussiego to dzieło całkiem przyzwoite. Nie arcydzieło broń Boże, estetycznie trochę staroświeckie (jak wiele jego dawnych, rytualnie chwalonych filmów), w paru miejscach przesadne, ale mieszczące się w wieloletniej średniej polskiego kina, a nawet ją nieco przekraczające. Jego wymowa jest, jak się zastanowić, dużo bardziej skomplikowana niż filmów przed którymi w ostatnich latach klękano.
Tyle że chodzi o karę za wymowę filmu. Zanussi mówi o takich zjawiskach jak dyskryminacja katolików pośród korporacyjnych dyktatorów gustu, przy okazji porusza też budzący szczególną furię temat nierozliczonego dziedzictwa komunizmu. Świat filmowych recenzentów, ideowo dość jednorodny, takiego skandalu nie wybaczy. Ja zaś uważam to za wyjątkowo brzydką hucpę.
Krzysztof Zanussi ani mi brat ani swat, był oponentem lustracji i polskiej prawicy, nie wszystko co mówił i robił mnie zachwycało i zachwyca. Ale mierzi mnie sposób, w jaki po nim skaczą ludzie, którzy są tylko numerkami. Przecież w tym „konkursie” głosowało około 150 osób,, a ja jestem w stanie wymienić 10, 15 nazwisk postaci ciekawie piszących w Polsce o kinie. O większości z nich nikt wiedzieć nie będzie. Zanussi w historii pozostanie.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Ważny film Zanussiego. Nie daj sobie wmówić, że nie powinieneś go oglądać
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/240540-lincz-krytykow-filmowych-na-zanussim-to-wyjatkowa-hucpa-zemsta-za-wymowe-filmu-nie-artystyczny-poziom
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.