Bawi z jednego i tylko jednego, ale za to potężnego powodu. Kontekstu. Oscary to nagroda amerykańska. Oscar jest tak amerykański, że bardziej być już nie można, to nagroda bardziej amerykańska od hot dogów i karabinów obok bułek w Wallmarcie. Jest amerykański bardziej niż Bogart i otyłość. To symbol Stanów Zjednoczonych – jego kina, sztuki i kultury.
Toteż nieziemsko, naprawdę nieziemsko obserwuję co roku dyskusję przy okazji Oscarów. Ci sami ludzie – czy to z prawicy czy z lewicy – którzy przy każdej okazji okazują swoją kulturową, cywilizacyjną wyższość Europejczyka wobec głupich „Yankees” przed Oscarami dostają kompletnej małpy. Z jednej strony przez 364 dni w roku prześcigają się w wytykaniu Amerykanom buractwa, otyłości, przedstawiają ich jako głupawych i prymitywnych rednecków, którzy nie wiedzą ha ha – gdzie leży jakie państwo w Europie (mniejsza z tym, że przeciętny absolwent wyższej uczelni w Polsce też nie wie). Z drugiej, przed Oscarami, a więc przed nagrodą, która powinna dla nich być symbolem tego zacofania i amerykańskiego prymitywizmu w rozumowaniu tych ludzi następuję ogromny zwrot. Przeżywają spazmy wściekłości, gdy polski film zostanie w tej konkurencji pominięty lub też napady radości gdy, tak jak „Ida” jakiś film zostanie nagrodzony, lub przynajmniej sięgnie po nominację. Czyli typowe objawy naszej schizofrenii.
Dziś jest tak samo. Z jednej strony – USA, och ach, co za buractwo, ale z drugiej – wspaniale, polski film dostał Oscara! Zresztą, od jutra stosunek do Stanów wróci do normy, bo znowu ktoś tam kogoś postrzeli albo TVN opublikuje nagranie o tym jak w USA biją murzynów. Jedynie internetowa dżungla blisko okolic „profesora” Wielomskiego (cudzysłów zamierzony) zachowała w tej sytuacji wyjątkową klarowność i konsekwencję przekazu, bo dla tych ludzi USA to i tak jest ciągle wielki szatan (w odróżnieniu od zbawcy i katechona Putina) zaś nadanie „Idzie” Oscara tylko tę tezę potwierdza, bo to przecież film plujący na Polskę.
Zrobię unik od tej dyskusji, owszem. Dlaczego? Bo w moim przekonaniu „Ida” to po prostu słaby film. I nie wychodzi tu ze mnie jakaś polska zawiść czy buractwo, tylko zwykły, może słaby, gust filmowy. Uważam, że nagrodę powinien dostać „Lewiatan” bo to po prostu o wiele lepszy film.
Jednak stało co się stało, gratuluję reżyserowi i nawet zabawnie się ogląda jego skądinąd fajne przemówienie podczas gali, jednak Oscar dla „Idy” mnie ani ziębi ani grzeje. To tylko jedna nagroda. Zacznę przeżywać emocje jak polskie kino zgarnie tyle Oscarów co choćby obrazy z Iranu.
Rozumiem jednak tych, którzy wskazują, iż Oscar dla filmu sprawi, iż pewien niekoniecznie przychylny dla nas przekaz i narracja będą jeszcze szerzej promowane na świecie, ale cóż – to zadanie dla kolejnych filmowców. Może oni zajmą się historią polskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata lub choćby szerszą promocją znakomitego „Miasta 44”? Bo to film dużo bardziej przystępny dla widza amerykańskiego i może nienagrodzony zrobić dla Polski więcej, niż szkód miałby wyrządzić Oscar dla „Idy”. Wystarczy zorganizować w Stanach szeroką dystrybucję via DVD, Blue Ray i przez Internet lub sieci kablowe.
Ale to już zadanie dla polskiej dyplomacji i ministerstwa kultury. Więc spokojnie nad tą „Idą”. Wbrew pozorom ten film może się Polsce przysłużyć. Tylko trzeba umieć sprawę odpowiednio poprowadzić. Tego sobie i polskiemu kinu - życzę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/234868-inaczej-na-temat-idyoscar-dla-idy-mnie-ani-ziebi-ani-grzeje