Wybór z ponad 400 listów Grażyny i Jacka Kuroniów, wymienianych przez nich podczas odsiadywania przez Jacka kolejnych wyroków więzienia, znalazło się w książce „Listy jak dotyk” - najpełniejszym jak dotąd wyborze korespondencji.
Grażyna Borucka i Jacek Kuroń poznali się latem 1955 roku na obozie walterowskim w Wolinie. Ona była 15-letnią zastępową, on, sześć lat starszy, był twórcą walterowskich drużyn harcerskich, uważał się za komunistę, chciał naprawiać świat. Po latach wspominał to swoje pierwsze spotkanie z Gajką:
Kiedy zaczyna się miłość, to przylatuje anioł, którego nikt nie widzi oprócz tych, co się kochają. Ja czułem tego anioła, ale nie miałem odwagi powiedzieć, że to miłość.
Pobrali się cztery lata później, a 8 marca 1960 roku urodził im się syn Maciek.
Za co Gajka go kochała? Na pierwszy rzut oka trudno odgadnąć. (…) Nawet Brandys dziwił się w „Miesiącach”: +Co taki zachrypnięty buldożer robi z taką delikatną kobietą?
— pisała Katarzyna Skrzydłowska - Kalukin w biografii pary. A Grażyna uchodziła za piękność - szczupła, z wspaniałymi ciemnymi włosami, wielkimi brązowymi oczami.
Brat Jacka, Andrzej, nieco przewrotnie tłumaczy fakt, że Kuroniowie przez całe wspólne życie zawsze zachowywali się wobec siebie tak, jakby przeżywali miodowy miesiąc - nie mieli czasu znudzić się sobą, bo z 27 lat wspólnego życia, w sumie około dziewięciu Jacek Kuroń spędził w więzieniu. Po raz pierwszy trafił tam w 1965 r. - za „List do Partii” z wyrokiem trzech lat, z czego odsiedział dwa lata i dwa miesiące. Po Marcu 1968 roku dostał wyrok trzy i pół roku, za Solidarność - trzy lata. Między wyrokami często zatrzymywano go na czterdzieści osiem godzin.
Zostałaś stworzona na żonę kryminalisty
— gratulował Gai Jacek w jednym z listów. W czasie, gdy on siedział w więzieniach, ona próbowała go zastąpić w działalności opozycyjnej. Utrzymywała kontakty, przekazywała informacje, spotykała się z dziennikarzami, z wielką cierpliwością znosiła nieustanną inwigilację całej rodziny. Na widzenia Gajka zakładała spódnicę z dużymi kieszeniami, na to drugą spódnicę - z dziurami. W dogodnym momencie wyciągała przez dziurę z kieszeni listy i papierosy i podawała pod stołem Jackowi.
Gajka doprowadziła do perfekcji sztukę wysyłania do więzienia paczek. Kupowała w tym celu specjalne plastikowe pojemniki z nieprzezroczystym dnem, na które sypała zakazaną w paczkach kawę, na to nakładając tekturkę i grubą warstwę domowego smalczyku ze skwarkami, czasami na dnie była także zachomikowana buteleczka z koniakiem. Piekła i suszyła biszkopty, aby zmieścić jak najwięcej w ograniczonych limitach wagi paczki. Sucharki biszkoptowe owijała w plasterki sera, aby w dozwolonym kontyngencie słodyczy przemycić pożywny nabiał.
Grażyna nie miała do Jacka żalu o wybór drogi, który skazywał ją na brak pewności, niestabilność, strach, ciągłe rewizje, rozłąkę z mężem. W listach często pisze o swojej tęsknocie, o tym, jak bardzo brakuje jej męża, nigdy jednak nie zakwestionowała sensu wybrania przez męża drogi opozycjonisty, co praktycznie uniemożliwiło im prowadzenie normalnego życia.
Po wprowadzeniu stanu wojennego internowana została cała rodzina Kuroniów - Jacek, Maciej i Gaja. Ona siedziała w Olszynce Grochowskiej, Gołdapi i Darłówku - Jacek i Maciek - w więzieniu w Białołęce. W czerwcu 1982 roku Gajkę zwolniono ze względu na stan zdrowia. Wydawało się, że chodzi o problemy kobiece, jednak Marek Edelman, który badał Gaję zwrócił uwagę na dziwny kaszel. Okazało się, że cierpi na bardzo rzadką, nieuleczalną chorobę płuc, nieuchronnie prowadzącą do śmierci. Edelman postawił sobie cel - utrzymać Gaję przy życiu do czasu wyjścia Jacka z więzienia. Ani jej, ani Jackowi nie powiedział prawdy o rokowaniach choroby - tłumaczył później, że nie chciał odbierać im nadziei. Edelman opiekował się Gają w swoim mieszkaniu w Łodzi.
Przez całą chorobę żony Jacek siedział w więzieniu. Regularnie wymieniali listy, Grażyna starała się nie martwić męża swoim zdrowiem, przedstawiała chorobę jako stan przejściowy, podkreślała, jak wspaniałą opieką otaczają ją przyjaciele. W liście z 21 listopada 1982 roku Kuroń pisał:
Ale przede wszystkim, to Ciebie kocham. Tego nie sposób opisać ani nawet nazwać, to jest ze mną w każdym momencie, w każdym oddechu i wtedy, kiedy robi się mroczno, bo bywa mroczno, i wtedy, a nawet przede wszystkim wtedy, kiedy słonecznie. Bo dzięki Tobie słońce tu świeci także w pochmurne dni. Pa - Ja.
Tego listu Gaja już jednak nie przeczytała.
Grażyna zmarła 22 listopada 1982 roku. Jacek dowiedział się prawdy na dzień przed śmiercią żony, wtedy też dopiero dostał przepustkę z więzienia, aby ją zobaczyć. Nie pozwolono mu spędzić nocy w szpitalu. Obstawa zabrała go do łódzkiego więzienia.
Leżałem na koju i modliłem się. Czułem, jak ciężko Gajce oddychać, i prosiłem Pana Boga, żebym mógł oddychać za nią. I Bóg mnie wysłuchał. Czułem to, starałem się łapać jak najwięcej powietrza, ale było coraz gorzej i gorzej. A potem wszystko przestało mnie boleć. I to była godzina, w której moja Gajka umarła
— wspominał w książce „Spoko, czyli kwadratura koła”.
„Listy jak dotyk” to pierwsze tak pełne wydanie korespondencji Kuroniów - dotychczas była ona publikowana jedynie w niewielkich fragmentach. Jest to wybór z ponad 400 listów pisanych przez oboje podczas kolejnych pobytów Kuronia w aresztach, więzieniach i ośrodkach internowania w latach 1965-82. Wszystkie one przechodziły przez więzienna cenzurę, za wyjątkiem 48 grypsów z 1982 roku, czyli listów podawanych przez odwiedzających.
Książka „Listy jak dotyk” opublikował Ośrodek Karta.
AM/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/214998-osobista-korespondencja-jacka-kuronia-i-jego-zony-wydana-w-formie-ksiazkowej