Publiczny pokaz "Miasta 44" na Stadionie Narodowym. "Powstał film pasjonujący"

Fot. Materiały prasowe
Fot. Materiały prasowe

Jan Komasa podejmując temat Powstania Warszawskiego w swoim nowym filmie, wiele ryzykował. Z reakcji dziennikarzy, którzy obejrzeli film na pokazach przedpremierowych wynika, że wyszedł z tej próby obronną ręką.

Powstał film pasjonujący. Młody reżyser nie ocenia, nie zagląda do gabinetów polityków, nie podsłuchuje narad dowództwa. Nie pokazuje żołnierzy. Opowiada o chłopcach i dziewczynach u progu życia, którzy poszli walczyć, bo chcieli czuć się wolni

— pisze Barbara Hollender na łamach „Rzeczpospolitej”.

Reżyser całą uwagę skupił w swoim filmie na postaciach młodych ludzi, głównych bohaterach tego obrazu.

Komasa portretuje pokolenie, które szło do walki, bo tak było wychowane, w takich wartościach rosło. Opowiada o buncie. O duchu rewolucji. O ludziach, którzy nie chcieli żyć w strachu, rwali się do wolności. Ale też o umieraniu. Po obejrzeniu tego filmu nie mogę uwolnić się od obrazów konającego miasta. I twarzy młodych ludzi, którzy szli do powstania radośnie, niemal jak na zabawę, a zagłębili się w piekło

— czytamy w dzienniku.

I właśnie wspomniane piekło świadczy o sile filmu. Komasa nie wahał się ukazać cierpienia uczestników Powstania Warszawskiego.

„Miasto 44” można postawić w jednym rzędzie z „Krwawą niedzielą” Paula Greengrassa. Komasa pokazuje zryw zaczynający się euforią, a potem wymykający się spod kontroli. Na początku jest zabawa nad Wisłą i radość towarzysząca pierwszym dniom walki. Potem – rozerwane ciała, wszechogarniająca śmierć, masakra

— pisze Hollender.

Wierne oddanie ówczesnych realiów, nie wyłączając całej brutalności czasu wojny, nie oznaczało jednak zerwania z tym, co bliskie młodym ludziom z pokolenia reżysera.

Czasem, żeby rozładować napięcie, ucieka od dosłowności. Z ekranu płynie współczesna muzyka, jakiej słuchają dzisiejsze nastolatki, momentami obraz zwalnia albo pojawiają się efekty niemal jak u Tarantina. I dobrze, bo „Miasto 44” ma przemówić do wyobraźni dzisiejszej widowni

— zauważa Hollender.

Film wejdzie na ekrany 19 września. Zapewne będzie to okazja do organizowania szkolnych wypadów do kin. Czy obraz Komasy sprawi, że historia nie będzie dla najmłodszych jedynie abstrakcją, ale czymś, co wydarzyło się naprawdę i było konglomeratem wielkich dramatów ludzi z krwi i kości?

Już dziś jestem pewna, że dzieci, które kiedyś, podczas szkolnej wycieczki na Cmentarz Powązkowski, staną przed rzędami powstańczych krzyży i przeczytają tabliczki: „Żył lat 14, 17, 19… „, będą miały przed oczami obrazy z „Miasta 44”. I znacznie więcej zrozumieją z własnej przeszłości niż podczas lekcji historii

— puentuje dziennikarka.

gah/Rzeczpospolita

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.