Świetny zestaw wierszy Białoszewski do słuchu. "Dążę do tego, żeby to, co pisane, było zapisaniem mówionego"

O tym, że Miron Białoszewski był artystą eksperymentującym zasadniczo wiedzą wszyscy, nawet ci, którzy przeczytali wyłącznie „Pamiętnik z powstania warszawskiego. Rzecz w tym, że wszyscy mają go za awangardzistę słowa – człowieka, który życie zamienił w literaturę, literaturę zaś w osobliwy życiorys. Tymczasem Białoszewski eksperymentował z językiem także w zakresie szerszym – od 1965 roku nagrywając na magnetofon kasetowy, a później także na video, interpretacje wierszy własnych, ale też Mickiewicza, Słowackiego i Norwida. Jak widać, język był dla niego nie tylko rytmem wiersza czy prozy, ale też brzmieniem.

Dążę do tego, żeby to, co pisane, było zapisaniem mówionego. I żeby pisanie nie zjadło mówienia. To co jest warte z języka mówionego, to się zapisuje. A to z napisanego - jest potem mówione na głos

— przyznawał kiedyś.

Najwyraźniej wiele z napisanych przez siebie słów uznał za warte wypowiedzenie, bo zostawił po sobie poeta ponad sto godzin nagrań, po które sięgnęli teraz popularni muzycy z pogranicza jazzu i eksperymentu: Patryk Zakrocki, Maciej Staniszewski i duet Mikrokolektyw. Z ich inicjatywy powstał projekt imponujący nie tylko rozmiarami – 5 godzin dźwięku schowanego w eleganckie opakowanie z tektury falistej – ale przede wszystkim zawartością. Spotykamy tu więc nie tylko Białoszewskiego czytającego swoim neurotycznym, dodatkowo zneurotyzowanym przez zużycie kasety głosem „Kabaret Kici Koci”, „Osmędeuszy”, „Pieśni na krzesło i głos”, czy „Wyprawy krzyżowe”, ale też świetne, rozimprowizowane dźwięki, ocierające się o jazz, kameralną elektronikę, często też układające się w plastyczną narrację w duchu polskiej muzyki filmowej lat 60. i 70. Oczywiście Białoszewski był człowiekiem na tyle zdystansowanym, że duch groteski i absurdu unosi się nad całością całkiem gęstą chmurą. Tę cechę młodzi muzycy wyczuli też doskonale. Mimo, że klimat jest tu generalnie dość mroczny i chłodny, a instrumentaliści zgrabnie usiłują oddać rytm tekstów poety, znać w ich grze przede wszystkim dobrą zabawę i spore przymrużenie oka.

Jeśli komuś ten zestaw przypadnie do gustu, może sięgnąć też po wydane dwa lata temu „Miron Białoszewski plays Adam Mickiewicz – Dziady”. Na płycie jest jednak wyłącznie głos poety, czytającego poemat wieszcza, może warto więc chwilę poczekać. W przygotowaniu jest już kompozycja litewskiego awangardzisty Arturasa Bumsteinasa, ilustrująca go również muzycznie.

Wojciech Lada

„Białoszewski do słuchu” Wyd. Bołt

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych