Pisałem niedawno o Lubaczowie – nie ukrywam „prywaty”, to moja rodzinna miejscowość – przy okazji gospodarskiej wizyty Donalda Tuska w tym miasteczku na Podkarpaciu. Wtedy szlag mnie trafiał z powodu rynku zamienionego za unijne pieniądze w kamienną pustynię. Teraz o lubaczowskim fenomenie – teatrze Magapar. A właściwie o fenomenie polskiej kultury…
Gdy przedstawiciele egzaltowanej „warszawki”, czy „krakówka” za publiczne pieniądze robią szum wokół swych tandetnych prowokacji (reżyser Jan Klata, który w krakowskim Teatrze Starym krzyczał do zniesmaczonych jego przedstawieniem widzów „wynoście się stąd!” może być przykładem), gdzieś na tzw. prowincji działa amatorski teatr, którego twórcom reżyser Klata może czyścić buty.
Magapar, działający już od 30 lat (!), tworzy spektakle, w których nie ma dialogów. To teatr światła, muzyki i ekspresji ciała. Z małego Lubaczowa podbija świat. Występował w Szwajcarii, Francji, Danii, Anglii, Austrii, Niemczech, Kanadzie, USA , Afryce, Turcji, na Wegrzech, we Włoszech , w Portugalii, na Słowacji, na Ukrainie. Z powodzeniem bierze udział w międzynarodowych festiwalach teatralnych. Podczas przeglądu na Florydzie otrzymał aż 4 nagrody : Outstanding Visualization, Outstanding Music and Sound,Best Youth Ensemble i Best Premiere of a Production.
Mało? Amerykański Oregon State University grzecznie prosi o zgodę na omawianie dokonań Magaparu podczas seminariów poświęconych współczesnemu teatrowi. Seminaria te, poza OSU, odbywały się na Wesleyan University w Connecticut, New York University, a także w Zagrzebiu, Toronto, Santiago i Meksyku. Jak wiele zawodowych teatrów z Warszawy, Krakowa, Poznania czy Gdańska może czymś podobnym się pochwalić?! O to, jak robi się wielką kulturę w małym mieście spytałem Barbarę Thieme – założycielkę Magaparu, reżysera, autora scenariuszy, choreografa i scenografa teatru w jednej osobie.
Oddaję głos…
Kiedyś rozmawiałam w Nowym Jorku z jednym z organizatorów festiwalu na temat miejsca realizowania swojej pasji i roli dużego lub małego ośrodka. Mój rozmówca stwierdził, że wielu jego znajomych, artystów, przygotowuje np. wystawy, scenografie, pisze książki, poza wielkim miastem. Dopiero potem prezentują swoje dokonania w wielkich ośrodkach. Bardzo podobnie jest ze mną. Mam w Lubaczowie idealne warunki do realizowania swojej pasji. To miejsce, gdzie mogę się wyciszyć, odnaleźć w sobie spektakl, który potem przedstawię na scenie. Tu, jak mówią moi przyjaciele, w ukochanym Lubaczowie przygotowuję całe przedstawienie - od scenariusza po pierwsze występy w Miejskim Domu Kultury. Dzięki tej instytucji, korzystaniu z jej sprzętu, opłacaniu materiałów wszelkich potrzebnych do spektaklu, mogę realizować swoja pasję. Samo przygotowanie sztuki do prób trwa 2-3 miesiące: napisanie scenariusza, znalezienie muzyki, opracowanie planu świateł itd. Razem z próbami to około 1 roku. Po premierze wyjeżdżamy z gotowym spektaklem w wielki świat (4 kontynenty). I jest dla mnie ogromną satysfakcją, kiedy tłumaczymy mieszkańcom danego kraju, gdzie leży Lubaczów!
I dalej:
Magapar jest teatrem, który nierozerwalnie łączy ze sobą: ruch, muzykę, światło i często ruchome elementy scenograficzne. Dlatego napisanie sztuki wymaga wielkiego skupienia i wyobrażenia sobie przyszłego przedstawienia w najdrobniejszym szczególe. A to mogę zrobić tylko w Lubaczowie. Wielkość miasta to, według mnie, sprawa terytorialna. Wielkość tkwi w ludziach.
Pod adresem różnej maści wielkomiejskich arogantów, prowokatorów i szołmenów, można rzec: patrzcie, tak wygląda polski „zaścianek” światowej kultury. Niestety do celebryckiego światka dociera niewiele poza tym co akurat jest trendy i cool.
Barbara Thieme nie może wyjść ze zdumienia, że jej teatr, rozchwytywany na świecie, praktycznie nie istnieje dla większości mediów w Polsce.
Fakt braku zainteresowania w kraju jest dla mnie trochę niezrozumiały i z pewnością przykry. Przykro mi, bo jestem Polką, w teatrze występuje polska młodzież i prawie zawsze (dotychczas z dwoma wyjątkami) Magapar jest jedynym polskim teatrem podczas międzynarodowych festiwali
– mówi reżyser.
Ktoś powie „a co to za temat, jakiś prowincjonalny teatr”. Odpowiadam: prowincjonalne są media, które o takich zjawiskach nie piszą.
I jeszcze jedno. Skoro znalazły się 3 mln zł na kontrowersyjną przebudowę lubaczowskiego rynku, to może warto byłoby pomyśleć, by Magapar miał w mieście własną scenę. Podpowiadam lokalizację: niszczejący budynek po starym kinie „Melodia”. Niech zagra w nim Magapar!
Jerzy Kubrak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/190728-gdzie-zascianek-gdzie-warszawka-w-miasteczku-na-podkarpaciu-dziala-teatr-ktorego-tworcom-rezyser-klata-moze-czyscic-buty-prowincjonalne-sa-media-ktore-o-tym-nie-pisza