Przypadki brutalnego traktowania zatrzymanych i aresztowanych przez policję nie są żadną nowością. Sam opisywałem kilka bulwersujących przypadków z czasów rządów Platformy Obywatelskiej. Jedną historię z Warszawy.
Wezwana przez sąsiadkę policja interweniowała u młodego mężczyzny w domu. Jak doniosła kobieta, śpiewał za głośno po północy. Podczas interwencji w jego mieszkaniu, kiedy okazało się, że jest lekko podchmielony, postanowiono zabrać go na posterunek mimo, że siedział spokojnie na tapczanie, ubrany jedynie w kąpielówki.
Chciał coś narzucić na siebie. Policjanci nie pozwolili mu i szarpiąc się złamali mu nogę i naruszyli biodro. Urazy były tak duże, że został kaleką na całe życie. Przez kilka lat policja broniła się przed uznaniem interweniujących funkcjonariuszy za winnych tego dramatu. Ojciec chłopaka walczył bezskutecznie ponad 5 lat o odszkodowanie. Żaden z funkcjonariuszy nie poniósł ani dyscyplinarnych ani prawnych przed prokuratura i sądem konsekwencji. Policja nie zapłaciła ani złotówki na leczenie swojej ofiary, nie mówiąc już o zapewnieniu renty inwalidzkiej, która się temu młodemu mężczyźnie należała.
Drugi przypadek, o wiele świeższy, sprzed bodajże czterech lat, o którym pisałem, miał miejsce w Katowicach. Kobieta z jednego z potężnych bloków wezwała policję. Uznała, że mąż używa wobec niej przemocy. Przy czym miało dojść - jak twierdziła – do przemocy psychicznej. Kiedy przyjechała policja, okazało się, że mężczyzna był całkowicie trzeźwy. Nie trzeba było być wnikliwym obserwatorem, żeby dostrzec, iż między małżonkami trwa jakiś ostry konflikt. Nie wiadomo zresztą na jakim tle. Niemniej policjanci postanowili wziąć mężczyznę na posterunek. Ledwo wyszli z mieszkania, zakuli mężczyznę w kajdanki i prowadzili bardzo obszernym korytarzem do windy. Nagle jeden z policjantów, bez słowa uderzył pięścią z całych sił w twarz. Ten, mając miał ręce skute na plecach, stracił równowagę upadł na posadzkę przy windzie. Wtedy obydwaj funkcjonariusze wielokrotnie kopali w głowę i żebra leżącego Następnie przewieźli go na komisariat. Tam powiedzieli, że jeżeli się poskarży komuś, że te siniaki na twarzy i ciele to ślady od ich kopnięć, dostanie dwa razy więcej. Wezwiemy lekarza, ale wiesz jak masz się zachować - poinstruowali. Po kilku dniach mężczyzna złożył na nich skargę. Oczywiście wszystkiemu zaprzeczali mówiąc, że facet to sobie wymyślił. Nie wiedzieli tylko, że na korytarzu w domu był stały monitoring i zdarzenie zostało nagrane na video W dodatku wyjątkowo czytelne. Rzadko jednak, mimo wszystko, zdarzają się przypadki śmiertelne, będące skutkiem interwencji policji i użytej przez nią przemocy lub tzw. środków bezpośredniego przymusu, a więc pałki, gazu czy paralizatora, jak to miało miejsce w przypadku dramatu Igora Stachowiaka we Wrocławiu.
W związku z tą śmiercią kompromitujących policję wątków jest kilka. Najważniejszym z nich oczywiście jest doprowadzenie do śmierci młodego człowieka. Jest oczywiste, że obowiązkiem policjantów, kiedy tylko zorientowali się, że zatrzymany może być pod wpływem środków psychotropowych bądź narkotyków, jak później twierdzili, winni natychmiast wezwać lekarza. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że funkcjonariusze w sposób barbarzyński, nie tylko słownie, ale fizycznie znęcali się nad zatrzymanym.
Sądzili, że jest poszukiwany listami gończymi. Jak twierdzą świadkowie i na co wskazuje materiał filmowy, kilkakrotnie użyto wobec niego paralizatora, mimo że już skuty leżał na podłodze na posterunku. W sytuacji, gdy nikomu nie zagrażał.
Sprawa musiała zostać odgrzebana na powrót po roku, żeby wreszcie wyciągnięto pierwsze, oczywiste konsekwencje, które powinny nastąpić niemal natychmiast po zdarzeniu. Zatem dopiero po roku zwolniono więc policjanta, który karał zatrzymanego, używając kilkakrotnie paralizatora. Odwołano komendanta wojewódzkiego policji dolnośląskiej, jego zastępcę oraz komendanta posterunku, na którym rok temu miało miejsce to zdarzenie, prawdopodobnie za takie wychowanie kadr oraz za próbę wyciszenia skandalicznej sprawy.
Osobnym skandalem było zatrzymanie przez funkcjonariuszy tego posterunku dwóch młodych ludzi, którzy robili zdjęcia na rynku wrocławskim, podczas zatrzymania Igora Stachowiaka. Już tam policjanci zachowywali się brutalnie wobec zatrzymanego. Od pierwszych minut do momentu wsadzenia go przemocą do radiowozu i odjazdu. Dwóch amatorów fotografii komórkowej, całkowicie bezprawnie zatrzymano i skierowano do policyjnego aresztu, gdzie siedzieli przez kilkanaście godzin. Za to tylko, że próbowali udokumentować zachowanie policjantów. Odebrano im komórki i traktowano jak przestępców.
Równie bulwersujące jest to, że dopiero pod wpływem nacisku mediów, które przedstawiły prawdziwy przebieg zdarzenia, dzięki dotarciu do dokumentacji, która znajduje się w rękach prokuratury, komendant główny policji zdecydował się na wyciągnięcie konsekwencji wobec władz dolnośląskiej policji.
Dla mnie nie ulega wątpliwości, że te zwolnienia nastąpiły o rok za późno. Nie wierzę w to, że w komendzie głównej nie znano materiałów przekazanych do prokuratury. A dokumentacja ta krzyczała głośno o tym, że na policji pracują ludzie ocierający się o zwykły bandytyzm. Zakładam wręcz, że dopiero reportaże telewizyjne, które ujawniły szczegóły całego zdarzenia zaalarmowały kierownictwo MSW i że to dopiero decyzja kierownictwa resortu spowodowała właściwą reakcję komendy głównej policji. Powtórzę, jej reakcja nastąpiła o rok za późno.
Zadziwiająca jest także opieszałość prokuratury w doprowadzeniu śledztwa do końca i szybkiego ukarania winnych. Śmierć 25-letniego Igora Stachowiaka nie może być traktowana przez prokuraturę jako jedna z dziesiątek rutynowych spraw, które mogą czekać kilka lat. Będzie w kolejce leżała na półce aż prokuratura w zwyczajnym, żółwim tempie dopełni wszystkich czynności, takich jak - zarządzanie sekcji zwłok, ekspertyzy biegłych, przesłuchania świadków, wreszcie przesłuchania podejrzanych. Po to, aby po kilku latach sformułować akt oskarżenia. Tego typu wydarzenia, gdzie młody człowiek traci życie na komisariacie - dla dobra funkcjonowania państwa i organów ścigania - muszą być wyjaśniane szybko. Co wcale nie znaczy pośpiesznie i z pominięciem jakichkolwiek niezbędnych czynności. Z najmniejszym choćby uszczerbkiem dla prawdy. To da się zrobić, tylko trzeba chcieć i trzeba umieć rozróżniać śledztwa, które mogą czekać i takie, które pokażą, że państwo działa sprawnie i skutecznie.
Jest oczywiste, że opozycja rzuciła się na sprawę Igora Stachowiaka, traktując ją wyłącznie instrumentalnie jako dobry pretekst do kolejnego szturmu na obecną władzę. Nie możemy dać się jednak wprowadzić w błąd. Grzechy jakie popełniono, starałem się wskazać i jest zrozumiałe, że ktoś za nie powinien zostać rozliczony. Również w prokuraturze.
Nie możemy jednak wyrzucić z pamięci kilku przypadków zgonów młodych ludzi w czasie różnych interwencji policji w czasach rządów Platformy Obywatelskiej w koalicji z PSL.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kryminal/340911-karygodne-interwencje-policji-kompromitujace-dzialania-organow-scigania