Nie mówił skąd jest, nie mówił dlaczego tu przyjechał; rozmawiał po angielsku, był bardzo cichy i grzeczny - tak Kajetana P., który czeka na przewiezienie do Polski w maltańskim więzieniu, opisuje właścicielka pensjonatu z La Valletty, w którym się zatrzymał.
Mężczyzna, podejrzany o zabójstwo kobiety, uciekł z Polski przez Niemcy i Włochy na Maltę, gdzie został zatrzymany. Stamtąd prawdopodobnie chciał przedostać się do Afryki Północnej.
Na Malcie zatrzymał się w stolicy kraju La Valletcie. Wybrał przytulny, rodzinny pensjonat w zabytkowym centrum miasta. To miejsca ściąga tłumy turystów. Tuż obok znajduje się dworzec autobusowy, z którego można pojechać w dowolny rejon Malty.
Pensjonat znajduje się na Sant Ursula Street. Malownicza, wąska uliczka z zabytkowymi, wysokimi kamienicami, ciągnie się niemal do samej plaży. Starsza pani, właścicielka pensjonatu, w którym zatrzymał się Kajetan P., wspomina w rozmowie z PAP, że przy przekazaniu mu kluczy nie poprosiła o żadne dokumenty.
To był mój błąd, tak sądzę. Nie widziałam ani jego paszportu, ani jego dowodu osobistego
— mówi PAP, podkreślając równocześnie, że odwiedza ją wielu zagranicznych turystów.
Nasze drzwi są dla nich otwarte, podobnie jak w kościele. Przecież nie będę pytać każdego, czy jest przestępcą. W znanych, dużych hotelach, też takie osoby się zdarzają
— podkreśla, nie kryjąc emocji. Dopytuje też, czy mężczyzna nadal jest na Malcie, w więzieniu.
Jak dodaje, „cała historia zaczęła się 9 lutego”.
Minęło sporo czasu, więc nie wszystko pamiętam. Ale przyszedł tutaj rano. Nie mówił skąd jest, nie mówił dlaczego przyjechał. Rozmawiał ze mną po angielsku. Myślałam, że może jest z Niemiec. Zapytałam: jak masz na imię, powiedział: Charlie. To mi wystarczyło
— opowiada.
Mężczyzna zamieszkał w pokoju znajdującym na najwyższych piętrach. W pensjonacie przebywał do 12 lutego, a potem - jak relacjonuje właścicielka - „wyszedł i nie wrócił”.
Płacił mi za pokój na bieżąco. Kilka dni go nie było, nie wiem co robił, nie pytałam. Zachowywał się tak, jakby się czuł wolny jak ptak. Wrócił 16 lutego i poprosił o pokój na jedną noc
— mówi.
17 lutego przyszedł tu policjant i powiedział, że to bardzo niebezpieczny człowiek i że muszę na niego bardzo uważać. To było dla mnie zaskoczenie. Bo on był bardzo miły, bardzo grzeczny, bardzo dobrze się do mnie odnosił
— opowiada starsza pani.
Przyznaje, że mężczyzna unikał towarzystwa.
Proponowałam mu, żeby schodził na śniadanie razem z innymi gośćmi, za każdym razem odmawiał. Widziałam, że wieczorami wraca z siatkami. Sam sobie kupował jedzenie
— dodaje.
Pytana czy pobyt Kajetana P. wpłynął w jakiś sposób na liczbę gości zapewnia, że nie.
Bardzo się tego bałam. Dziennikarze pokazują ten pensjonat. Bałam się, że ludzie będą myśleć: „to nie jest dobre miejsce, tu mieszkał przestępca”, ale tak nie jest
— mówi i zaprasza do powrotu na „słoneczną Maltę”.
W pensjonacie Kajetan P. zostawił dwie marynarki. Powiedział, że ich nie chce, nie są mu już potrzebne.
Mężczyzna prawdopodobnie w piątek, jak dowiedziała się PAP - wojskowym samolotem, zostanie przewieziony do Polski. Jest podejrzany o brutalne zabójstwo lektorki języka włoskiego na warszawskiej Woli.
lap/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kryminal/283018-wlascicielka-pensjonatu-w-ktorym-zatrzymal-sie-kajetan-p-byl-bardzo-cichy-i-grzeczny
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.