Prokurator skazany za jazdę po pijanemu unika dyscyplinarki od 4 lat. Cały czas pobiera jednak pensję

Wrocławski prokurator - przestępca, prawomocnie skazany przez sąd za prowadzenie auta po pijanemu, od czterech lat unika postępowania dyscyplinarnego. Nie wiadomo gdzie obecnie przebywa. Prokurator jest zawieszony w czynnościach, ale należy mu się cały czas pół pensji, więc na jego konto co miesiąc wpływa minimalnie 3 tysiące złotych miesięcznie netto.

Jak przypomina „Gazeta Wrocławska” Prometeusz P. został zatrzymany 12 lutego 2007 roku. Po badaniu alkomatem okazało się, że prowadził auto, mając 2,4 promila alkoholu w organizmie. Śledztwo i proces w jego sprawie trwały aż cztery lata. Prokurator został skazany na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu i 3 tys. zł grzywny. Po wyroku sądowym sprawą Prometeusza P. miał zająć się prokuratorski Sąd Dyscyplinarny. Groziło mu nawet wydalenie ze służby.

Mężczyzna jest jednak na razie nieosiągalny dla Sądu Dyscyplinarnego. Nie wiadomo gdzie przebywa. W 2017 roku sprawa się przedawni, a to oznacza, że Prometeusz P. oficjalnie stanie się niekarany i będzie mógł wrócić do pracy w prokuraturze.

Sąd Dyscyplinarny wszczął kolejną sprawę przeciwko prokuratorowi P. – za uchylanie się od przychodzenia do sądu. Ta sprawa przedawni się za trzy lata. Nic innego nie można zrobić

—mówiła w rozmowie z „Gazetą Wrocławską” rzecznik dyscyplinarny z wrocławskiej Prokuratury Apelacyjnej, prokurator Anna Wasiak.

Według prawa prokuratorowi, który unika Sądu Dyscyplinarnego, nic nie można zrobić. Nie można go nawet siłą doprowadzić przed oblicze sędziów.

Sprawa Prometeusza P. pokazuje ewidentną lukę w prawie

—podkreśla jeden z wrocławskich prokuratorów.

Przypominają się słowa byłego ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza:

państwo polskie istnieje tylko teoretycznie.

ann/gazetawrocławska