Kluby Cocomo wynoszą się z Polski? Nic podobnego. Zmienią tylko nazwę

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. FreeImages
fot. FreeImages

Sieć Cocomo, prowadząca kluby ze striptizem w największych miastach w Polsce, kończy swoją działalność. Informacja, która pojawiła się w czwartek w mediach, okazuje się być jednak tylko zasłoną dymną. W rzeczywistości - jak podaje tvn24.pl, powołując się na jedną z pracownic Cocomo - chodzi tylko o zmianę szyldu. Kluby go-go będą działały nadal, tyle że pod inną nazwą.

Szanowni Państwo, po pięciu latach współpracy informujemy, że marka klubów Cocomo kończy swoją działalność

— taki komunikat zamieściła firma na swojej stronie internetowej.

Według dziennikarzy tvn24.pl komunikat oznacza, że kluby - przynajmniej oficjalnie - nie zostaną zamknięte, ale przestają funkcjonować w ramach sieci.

Obciążona skandalami i licznymi procesami przestała przyciągać klientów. Teraz każdy lokal będzie się nazywał inaczej. Część już otrzymała nowe miana, np. Desire, Princess i One Night

— informuje tvn24.pl.

O sieci Cocomo zrobiło się głośno, gdy jej klienci zaczęli składać doniesienia do prokuratury na zbyt wysokie rachunki. Jeden z dyrektorów spółki z branży metalurgicznej po obudzeniu się następnego dnia w pokoju hotelowym zorientował się, że z jego konta zniknęło prawie milion złotych, które miał wydać na alkohol. Wszystkie śledztwa zostały jednak umorzone.

Przyczyną jest brak danych dostatecznie uzasadniających popełnienie przestępstwa

— wyjaśnia Katarzyna Mosakowska, wiceszefowa Prokuratury Rejonowej w Sopocie.

Chodzi o to, że prokuratorzy mieli z jednej strony zeznania oszukanych osób, a z drugiej relacje pracowników sieci, według których klienci świetnie się bawili, nie żałując pieniędzy na trunki i tańce erotyczne.

Za siecią klubów ze striptizem stoi krakowska spółka Event. Interesom właściciela spółki Jana Szybawskiego przygląda się teraz fiskus.

Medialny szum wokół sieci Cocomo sprawił, że w ostatnim czasie jej kluby świeciły pustkami. Jak mówi jedna z pracownic, spowodowało to kłopoty z płatnościami.

Dziewczyny nie dostawały pieniędzy od siedmiu tygodni. W dodatku operatorzy kart płatniczych wymówili umowy i można było płacić tylko gotówką, a to znacznie ograniczyło rachunki w klubach

— ujawnia kobieta.

Z opowieści pracowników wynika także, że Jan Szybawski niedawno zakomunikował pracownikom, że kluby zmienią wkrótce nazwy - mają udawać, że nie tworzą już sieci. Ale sposoby działania mają pozostać takie same. Nie planuje też zwolnień ani zmiany wysokości wynagrodzeń

— informuje tvn24.pl.

Przeciwników klubów Cocomo, którzy oświadczenie firmy przyjęli za dobrą monetę, czeka więc dalsza walka o wyeliminowanie gorszących lokali z ich miast.

bzm/tvn24.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych