Dziś samo hasło „polski system opieki zdrowotnej” wywołuje pusty śmiech. Niestety patologia panująca w polskich szpitalach zbiera tragiczne żniwo.
Jedną z ofiar jest Ewelina, która straciła życie przez to, że nikt jej nie pomógł. 20-latka kilka dni po porodzie krwawiła z dróg rodnych. Z badań w Szpitalu Miejskim w Nysie wynikało, że kobieta cierpi na inwazyjny nowotwór dróg rodnych z przerzutami do płuc. Najpierw Ewelina szukała pomocy w szpitalu ginekologicznym przy ul. Reymonta w Opolu, dokąd ją skierowano, a następnie w Opolskim Centrum Onkologii. Mimo że kwalifikowała się chemioterapii, nie przeprowadzono terapii, która mogła uratować jej życie.
Śledczy zarzucili lekarkom z obu placówek zaniechanie, które doprowadziło do śmierci pacjentki. Wówczas funkcję zastępczyni ordynatora opolskiego szpitala pełniła Hanna Ż., lekarka znana z procesu w sprawie fatalnego porodu oraz tragicznej śmierci Julii Bonk.
Nie zgodziłam się na przyjęcie pacjentki. Możliwości diagnostyczne i sprzętowe mieliśmy takie same jak Nysa, więc tego typu przekazywanie tylko niepotrzebnie wydłużyłoby leczenie. Jednak lekarz dyżurujący zignorował moją decyzję
— tłumaczyła w prokuraturze.
Diagnoza postawiona w Nysie była jednoznaczna. Konieczne było podanie chemii. Szpital ginekologiczno-położniczy nie jest jednak i nigdy nie był przygotowany do takiego leczenia. Potrzeba było specjalistów i leków, którymi dysponowano w warszawskim Centrum Onkologii. Osobiście tam zadzwoniłam i tłumaczyłam krytyczność przypadku, a także zamówiłam transport lotniczy. Ale oni, powołując się na remont oddziału, wyznaczyli termin dopiero za dwa tygodnie, który udało się skrócić tylko o kilka dni
— opowiadała Hanna Ż.
W Opolskim Centrum Onkologi chora trafiła na konsultację do ówczesnej ordynatorki Kamili C. To właśnie ona wydała opinię, która - zdaniem śledczych - mogła zaważyć na życiu 20-latki.
Napisałam wprost, że choroba wymaga chemioterapii, ale z uwagi na ustalony termin w Warszawie zaproponowałam wstrzymać się z decyzją o jej zastosowaniu
— tłumaczyła lekarka.
Przy tak zaawansowanej chorobie wdrożenie chemii mogłoby być zbyt toksyczne dla szpiku kości. Poza tym nie dostałam pełnej dokumentacji chorej, a szpital ginekologiczno-położniczy nie wykonał samodzielnie nawet podstawowych badań, podczas gdy pacjentka miała ostrą niewydolność oddechową i krwawiła do jamy brzusznej
— dodaje Kamila C.
W efekcie Ewelina znów trafiło do szpitala przy ul. Reymonta, gdzie miała czekać na transport do Warszawy. Jednak po kilku dniach stan jej zdrowia uległ znaczącemu pogorszeniu i postanowiono wyciąć jej zainfekowane drogi rodne i macicę.Dopiero wówczas przewieziono ją do szpitala wojewódzkiego. Niestety rozpoczęta tam chemioterapia była zbyt późno podjętą próbą ratowania życia kobiety.
Po kilku dniach, pod koniec sierpnia, kobieta zmarła z powodu wstrząsu krwotocznego i niewydolności oddechowej po przebytym zabiegu
— mówi Jakub Zalasiński, zastępca ordynatora oddziału anestezjologii i intensywnej terapii szpitala wojewódzkiego.
To już kolejny taki przypadek. Czyżby prokuratura powinna delegować do każdej placówki medycznej swojego przedstawiciela, który przypominałby medykom o ich odpowiedzialności za życie ludzie?
gah/gazeta.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kryminal/208494-20-latka-zmarla-w-meczarniach-bo-nikt-nie-chcial-jej-leczyc
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.