Dokładnie 84 lata temu w niemieckim nazistowskim obozie Auschwitz Birkenau śmiercią męczeńską zginął ojciec Maksymilian Maria Kolbe. Polski franciszkanin dobrowolnie oddał życie za Franciszka Gajowniczka, jednego z dziesięciu Polaków skazanych na śmierć głodową w odwecie za ucieczkę z obozu. „Kapitan SS, który zawsze zwracał się do więźniów przez wulgarne ‘ty’, zwrócił się do o. Maksymiliana per ‘pan’: ‘Dlaczego pan chce umrzeć za niego?’ O. Maksymilian odpowiedział: ‘On ma żonę i dzieci’. Po chwili esesman powiedział: ‘Dobrze’”- tak wspominał ten moment Michał Micherdziński, zmarły w 2006 r. były współwięzień. Dzień męczeńskiej śmierci jest także wspomnieniem liturgicznym św. Maksymiliana Kolbego.
14 sierpnia 1941 r. w Auschwitz-Birkenau o. Maksymilian Kolbe zmarł, dobity zastrzykiem z fenolu przez Hansa Bocka, niemieckiego więźnia-kryminalistę pracującego w obozowej izbie chorych. Męczeńska śmierć polskiego zakonnika, który w 1971 r. został beatyfikowany, a 12 lat później - kanonizowany, była wynikiem jego decyzji o oddaniu życia za współosadzonego Franciszka Gajowniczka. Ojciec Kolbe chciał, aby hitlerowscy oprawcy oszczędzili współwięźnia, ponieważ Gajowniczek miał żonę i dwoje dzieci.
W przeddzień 84. rocznicy męczeńskiej śmierci polskiego fanciszkanina w niemieckim obozie
CZYTAJ TAKŻE: „Walka o wolność, godność i miłość pośród wielkiego cierpienia”. Premiera filmu „Triumf serca” o św. Maksymilianie Kolbem
„Jestem polskim księdzem katolickim”
Michał Micherdziński, który również był więźniem Auschwitz i świadkiem poświęcenia o. Maksymiliana wspominał po latach, że po południowym apelu w obozie rozległy się syreny oznaczające, że któryś z więźniów próbował zbiec. Esesmani zaprowadzili więźniów na apel i okazało się, że na bloku 14a brakuje jednego z osadzonych. Więźniowie z tego bloku zostali ukarani staniem na baczność - przez cały dzień i noc, bez czapek, na mrozie. Choć dla wielu osadzonych, zwłaszcza starszych, już ta forma kary była ponad siły, Niemcy na niej nie poprzestali.
Rano oficer niemiecki wykrzyczał w naszym kierunku: „Ponieważ z waszego bloku uciekł więzień, a wy nie przeszkodziliście temu, dlatego dziesięciu z was umrze śmiercią głodową, ażeby pozostali zapamiętali, że nawet najmniejsza próba ucieczki nie będzie tolerowana”. Karl Fritzsch, kierownik obozu, patrzył na nas, mierzył każdego i co chwilę podnosił prawą rękę i mówił: „Du! - ty”. Ten jeden wyraz był wyrokiem śmierci dla wskazanego. Esesmani wywlekali biedaka z szeregu, zapisywali jego numer i odstawiali pod strażą na boku. (…) Modliłem się do Matki Bożej. Nigdy przedtem ani potem, muszę to uczciwie przyznać, już tak żarliwie się nie modliłem. Esesmani minęli mnie. Nie usłyszałem tego strasznego słowa: „Du”. Minęli o. Maksymiliana i stanęli przed Franciszkiem Gajowniczkiem. Niemiec wskazał na niego, a on zawołał: „Jezus, Maria! Moja żona, moje dzieci!”. Niemcy jednak nie zwrócili na to najmniejszej uwagi
— wspominał Michał Micherdziński.
Wówczas z szeregu wystąpił o. Maksymilian, spokojnie podchodząc do oficerów, mimo że wyjście z szeregu bez zezwolenia było karane śmiercią. Współwięźniowie byli więc przekonani, że Niemcy zabiją franciszkanina, jednak „stało się coś nadzwyczajnego, co nigdy dotąd nie miało miejsca”.
Było to dla Niemców coś tak niewyobrażalnego, że stali jak skamieniali. Patrzyli po sobie i nie wiedzieli, co się dzieje. Mieli pilnować porządku, a naraz okazało się, że ten porządek narzuca więzień. Taki jak wszyscy, umęczony, udręczony…(…) Stanął spokojnie przed oficerami. Cała świta, która dokonywała selekcji, wszyscy stali i patrzyli po sobie, nie wiedzieli, co robić. Wreszcie opamiętał się kierownik obozu i wściekły, zapytał swojego zastępcę: „Czego chce ta polska świnia?”. Zaczęli szukać tłumacza, ale okazało się, że tłumacz jest zbędny. O. Maksymilian w postawie na baczność odpowiedział spokojnie po niemiecku: „Chcę umrzeć za niego” i wskazał lewą ręką na stojącego obok Gajowniczka. Padło kolejne pytanie: „Kim jesteś?” - „Jestem polskim księdzem katolickim”. O. Maksymilian, mimo iż wiedział, jak Niemcy traktują polskich księży, nie bał się przyznać do swojego kapłaństwa. Panowała wtedy nieznośna cisza. Każda sekunda wydawała się trwać wieki. Wreszcie stało się coś, czego do dzisiaj nie mogą zrozumieć ani Niemcy, ani więźniowie. Kapitan SS, który zawsze zwracał się do więźniów przez wulgarne „ty”, zwrócił się do o. Maksymiliana per „pan”: „Dlaczego pan chce umrzeć za niego?” O. Maksymilian odpowiedział: „On ma żonę i dzieci”. Po chwili esesman powiedział: „Dobrze”
Dwa tygodnie męczarni i zastrzyk z fenolu
Opisywane powyżej wydarzenia miały miejsce 29 lipca 1941 r., a więc na dwa tygodnie przed śmiercią o. Maksymiliana Kolbego. Niemieccy okupanci planowali uśmiercić zakonnika przez zagłodzenie, jednak przeżył kilkanaście dni w piwnicy, w bloku śmierci. Dodawał otuchy pozostałym 9 skazańcom, którzy początkowo byli zrozpaczeni i rozżaleni, a swój żal kierowali także przeciwko Bogu. W rozpaczy wypowiadali bluźnierstwa.
Później pod wpływem ojca Kolbego zaczęli się modlić i śpiewać pieśni do Matki Najświętszej. Zakonnik dodawał im otuchy, spowiadał i przygotowywał na śmierć. Stojąc lub klęcząc, wpatrywał się pogodnym wzrokiem w dokonujących inspekcji esesmanów
— wspominał świadek, więzień Bruno Borgowiec.
Jak wyglądały egzekucje przez zagłodzenie? Serwis Dzieje.pl opisywał, że osadzonych zamykano w jednej z cel w podziemiach bloku nr 11, bez pożywienia i wody. Wystarczyło kilka, najwyżej kilkanaście dni, aby nastąpiła śmierć w niewyobrażalnych męczarniach. Ojciec Kolbe przetrwał ponad dwa tygodnie - najdłużej ze wszystkich skazanych razem z nim 29 lipca 1941 r. na śmierć przez zagłodzenie.
14 sierpnia 1941 r. został uśmiercony przez niemieckiego więźnia-kryminalistę Hansa Bocka który wstrzyknął mu zabójczy fenol - bezpośrednio do komory serca.
Polski franciszkanin został beatyfikowany przez papieża Pawła VI w 1971 r., a kanonizowany przez Jana Pawła II jedenaście lat później. Ojciec Maksymilian to pierwszy polski męczennik z czasów II wojny światowej wyniesiony na ołtarze.
Franciszek Gajowniczek przetrwał wojnę i dożył wieku 94 lat.
„Abyśmy świadczyli o Twojej miłości”
Episkopat i duchowni upamiętnili w mediach społecznościowych rocznicę męczeńskiej śmierci polskiego franciszkanina:
Wspomnienie św. Maksymiliana Marii Kolbego, prezbitera i męczennika. BibliaNaDziś: „Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy» (Mt 18, 21 – 19, 1)
Boże, dzięki Twojej łasce święty Maksymilian Maria, gorliwy czciciel Niepokalanej Dziewicy, cierpliwie znosił udręki więzienia i oddał swoje życie za bliźniego, spraw za jego wstawiennictwem, abyśmy całym naszym życiem i śmiercią świadczyli o Twojej miłości.
Św. Maksymilian Maria Kolbe pokazał nam swoim życiem kim jest Bóg, kim jest człowiek, kim jest Maryja i czym jest prawdziwa miłość. Uczynił to w czasach wielkiej pogardy dla człowieka. Naśladujmy go w byciu człowiekiem i chrześcijaninem.
CZYTAJ TAKŻE:
jj/Dzieje.pl, X, opoka.org
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/737696-84-rocznica-meczenskiej-smierci-sw-o-maksymiliana-kolbego
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.