Czy mówi coś Państwu słowo „ekskulturacja”? Wspomniany termin, ukuty w 2003 roku przez francuską badaczkę religii Danièle Hervieu-Léger, opisuje stan chrześcijaństwa, szczególnie w Europie Zachodniej, na początku naszego stulecia.
Aby lepiej zrozumieć znaczenie tego pojęcia, warto przypomnieć, co znaczy jego przeciwieństwo, czyli „inkulturacja”. Ten wyraz zrobił karierę w Kościele katolickim zwłaszcza po Soborze Watykańskim II, a oznaczał proces wcielania przesłania chrześcijańskiego w konkretną kulturę. Nie znaczy to, że samo zjawisko narodziło się w XX wieku. Zostało wtedy raczej skonceptualizowane, ponieważ idea „przekładania” Ewangelii na różne kody kulturowe sięga początków chrześcijaństwa. Świadczy o tym choćby opisana w Dziejach Apostolskich misja św. Pawła na ateńskim Areopagu. Modelowym przykładem inkulturacji była aktywność intelektualna Ojców Kościoła w IV wieku, zwłaszcza mistrzów kapadockich, którzy potrafili wyrazić orędzie ewangeliczne na gruncie filozofii greckiej. Ideałem było to, by do każdego człowieka, niezależnie od epoki i szerokości geograficznej, mogło dotrzeć słowo, które będzie wyrażone w jego rodzimej poetyce i w pełni zrozumiałe.
Dziś mamy do czynienia z sytuacją paradoksalną. Konceptualizacja zjawiska inkulturacji zbiegła się bowiem w czasie z procesem ekskulturacji. Stało się to wówczas, gdy powstała jedna globalna kultura masowa, obejmująca cały świat. Dziś na wszystkich kontynentach ludzie oglądają te same filmy, słuchają tej samej muzyki, ulegają tym samym modom. Wydawać by się mogło, że jest to sytuacja idealna dla misjonarzy, ponieważ nie muszą swego przesłania wyrażać za pomocą różnych matryc kulturowych – wystarczy jedna. A jednak ta jedna okazała się być bardziej oporna na przesłanie ewangeliczne niż wszystkie lokalne.
Gdzie są dzieła z tamtych lat?
Od kilkudziesięciu lat trwa wypłukiwanie kultury zachodniej z pierwiastków chrześcijańskich. Ten proces różni się od dotychczasowych działań ateistów i antyklerykałów, którzy negowali i zwalczali chrześcijaństwo, jednak pozostawało ono dla nich niezmiennym punktem odniesienia. Ekskulturacja usuwa natomiast czynnik religijny z pola widzenia jako coś nieważnego i niewartego uwagi. To sprawia, że współczesny człowiek może myśleć o sobie i o świecie, nie uwzględniając żadnego elementu kulturowego odziedziczonego po chrześcijaństwie. Dlatego Kościół nie trafia ze swym przesłaniem do ludzi, dla których takie pojęcia, jak np. dusza, powołanie, poświęcenie, stworzenie, grzech, łaska, zbawienie, przeznaczenie czy natura pozostają niezrozumiałe i nieistotne. Są to kategorie, które znajdują się poza ich horyzontem poznawczym, więc nie mają żadnego wpływu na kształtowanie ich świata wartości, definiowanie dobra i zła czy odnajdowanie sensu, celu i znaczenia życia.
Problem polega na tym, że Kościół stracił wpływ na kulturę. Gdy spojrzymy na najważniejsze dzieła sztuki minionych wieków, zobaczymy, że bardzo wiele z nich powstało na zamówienie instytucji katolickich: katedry, obrazy, rzeźby, kompozycje muzyczne, utwory literackie etc. Dla tych instytucji tworzyli m.in. Leonardo da Vinci, Michał Anioł, Rafael Santi, Giovanni Bernini, Wolfgang Amadeusz Mozart, Joseph Haydn i wielu innych. Kościół przez stulecia pozostawał bowiem najpotężniejszym na świecie mecenasem kultury i sztuki. Dziś nie liczy się niemal w ogóle w tym obszarze. Gdzie są chrześcijańskie podmioty wśród największych na świecie wytwórni filmowych, firm fonograficznych, portali internetowych, platform cyfrowych, agencji prasowych czy redakcji wielkich mediów? Nie ma ich. Jak można zatem wpływać na kulturę, nie mając do tego narzędzi? Mało tego: nie mając nawet świadomości, jak kluczową sprawą dla ewangelizacji jest kultura.
„Wyjście kultury katolickiej” z Europy
Zdaniem Danièle Hervieu-Léger, „ekskulturacja” w Europie Zachodniej jest dziś kompletna i ostateczna, ponieważ Kościół definitywnie stracił wpływ na społeczeństwo. Może przemawiać tylko do swoich wiernych, a i w ich przypadku nie jest pewne, czy będą go słuchać. To „wyjście kultury katolickiej” z europejskiej przestrzeni publicznej dokonało się niepostrzeżenie. Wierni opuszczali świątynie bez głośnego trzaskania drzwiami, jakby cichcem wychodząc na palcach. Nie znajdowali tam nic dla siebie, więc na zewnątrz nie wynosili niczego.
Gdy nadszedł moment próby (a takim z pewnością była pandemia), okazało się, że katolickie sakramenty i obrzędy uznane zostały przez władze państwowe i większość społeczeństwa za całkowicie nieistotne. Większe zrozumienie wykazywano dla hazardzistów, którzy chcieli gromadzić się i grać w kasynach, niż dla tych niewielu katolików, którzy pragnęli w tamtych trudnych momentach przystąpić do Eucharystii, otrzymać namaszczenie chorych czy pochować bliskich zgodnie z wyznawaną przez nich wiarą. Co więcej, tę samą optykę podzielała niemała część hierarchii kościelnej, dla której perspektywa doczesna okazywała się ważniejsza od wiecznej.
Ile można żyć z odsetek?
Według Danièle Hervieu-Léger katolicyzm jest dziś skazany na formę diaspory, w której będzie mógł przyciągnąć do siebie wiernych tylko wtedy, gdy stworzy „kulturę alternatywną” wobec dominującej. Dziś Kościół w tym względzie odcina kupony od przeszłości, żyjąc z kapitału nagromadzonego w poprzednich wiekach. Ten kapitał zaczyna się jednak wyczerpywać. Dziś coraz częściej ludzie Zachodu, wchodząc do średniowiecznych katedr katolickich, mają podobne odczucia, jak my w egipskich piramidach lub świątyniach, wpatrując się w hieroglify i podobizny bóstw. Jest to egzotyczne i niezrozumiałe zarazem: nie rozumiemy tego pisma, nie znamy tych mitów, nie rozpoznajemy przedstawionych postaci (może ktoś bardziej oczytany z nas zidentyfikuje Izydę lub Ozyrysa, tak jak ktoś ze współczesnej młodzieży zachodniej rozpozna w wiszącym na krzyżu mężczyźnie Jezusa) – generalnie jednak nie ma to jednak żadnego związku z naszym życiem.
Wszystkie wielkie cywilizacje w dziejach ludzkości powstawały wokół kultów religijnych. Religia ma ze swej natury funkcję kulturotwórczą, ponieważ inspiruje ludzi, którzy nią żyją, do tworzenia dzieł zgodnych ze swoją wiarą. Jeśli tak jest, to w podobnej sytuacji do chrześcijaństwa znajdują się inne wielkie religie, które także muszą zmierzyć się z wyzwaniem zsekularyzowanej globalnej kultury masowej. Jak poradzą sobie z tym problemem islam, buddyzm czy hinduizm?
A jak poradzimy sobie my, chrześcijanie?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/729937-katolicyzm-nie-liczy-sie-w-ogole-we-wspolczesnej-kulturze
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.