„Nie mogę powiedzieć, że wszyscy, ale na pewno część wróci na Ukrainę. W nich też jest nadzieja, że oni żyjąc w Europie Zachodniej czy w innych miejscach nabiorą doświadczenia i to od nich będzie się zaczynać prawdziwa przemiana. Że to oni będą tymi, którzy stworzą nową społeczność, która będzie chyba najbardziej wolna od wpływu starego systemu. W nich jest największa nadzieja tego narodu. Że ci, którzy wyjechali, ci którzy przeżyli, będą odbudowywać ten kraj, budując solidną narodowość i prawdziwe dobro” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. Rafał Szkopowiec, polski proboszcz w kościele p.w. Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny w Sumach na Ukrainie.
wPolityce.pl: Jak ksiądz trafił na Ukrainę?
Ks. Rafał Szkopowiec: Jakoś tak się w życiu ułożyło. Nie planowałem tego. Trafiłem na Ukrainę w 2006 r. i jestem tutaj już 19 lat. Pierwsza moja placówka była w Ługańsku, później spędziłem 10 lat w Berdiańsku, kolejne siedem lat spędziłem pod Charkowem, w miasteczku Merefa, a od połowy lutego tego roku jestem w Sumach. W przyszłym roku minie 20 lat odkąd przyjechałem na Ukrainę. Mały jubileusz.
Czy to jest pierwsza parafia, gdzie ksiądz jest proboszczem?
Nie, pierwsze moje probostwo było w Berdiańsku, nad Morzem Azowskim, obecnie są tam, niestety, Rosjanie. Później przez siedem lat, od 2017 roku, byłem proboszczem w parafii w miasteczku Merefa.
Duża jest obecna księdza parafia?
Pod względem liczby wiernych to nie jest duża, ale jest duża terytorialnie. Na Ukrainie mamy trochę inne przełożenia. W Polsce mamy liczebnie duże parafie, a na Ukrainie mamy parafie, które są duże powierzchniowo. Na całe sumskie województwo są cztery parafie, a cała nasza diecezja to ponad 1/3 Ukrainy. Przestrzeń jest ogromna, ale parafian nie mamy tyle, ile jest w Polsce. W całej naszej diecezji nie ma zbyt wielu katolików.
Czy ksiądz proboszcz ma do pomocy innych księży czy jest sam?
Tak, jest tutaj ksiądz wikariusz, który przed kapłaństwem sam walczył. To doświadczony człowiek, jego brat zginął na wojnie. Jesteśmy tutaj we dwóch.
Gdzie ksiądz był, gdy 24 lutego 2022 roku zaatakowali Rosjanie?
Pod Charkowem, w miejscowości Merefa.
Jak wyglądały pierwsze dni wojny?
Te pierwsze dni były najtrudniejsze, bo nikt nie wiedział, czego się spodziewać. Wybuchła wielka panika, ludzie zaczęli uciekać, szukać bezpiecznego miejsca.
Co ksiądz wtedy robił?
Pomagałem w ewakuacji. Pod Charkowem mamy Siostry Orionistki, które prowadzą domy dla matek będących w trudnej sytuacji, i myśmy te siostry, matki z dziećmi i jeszcze osoby z mojej poprzedniej parafii, w tym jedną osobę na wózku inwalidzkim, ewakuowaliśmy kilkunastoma samochodami i autobusem na zachodnią Ukrainę.
I wrócił ksiądz do Charkowa?
Tak, w Charkowie byli księża, trzymaliśmy się razem. Zajmowaliśmy się pomocą ludziom, którzy zostali na miejscu. Rozwoziliśmy pomoc humanitarną, dzieliliśmy lekarstwa. Początki były ciężkie, bo niewiele było i nikt nie wiedział, co będzie dalej. Później zaczęły docierać transporty, rozładowywaliśmy tiry i rozdawaliśmy pomoc. W pewnym momencie w ciągu dniach przychodziło nawet cztery tysiące osób, aby uzyskać pomoc. Z czasem to zaczęło się zmieniać. Dzisiaj jest zupełnie inny obraz wojny. Mamy wypracowane schematy, zachowania związane z bezpieczeństwem. Ten najtrudniejszy czas trwał rok, później już wróciłem do pracy duszpasterskiej. W Charkowie, gdy uderza rakieta czy dron, to już na drugi dzień ludzie szybko sprzątają, remontują, dekorują, aby ta wojna nie niszczyła nas psychicznie, żeby mieć w sobie nadzieję. Każdy z nas lubi żyć w porządku, czystości, inaczej się wtedy czujemy i innym jest z nami lepiej, a gdy przestaniemy sprzątać, myć się, to wiadomo do jakiego stanu się doprowadzimy. Naszym zadaniem jest teraz bardziej pomaganie, podtrzymywanie na duchu, po to tutaj jesteśmy. Sporo osób zostało, nie wszyscy chcą wyjechać, bo to nie my powinniśmy uciekać, a zło powinno od nas uciekać.
Wiara pomaga w czasie wojny?
Gdyby nie wiara, to by mnie tutaj nie było. Nie byłoby tutaj wielu z nas. Wierzymy w zwycięstwo dobra nad złem. Dlatego zostaliśmy na miejscu w najtrudniejszym czasie. Przecież, jako Polacy mogliśmy spokojnie wyjechać.
To była księdza decyzja, aby zostać?
Tak, biskup nam powiedział, że jesteśmy wolni i możemy sami zdecydować, ale wybraliśmy taką służbę i chcemy być z tymi ludźmi. To, co pamiętam z pierwszych lat posługi na Ukrainie, że to, co mnie zmotywowało do tego, by tutaj zostać i służyć, bo na początku przyjechałem, aby się rozejrzeć i zobaczyć czy to będzie moje miejsce, to były pytania osób, które poznawałem w kolejnych miejscach, które za każdym razem, gdy na chwilę wracałem do Polski, pytały mnie, czy na pewno wrócę. Te osoby wiedziały, że możemy wyjechać i nie wrócić, a chyba jednym z największych cierpień, które człowiek może przeżyć, to czuć się odrzuconym, niechcianym, nikomu niepotrzebnym. Wiara nam w tym pomaga. Wiemy, że nie jesteśmy sami. Również pomoc humanitarna to wyraz tego, że nie jesteśmy sami.
W ostatnim czasie o Sumach usłyszał cały świat. W bestialskim ataku Rosjan zginęły co najmniej 34 osoby, a 117 zostało rannych. Gdzie ksiądz wtedy był? Jak to wyglądało?
Byłem tutaj na parafii. Otworzyłem akurat kościół, przyszło już trochę młodzieży. Pierwszy wybuch był troszkę dalej, a drugi bliżej. Za drugim uderzeniem zatrzęsła się nieco ziemia, zaraz wzbił się kurz, fala uderzeniowa powybijała szyby dookoła. Nawet wróble, które siedziały na drzewie, pospadały jakby zamieniły się w kamienie, aby za chwilę polecieć.
Jak daleko spadły rakiety od kościoła?
W linii prostej to jest około kilometra.
To był pierwszy taki duży atak na Sumy?
Tutaj codziennie jest jakiś atak. W Sumach jesteśmy blisko „akcji kurskiej”. Dopóki się ona nie zaczęła, to było w miarę spokojnie. Ale bez względu na to, czy w Sumach, w Charkowie czy we Lwowie, to nikt tam nie da gwarancji bezpieczeństwa. Jest wojna i trudno nam przewidzieć, co zrobi wróg.
Jak wygląda codzienność? Ze słów księdza wynika, że trochę się „oswoiliście” z wojną.
Jeżeli można tak powiedzieć. Jest to trochę niebezpieczne, że się „oswajamy” z wojną, nie reagujemy na syreny alarmowe, które nawet teraz wyją. Ale człowiek by nie zdążył wyjść ze schronu i trzeba byłoby wracać i może tak kilkadziesiąt razy w ciągu doby. To jest męczące, fizycznie i psychicznie. Ludzie starają się żyć normalnie, żeby nie dać się zastraszyć, nie żyć strachem. Na pewno to działa na nasze organizmy, wiele osób choruje, szczególnie dzieci. W naszej parafii jest duża rodzina, gdzie jest szóstka dzieci, które często chorują. Osobiście uważam, że to jest skutek tego, że żyjemy w ciągłym stresie. Niemal nieprzerwanie wyją syreny, latają drony, słyszymy wybuchy i myślę, że stres z tym związany przyczynia się do chorób. Ja mam też przywilej, że mogę wyjechać, ale są przecież osoby, które nie mogą, więc ciągle żyją w tym stresie i to działa na nie destrukcyjnie. Dlatego staramy się żyć jak najnormalniej, robić to, co robilibyśmy w czasie pokoju. Sadzimy kwiatki, malujemy, otaczamy się pięknem i porządkiem, żeby mieć w sobie nadzieję i siłę do codziennego życia.
Czy dużo osób wyjechał z Sum?
Tak, bardzo dużo. Tutaj nawet była przed wojną Msza po angielsku, bo było bardzo dużo studentów z zagranicy. Wszyscy oni wyjechali. Również większość młodych parafian wyjechało. Zostali ci, którzy nie chcieli wyjechać albo już nawet wrócili, bo jeżeli ktoś spędził tutaj całe swoje życie, to ciężko się odnaleźć w innej rzeczywistości. To jednak jest ich dom, ich ziemia. Nie przesadza się starych drzew.
Myśli ksiądz, że ci, którzy wyjechali, wrócą?
Nie mogę powiedzieć, że wszyscy, ale na pewno część wróci. W nich też jest nadzieja, że oni żyjąc w Europie Zachodniej czy w innych miejscach nabiorą doświadczenia i to od nich będzie się zaczynać prawdziwa przemiana. Że to oni będą tymi, którzy stworzą nową społeczność, która będzie chyba najbardziej wolna od wpływu starego systemu. W nich jest największa nadzieja tego narodu. Że ci, którzy wyjechali, ci którzy przeżyli, będą odbudowywać ten kraj, budując solidną narodowość i prawdziwe dobro.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/726984-proboszcz-z-sum-tutaj-codziennie-jest-jakis-atak
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.