W sprawie szkolnych lekcji religii i parafialnej katechezy wypowiadałem się kilkakrotnie – ostatnio 8 września 2024 r.
Przypomnę:
Dyrektorium ogólne o katechizacji Kongregacji ds. Duchowieństwa z 1997 r. rozróżnia pomiędzy lekcją religii w szkole i katechezą. Stwierdza też, że „jest […] konieczne, by nauczanie religii w szkole jawiło się jako przedmiot, który wymaga takiej samej systematyczności i organizacji jak inne przedmioty” (nr 73).
Podobnie sprawę stawia Dyrektorium o katechizacji Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji z 2020 r.: „Nauczanie religii katolickiej w szkole […] odróżnia się […] od katechezy, a zarazem jest wobec niej komplementarne. Tam, gdzie rozróżnienie nie jest wyraźne, istnieje zagrożenie, że utracą one swoją tożsamość” (nr 313).
Co w tej sprawie ma do powiedzenia filozof religii?
Otóż religia katolicka jest osobową relacją człowieka do Boga rozumianego jako źródło i cel życia ludzkiego, oraz jako ten, z którym człowiek wchodzi we wspólnotę miłości.
Relacja ta ukonstytuowana jest przez akty wiary, nadziei i miłości. Człowiek zmierza do Boga, aby w Nim spocząć. Przez wiarę w Boże objawienie poznaje, w jaki sposób ma zmierzać. Powinien więc poznać naukę katolicką, powinien wiedzieć, jaka jest wiara Kościoła katolickiego. I po to są szkolne lekcje religii. Ale człowiek potrzebuje też inicjacji religijnej. I temu celowi ma służyć katecheza, dla której optymalnym środowiskiem jest wspólnota parafialna.
Nie można w imię światopoglądowej neutralności eliminować lekcji religii ze szkół. Kategoria neutralności światopoglądowej szkoły jest iluzją. Program edukacyjny zawsze, bardziej lub mniej świadomie, zakłada filozoficzne rozumienie tego, kim jest uczeń i jaki jest ostateczny cel jego życia. Konsekwencją tego będą określone cele edukacyjne – nigdy nie będą one neutralne. Widać to chociażby po kierunku zmian, jakie zaprowadza MEN. Są one inspirowane filozofią i ideologią neomarksistowską. Skoro oświata jest finansowana z podatków wszystkich obywateli, zarówno wierzących, jak i niewierzących, to szkoła powinna być otwarta, na zasadach dobrowolności ze strony uczniów i ich rodziców, na transcendentny, wertykalny wymiar życia ludzkiego. Konstrukcja oświaty nie może zakładać, że ostateczny cel życia ludzkiego zamyka się w doczesności. Powinna umożliwić uczniom uczestnictwo w zajęciach, które ukazują nadprzyrodzony cel życia ludzkiego. Na zarzut, że niewierzący nie chcą, aby ich podatki były przeznaczane na lekcje religii odpowiem w ten sposób: wierzący też nie są zadowoleni z tego, że z ich podatków finansowane są różne instytucje i przedsięwzięcia lewackie.
Dostrzegam jednak coś pozytywnego w decyzji MEN ograniczającej liczbę godzin religii w szkole do jednej tygodniowo. Ta decyzja zmobilizuje Kościół do prowadzenia parafialnej katechezy. Z perspektywy teologii dziejów wszystko służy realizacji zamiarów Bożej opatrzności.
Szkolne lekcje religii i parafialna katecheza to sprawy zbyt wielkie, aby pozostawić je samym tylko katechetykom, choćby nawet byli biskupami. Jeśli nawet można im pozostawić sprawy parafialnej katechezy, to do przygotowania szkolnych lekcji religii dobrze byłoby zaprosić także teologów z zakresu teologii dogmatycznej i moralnej, teologów duchowości, historyków Kościoła, biblistów, a także filozofów tradycji tomistycznej. Pomoc tych ostatnich jest potrzebna w zakresie ukazania racjonalnych podstaw wiary. W razie potrzeby służę w tym zakresie pomocą. Nie wspomnę już o przydatności pedagogów chrześcijańskich oraz psychologów.
Widzę też potrzebę przygotowania czegoś na podobieństwo Podręczników metodycznych do katechizmu religii katolickiej pod redakcją Jana Charytańskiego SJ. Chodzi o podręczniki, w których każda jednostka lekcyjna będzie zaopatrzona w tekst dla nauczyciela religii oraz w propozycję przeprowadzenia lekcji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/720478-filozofia-religii-a-lekcja-religii-i-parafialna-katecheza