Wielu katolików na świecie dobrze zapamiętało wydarzenie, które mogli śledzić dzięki bezpośredniej transmisji telewizyjnej 27 marca 2020 roku. Na opustoszałym całkowicie placu św. Piotra w Rzymie, w smutny, pochmurny, deszczowy wieczór samotna postać w białej sutannie stała długo przed średniowiecznym krucyfiksem. Był to papież Franciszek modlący się o ustanie pandemii.
Szpital polowy czy zamknięta twierdza?
Wspomniana scena miała w sobie coś symbolicznego. Była jakby obrazem hierarchii kościelnej odizolowanej od wiernych z powodu strachu przed koronawirusem. Przed pandemią Franciszek nawoływał, by Kościół stał się szpitalem polowym, w którym każdy poraniony może liczyć na pomoc. Gdy jednak nadeszła chwila próby i pojawiła się okazja, by urzeczywistnić tę ideę, świątynie katolickie zamieniły się w zamknięte twierdze, odgrodzone grubymi murami od zwykłych wiernych, ciężko chorych, umierających i pozbawionych możliwości otrzymania zbawczych sakramentów na ostatnią drogę.
Pisałem wówczas w tygodniku „Sieci”:
Scena z Placu św. Piotra jest symboliczna jeszcze z jednego powodu. To jakby obraz Kościoła znajdującego się w próżni, nie mającego styczności z życiem większości Europejczyków. Jedyny związek z chrześcijaństwem, jaki im jeszcze pozostał, to jakaś nić sympatii do tej samotnej postaci w białej sutannie, którą podziwiają za walkę z globalnym ociepleniem, politykę imigracyjną czy dialog międzyreligijny. Poza tym wokół pustka.
Epidemia obnażyła słabość nie tylko Unii Europejskiej (co powtarzają dziś wszyscy), lecz także Kościoła katolickiego w Europie. W przeszłości – zwłaszcza w trudnych momentach dziejowych – bywał on jednym z podstawowych punktów odniesienia dla mieszkańców naszego kontynentu. Dziś przestał być realnym podmiotem społecznym, zaś głos hierarchów katolickich pozostaje niesłyszalny.
Symboliczna scena w Watykanie
Niektóre sceny mają to do siebie, że urastają do rangi symbolu. Można to powiedzieć również o obrazie, który mogliśmy oglądać podczas transmisji z rozpoczęcia Roku Jubileuszowego w ostatnią Wigilię Bożego Narodzenia w Bazylice św. Piotra. Tym, co uderzało natychmiast obserwatora, była stosunkowo niewielka liczba wiernych, zarówno w świątyni, jak i na placu przed nią. Kontrastowało to mocno z tłumami, które wypełniały szczelnie te miejsca 24 grudnia 1999 roku, gdy Jan Paweł II rozpoczynał Rok Jubileuszowy 2000. Główna nawa świeciła pustymi krzesłami, nie mówiąc już o opustoszałych nawach bocznych. Chętnych nie przyciągnął nawet wieczorny koncert z udziałem gwiazd włoskiej muzyki poważnej.
Franciszek wjechał do Bazyliki przez Drzwi Święte na wózku inwalidzkim. W uchu miał aparat słuchowy, a pod brodą fioletowy krwiak – ślad po niedawnym upadku i uderzeniu o szafkę nocną. Miał trudności z oddychaniem. Mówił słabym, zmęczonym głosem, a na jego twarzy malował się smutek. Mówił o nadziei, którą trzeba zanieść tam, gdzie została utracona, „tam, gdzie życie jest poranione, w zdradzonych oczekiwaniach, w rozwianych marzeniach, w niepowodzeniach, które rozdzierają serce; w znużeniu tego, kto nie daje już rady, w gorzkiej samotności tego, kto czuje się pokonany, w cierpieniu, które drąży duszę; w długich i pustych dniach więźniów, w ciasnych i zimnych izbach ubogich, w miejscach sprofanowanych przez wojnę i przemoc”.
Choć był to czas świąteczny, niezbyt bogaty w ważne informacje ze świata, to jednak największe i najbardziej opiniotwórcze media nie poświęciły rozpoczęciu Roku Jubileuszowemu zbytniej uwagi, spychając doniesienia o nim na dalszy plan. Nawet przez komentatorów religijnych przesłanie Franciszka o nadziei przykryte zostało inną wiadomością: o tym, że z okazji Roku Jubileuszowego we wrześniu 2025 roku odbędzie się specjalna pielgrzymka do Watykanu dla społeczności LGBTQ – pierwsza tego typu w historii Kościoła.
Signum temporis, Anno Domini 2024.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/716919-symboliczna-scena-rozpoczecia-roku-jubileuszowego