Jesteśmy świadkami, a nieraz i uczestnikami sporu o szkolne lekcje religii. Na temat lekcji religii i katechezy wypowiadałem się trzykrotnie:
— Spór o religię w przestrzeni publicznej to spór cywilizacyjny
— Lekcje religii i katecheza. Decydentom proponuję rozważenie pewnej możliwości
Dziś chcę powiedzieć, że w mojej ocenie spór nie jest dość dobrze prowadzony, i to z obydwu stron. Brakuje mi mocnego zaakcentowania, że nie chodzi o interesy tej czy innej grupy kościelnej, partyjnej czy zawodowej. Chodzi o dobro wspólne! Chodzi o dobro uczniów a w konsekwencji o dobro społeczne. Tym dobrem jest nade wszystko Bóg – źródło i cel życia ludzkiego, ostateczna racja tego, aby w ogóle żyć, czynić dobro, pracować, kochać, znosić cierpienia. Tylko Bóg stanowi ostateczne spełnienie ludzkiego losu. Oczywiście, religia spełnia ważną rolę kulturotwórczą, buduje więzi społeczne, nieraz pełni rolę terapeutyczną. Ale są to sprawy drugorzędne, chociaż niewątpliwie ważne. I dlatego z niedosytem czytałem Oświadczenie Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski w związku z publikacją Rozporządzenia Ministra Edukacji z dnia 26 lipca 2024 r. zmieniającego rozporządzenie w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach. W oświadczeniu tym znajdujemy takie uzasadnienie dla lekcji religii w szkole: „Komisja Wychowania Katolickiego wciąż przypomina, że nauczanie religii katolickiej i innych wyznań wspiera wychowawczą rolę szkoły. Stanowi integralną część wychowania człowieka, służy jego rozwojowi moralnemu i społecznemu, ma duże znaczenie dla poznawania własnej historii i kultury”. Tylko tyle?
Chcę zauważyć, że mamy do czynienia z (neo)marksistowską rekonkwistą. Trwa lewacki marsz przez instytucje. Chodzi nie tylko o szkołę, ale i o inne ważne dla państwa instytucje – np. wymiar sprawiedliwości, media, teatry, kina, opery, centra kultury. W chwili, gdy piszę ten tekst, odbywa się osobliwe wydarzenie kulturalne w Lubelskim Centrum Kultury
Spór o religię w szkole to fragment większego sporu o kształt polskiej szkoły. Przejawem walki o szkołę jest to, co lewicowa pani minister uczyniła z przedmiotami humanistycznymi i społecznymi. Wypada „historia i teraźniejszość”. Owszem, znalazłem w podręczniku znakomitego historyka jedno niefortunne pytanie: „kto będzie kochał te dzieci?” Takie rzeczy zdarzają się najlepszym. Ale jest to znakomity podręcznik. Zakłada poprawną ontologię bytu ludzkiego, społecznego i historycznego. Historia nie zna nagich faktów. W narracji zawsze obecne jest rozumienie tego, co się dzieje, a więc pewna interpretacja. Rozumiem, że dla osób wychowanych na materializmie historycznym „Historia i teraźniejszość” prof. Wojciecha Roszkowskiego jest nie do przyjęcia. W ogóle prawda o najnowszej historii jest dla tradycji lewicowej niewygodna. Co więcej, w imię poprawności politycznej czy partykularnych interesów dokonuje się retuszu historii II wojny światowej. Zamachu na polską kulturę dokonuje się między innymi w drodze doboru i eliminacji lektur szkolnych. A dalej, zamiast wychowania do życia w rodzinie ma być edukacja zdrowotna zawierająca między innymi edukację seksualną uczącą, jak czerpać przyjemność z ciała tak, aby nie zajść w ciążę i nie zarazić się jakąś chorobą. To nie wszystkie przejawy przejmowania szkoły przez siły ateistyczne, liberalne czy wręcz nihilistyczne.
W tym kontekście można zrozumieć chęć wyeliminowania religii ze szkoły. Religia stawia człowieka wobec Transcendencji, wobec Boga. To jest nie do zaakceptowania dla tych, którzy chcą sobie ludzi podporządkować i na uległych obywateli płacących podatki wychować. Nie miejmy złudzeń. Docelowo będą chcieli wyprowadzić zupełnie lekcje religii ze szkoły.
Póki co, mamy to, co mamy. Co więc wypada nam czynić? Jak już poprzednio pisałem, sądzę, że trzeba się zgodzić na jedną lekcję religii w szkole, a w parafii organizować katechezę parafialną. Można się zgodzić na łączenie klas tego samego poziomu – np. kilku klas pierwszych, ale urąga zasadom dydaktyki, aby łączyć klasy z różnych poziomów. Nikt nie proponuje, aby lekcja np. matematyki była dla klas I – III. A lekcje religii też mają swój program. To nie są spotkania towarzyskie.
Sądzę, że musi też wybrzmieć to, że szkoła bez religii nie będzie szkołą światopoglądowo neutralną! Jak już poprzednio pisałem, kształt edukacji nigdy nie jest filozoficznie, światopoglądowo i aksjologicznie neutralny. Edukacja ateistyczna i szkoła bez lekcji religii nie jest światopoglądowo neutralna. Zawsze, bardziej lub mniej wyraźnie, w teorii i praktyce pedagogicznej założony jest określony obraz człowieka – tego, kim jest z natury, i na czym ma polegać jego doskonałość, czy jaki ma być cel procesu edukacyjnego.
Rozstrzygnięcia natury światopoglądowej, ogólnofilozoficznej, antropologicznej, etycznej, aksjologicznej zawarte są między innymi w ustroju szkolnym, w regulacjach określających ramy kwalifikacyjne, efekty lub standardy kształcenia, w podstawach programowych i w podręcznikach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/705312-spor-o-szkole-chodzi-o-dobro-wspolne