Na temat lekcji religii i katechezy wypowiadałem się dwukrotnie. Dzisiaj, w nowej sytuacji politycznej, wracam do tematu. Lewicowy, (neo)marksistowski marsz przez kulturę, przez instytucje, także przez szkołę, po ostatnich wyborach parlamentarnych znacznie przyspieszył. Do głosu coraz mocniej i wyraźniej dochodzi stanowisko, wedle którego doczesne dobro wspólne jest jedynym dobrem wspólnym. Stanowisko to neguje transcendentny wymiar życia ludzkiego. W takiej sytuacji religia jest postrzegana jako przeszkoda czy zbędny balast w realizacji celów politycznych.
CZYTAJ WIĘCEJ:
— Spór o religię w przestrzeni publicznej to spór cywilizacyjny
— Lekcje religii i katecheza. Decydentom proponuję rozważenie pewnej możliwości
Czy szkoła może być światopoglądowo neutralna?
Kształt edukacji nigdy nie jest filozoficznie, światopoglądowo i aksjologicznie neutralny. Edukacja ateistyczna (tzn. bez religii) i szkoła bez lekcji religii nie jest światopoglądowo neutralna. Zawsze, bardziej lub mniej wyraźnie, w teorii i praktyce pedagogicznej założony jest określony obraz człowieka – tego, kim jest z natury, i na czym ma polegać jego doskonałość, czy jaki ma być cel procesu edukacyjnego.
Rozstrzygnięcia natury światopoglądowej, ogólnofilozoficznej, antropologicznej, etycznej, aksjologicznej zawarte są między innymi w ustroju szkolnym, w regulacjach określających ramy kwalifikacyjne, efekty lub standardy kształcenia, w podstawach programowych i w podręcznikach. Skoro tak się rzeczy mają, to rodzi się pytanie, jaka powinna być edukacja w społeczeństwie pluralistycznym, zróżnicowanym światopoglądowo i religijnie? Czy państwo ma prawo narzucać wszystkim jeden typ edukacji? Wiemy, że tak się często dzieje. Chodziłem do szkoły w czasie, kiedy państwo praktycznie posiadało monopol szkolny i kształciło w duchu materializmu dialektycznego i historycznego. Chodziłem do szkoły podstawowej i średniej ze świadomością, że szkoła w zakresie przedmiotów humanistycznych i społecznych kłamie.
Optymalne rozwiązanie jest takie, że istnieje pluralizm szkolny, i że edukację prowadzą wszystkie zdolne i chętne do tego podmioty (państwo również, ale nie tylko państwo). Jeśli państwo zbiera podatki od wszystkich obywateli i decyduje się finansować system oświaty i wychowania, wówczas jest czymś naturalnym, że finansuje wszystkie typy szkół w myśl zasady, że pieniądz idzie za uczniem. Nie znaczy to, że państwo nie ma absolutnie nic do powiedzenia w kwestii edukacji prowadzonej przez różne podmioty – powinno to robić w tym zakresie, w jakim jest zobowiązane do troski o dobro wspólne. Nie powinno na przykład zezwalać na istnienie jednostek edukacyjnych nastawionych antycywilizacyjnie, kwestionujących naukę, promujących postawy aspołeczne i nienawistne. Państwo nie może być aksjologicznie neutralne.
W przypadku szkoły niewyznaniowej, do której chodzą uczniowie chcący uczestniczyć w lekcjach religii, państwo powinno umożliwić jej obecność i ją finansować. Nie można traktować lekcji religii jako kaprysu większości czy części uczniów. Jest to sprawa rozumienia integralności edukacji. Ani edukacja z religią, ani edukacja bez religii nie jest światopoglądowo neutralna. Państwo nie powinno preferować jednego z tych rozwiązań.
Lekcja religii i katecheza
Dyrektorium ogólne o katechizacji Kongregacji ds. Duchowieństwa z 1997 r. rozróżnia pomiędzy lekcją religii w szkole i katechezą. Stwierdza też, że „jest […] konieczne, by nauczanie religii w szkole jawiło się jako przedmiot, który wymaga takiej samej systematyczności i organizacji jak inne przedmioty” (nr 73).
Podobnie sprawę stawia Dyrektorium o katechizacji Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji z 2020 r.: „Nauczanie religii katolickiej w szkole […] odróżnia się […] od katechezy, a zarazem jest wobec niej komplementarne. Tam, gdzie rozróżnienie nie jest wyraźne, istnieje zagrożenie, że utracą one swoją tożsamość” (nr 313).
Tymczasem Dyrektorium katechetyczne Kościoła katolickiego w Polsce Konferencji Episkopatu Polski z 2001 r. stawia sprawę w następujący sposób:
„W warunkach polskich, biorąc pod uwagę historyczne uwarunkowania oraz utwierdzoną przez ostatnie dziesięciolecia tradycję katechetyczną, należy szkolne nauczanie religii traktować jako część katechezy, tj. jako specyficzną formę katechezy” (nr 82).
Autorzy polskiego dyrektorium pomijają jednak to, że kiedyś, jeszcze po II wojnie światowej, jak mogłem się przekonać chociażby z licealnych zeszytów mojej Matki, na szkolnych lekcjach religii była „twarda” wiedza z zakresu dogmatyki, etyki i historii Kościoła.
Obecnie toczą się przygotowania do daleko idącej reformy nauczania szkolnego. Propozycje (inicjatywy) pani minister Barbary Nowackiej noszą wyraźne znamiona ideologii (neo)marksistowskiej. Chodzi nie tylko o lekcje religii, ale także o zmiany w zakresie przedmiotów humanistycznych (literatura, historia) i społecznych (przygotowanie do życia w rodzinie i społeczeństwie).
Jeśli chodzi o lekcje religii, decydentom proponuję takie rozwiązanie: Może jednak w szkole pozostawić lekcje religii w wymiarze proponowanym przez panią minister Nowacką, a katechezę, rozumianą jako inicjacja w budowanie relacji z Bogiem, inicjacja w życie modlitewne, liturgiczne, sakramentalne, jako wprowadzenie w dziedzinę caritas, w różne formy społecznego zaangażowania, w kulturę, związać z parafią. Być może przez panią minister Nowacką działa Bóg, chociaż ona prawdopodobnie tak nie uważa. Jednak z punktu widzenia katolickiej teologii dziejów wszyscy realizują plan Opatrzności, nawet ci, którzy tego nie chcą.
Szkolne lekcje religii natomiast powinny być czasem i miejscem zdobywania wiedzy religijnej. Wiedza ta ma charakter teoretyczny, ale ma także konsekwencje praktyczne. Jeśli człowiek ma żyć wiarą, musi wiedzieć, jaka jest wiara Kościoła. Trzeba ukazać prawdę. Przestrzegam przed kształtowaniem postaw sentymentalistycznych, woluntarystycznych i fideistycznych. Nauczyciel religii powinien uczniom pokazać, że życie wiarą jest czymś racjonalnym, że są racjonalne powody, aby przyjąć Boże Objawienie i wedle niego żyć. Potrzebna jest więc apologia religii. Chodzi o wskazanie na to, co nazywa się przedprożami wiary (praeambula fidei). Następnie trzeba pokazać, jak Bóg działa w świecie. Chodzi więc o dzieje zbawienia – o historię biblijną Starego i Nowego Testamentu, a także o dalsze dzieje Kościoła, aż do współczesności. Wreszcie chodzi o „wykład” Credo, o pokazanie tego, co Bóg objawił, i jak w świetle tego Objawienia ma się sprawa ludzkiego życia, i sprawa tzw. rzeczywistości ziemskich.
I jeszcze dwie uwagi końcowe:
1. Rozumiem, że przy małej liczbie uczestników można łączyć oddziały klasowe, na przykład z klas czwartych w danej szkole. Urągałoby jednak zasadom dydaktyki łączenie uczniów z różnych poziomów – na przykład z klas I, II i III – w jedną grupę dydaktyczną.
2. Zniknie wiele etatów dla nauczycieli religii. W takiej sytuacji proponuję, aby w szkole pozostali nauczyciele religii niebędący księżmi, a księża zajęli się katechezą parafialną. Proszę moich młodszych Kolegów – wiem, co mówię. Sam przez pięć lat, zanim zostałem nauczycielem akademickim, uczyłem „za darmo”. Bóg się zatroszczy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/691604-o-lekcjach-religii-i-katechezie-jeszcze-raz