Od blisko dwóch dekad, od śmierci Jana Pawła II, w Polsce powoli rozlewa się przekonanie o zmierzchu znaczenia Kościoła katolickiego w Polsce. Ci sami politycy, którzy chodzili na rekolekcje do Sanktuarium w Łagiewnikach dziś cieszą się z ministrowania człowieka, który zapowiedział „opiłowywanie katolików z przywilejów”. Strajk kobiet pokazał nieznaną w naszym kraju oddolną nienawiść ku Kościołowi, media wyszukują skandale u pojedynczych duchownych, a ostatnio z jednego księdza - Michała Olszewskiego - zrobiono kozła ofiarnego przy okazji ataku na ministra Zbigniewa Ziobrę i Fundusz Sprawiedliwości.
Rozdroże na jakim stają katolicy w Polsce potwierdzają statystyki. Już pięć lat temu co drugi młody Polak nie chodził do Kościoła, a pandemia i moda na znieważanie duchowieństwa tę liczbę jeszcze zmniejszyła. Na wrześniowej prezentacji raportu „Kościół w Polsce 2023” potwierdzono smutne konstatacje - w szkołach średnich jedynie 10% badanych zadeklarowało, że wiara religijna jest dla nich wartością nadającą sens życiu.
Współczesny Zachód przyjął za aksjomat, że nowoczesność i rozwój społeczny i technologiczny jest równoznaczny ze słabnięciem duchowości i religijność. Przypadek katolickiej Irlandii czy Hiszpanii, w których nastąpiła gwałtowna liberalizacja „praw człowieka” jest wskazywany wśród lewicowych komentatorów jako nieuchronny los także i naszego kraju. Trudnowytłumaczalne wypowiedzi i gesty papieża Franciszka ku marnościom tego świata mogą pogłębiać uczucie zagubienia.
A jednak podczas trwającej właśnie Wielkanocy dostrzeżemy wokół siebie jasne punkty kryzysu chrześcijaństwa. Pełne kościoły, tłumy wiernych także w młodym wieku, gorliwość stosowania się do tradycji świątecznych, jej barwność i radość zostaną podkreślone przez iście wiosenno-letnią pogodę. Kapłani wygłoszą wiele mądrych homilii, a w rodzinach i z bliskimi poczujemy nutę wzniosłości i zatrzymania się gonitwy współczesnego życia. Myślę, że nasze zmysły jasno zarejestrują diagnozę, że nie jest tak źle!
Wrażenie takie nie musi być złudzeniem czy błędem poznawczym. Polacy przyzwyczaili się do siły Kościoła za pontyfikatu Jana Pawła II i pozycji duchowieństwa, której nieco żartobliwym, ale jednoznacznym wyrazem, były starania Aleksandra i Jolanty Kwaśniewskich - dawniej cynicznej nomenklatury ateistycznej PZPR - by razem z Ojcem Świętym jechać w papamobile. Tymczasem ćwierćwiecze Karola Wojtyły w Watykanie było raczej wyjątkiem niż regułą papieskich rządów. Profesor Roszkowski w swojej dwutomowej historii chrześcijaństwa napisał
Obserwacja, jaka nasuwa się po pobieżnym przestudiowaniu historii Kościoła, jest taka, że znajdował się on zawsze w stanie kryzysu powodowanego albo przez siły ośrodkowe, albo przez presję zewnętrzną. (…) Pytanie, jakie stoi przed każdym człowiekiem dobrej wiary, polega więc nie na tym, czy należy się spodziewać upadku Kościoła, ale na tym, czy każdy z nas zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka na nim lub na niej spoczywa.
Tytułowe zdanie, że „Piekło nienawidzi Rzymu” posłużyło z kolei historykowi Kościoła Warrenowi Carrollowi do podsumowania roku 897 w historii chrześcijaństwa. Wiarołomni monarchowie zdradzali się nawzajem w podzielonej i ciemnej Europie, Bizancjum zerwało z Rzymem po schizmie Focjusza, a działo się to w czasie gdy z północy wikingowie nadpływali pustoszyć ośrodki cywilizacji, a z południa Arabowie nadjeżdżali, by ją podbijać. Arabów było widać z murów Rzymu, a wikingów z baszt Paryża - a w tym czasie następcy świętego Piotra urządzali horror w Rzymie - papież Stefan VI kazał wydobyć z grobu zwłoki papieża Formozusa, by odbyć na nim makabryczny „sąd” i odrzeć go z szat, a doczesne szczątki porzucić w rzece. To tamci chrześcijanie mieli prawo patrzeć na swój Kościół bez nadziei na jego odrodzenie. Nie mogli tejże nadziei widzieć w blisko czterdziestoletnim mnichu benedyktyńskim, Bernonie z Burgundii, który żył za murami klasztoru w opactwie Baume we Francji, bo też ten nie opuszczał murów przybytku a w ramach surowej reguły swojego zakonu rzadko kiedy się nawet odzywał. A jednak to on 13 lat później założył Opactwo sw. Piotra i Pawła z Cluny, które wykształciło dziesięć pokoleń niezłomnych duchownych, którzy odmienili oblicze państw chrześcijańskiej Europy.
Kto wie, może i dziś czy jutro podczas uroczystości wielkanocnych miniemy w kościele takiego współczesnego Bernona, który niesie w sobie gorliwość wiary, gotowej do odnowienia Kościoła. Z życzeniem Błogosławionych Świąt dla czytelników portalu wPolityce.pl i widzów telewizji wPolsce.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/686971-pieklo-nienawidzi-rzymu-czyli-o-trudnych-czasach-kosciola