Dzień 18 grudnia 2023 roku przejdzie zapewne do historii Kościoła. To właśnie w tamten poniedziałek ukazała się deklaracja Dykasterii Nauki Wiary „Fiducia supplicans”, podpisana przez kardynała Victora Fernandeza i zaaprobowana przez samego Franciszka. Wspomniany dokument wywołał kryzys, jakiego nie było do tej pory w nowożytnych dziejach Kościoła. Nigdy bowiem tak wiele episkopatów, tak wielu kardynałów i biskupów, księży i świeckich nie sprzeciwiło się publicznie nauczaniu Stolicy Apostolskiej.
Niektórzy piszą co prawda, że obecna sytuacja przypomina tę z roku 1968, gdy liczni dostojnicy kościelni na Zachodzie zbuntowali się przeciw encyklice „Humanae vitae” Pawła VI – jednak dziś sytuacja jest diametralnie inna. Nikt z ówczesnych kontestatorów papieskiego nauczania o antykoncepcji nie twierdził, że stanowisko Watykanu jest całkowicie sprzeczne z chrześcijaństwem. Niektórzy hierarchowie w Niemczech, Austrii, Szwajcarii, Holandii czy Belgii uważali jedynie, że w tej sprawie nie obowiązuje dogmat o nieomylności papieża, w związku z tym każdy wierny może sam w swoim sumieniu zdecydować, czy powinien podporządkować się temu nauczaniu, czy też nie. Ich zdaniem zgodne z katolicyzmem miały być obie postawy: zarówno korzystanie z antykoncepcji, jak i jej odrzucenie.
Watykan kontra Magisterium?
Dzisiaj sytuacja jest radykalnie inna – i to nie tylko dlatego, że wówczas przeciw encyklice Pawła VI wystąpiło otwarcie tylko kilka episkopatów z krajów zachodnich, zaś obecny protest przeciw deklaracji Franciszka nabrał globalnego charakteru, rozlał się na cały świat i zaangażował niespotykaną liczbę biskupów. Różnica jest jednak nie tylko ilościowa, lecz także jakościowa, ponieważ olbrzymia grupa hierarchów twierdzi wprost, iż nauczanie zawarte w „Fiducia supplicans” ma charakter antykatolicki. Kardynał Gerhard Müller, który w latach 2013-2018 stał na czele Kongregacji Nauki Wiary, a więc był naczelnym strażnikiem ortodoksji w Watykanie, oświadczył, iż wspomniany dokument nakłania wprost do aktów bluźnierczych.
Warto dodać, że liczne wypowiedzi biskupów krytykujących „Fiducia supplicans” opatrzone są komentarzami, w których podkreślają oni, iż watykańska deklaracja sprzeciwia się woli Bożej, prawu naturalnemu, Pismu Świętemu i Tradycji Kościoła, dlatego musi zostać w całości odrzucona. Wyrazem takiego stanowiska mogą być np. słowa biskupa Martina Anwela z Malawi, które obiegły cały świat. Czarnoskóry hierarcha publicznie przeprosił wszystkie osoby, które poczuły się urażone i zgorszone tym, że taki dokument mógł w ogóle się pojawić, a na dodatek zyskać aprobatę samego papieża. Afrykański dostojnik dodał, że nie ma innego wyjścia niż zakazać wprowadzania owej „obraźliwej i bluźnierczej” deklaracji w swojej diecezji. Na końcu biskup zwrócił się do wiernych:
Pamiętajcie, drodzy wierni, że pierwszy papież, czyli Piotr, popełnił poważny błąd, wypierając się Jezusa trzy razy. I jeden z apostołów Jezusa sprzedał Go wrogom. Chcę też powiedzieć, że papieże mogą zbłądzić, chyba że oficjalnie nauczają, jak zdefiniować artykuł wiary.
Sobór Watykański II powraca
Tego typu stanowisko nie jest dziś wśród hierarchii katolickiej na świecie odosobnione, a publiczne dawanie temu wyrazu przez tak wielu biskupów to zjawisko bez precedensu. Na ciekawy aspekt sprawy zwraca uwagę amerykański teolog Jayd Henricks:
Sprzeciw tych biskupów ma znaczenie teologiczne. Fakt, że tak wielu biskupów publicznie sprzeciwiło się dokumentowi jako takiemu (a nie tylko zaproponowało jego inne odczytanie lub zablokowało jego stosowanie w swojej diecezji), oznacza, że nie można powiedzieć, iż jest to nauczanie „powszechnego zwyczajnego Magisterium”, czyli nauczanie głoszone przez wszystkich biskupów rozproszonych po całym świecie, pozostających w jedności z Papieżem.
Autor w swej argumentacji powołuje się na konstytucję dogmatyczną o Kościele „Lumen gentium”, ogłoszoną podczas Soboru Watykańskiego II. Czytamy w niej następujące słowa:
Choć poszczególni biskupi nie posiadają przywileju nieomylności, to jednak głoszą oni nieomylnie naukę Chrystusową wówczas, gdy nawet rozproszeni po świecie, ale z zachowaniem więzów łączności między sobą i z Następcą Piotra, nauczając autentycznie o rzeczach wiary i obyczajów, jednomyślnie zgadzają się na jakieś zdanie, jako mające być definitywnie uznane.
(…) Nieomylność obiecana Kościołowi przysługuje także Kolegium Biskupiemu, gdy wraz z Następcą Piotra sprawuje ono najwyższy urząd nauczycielski. Orzeczeniom tym nie może nigdy zabraknąć zgody Kościoła, a to z powodu działania jednego i tego samego Ducha Świętego, dzięki któremu to działaniu cała trzoda Chrystusowa utrzymuje się w jedności wiary i czyni w niej postępy.
W świetle powyższych cytatów nauczanie zawarte w „Fiducia supplicans” nie może być więc uznane za nieomylne – nie tylko dlatego, że nie zostało ogłoszone przez papieża oficjalnie „ex cathedra”, ale dlatego, że nie było dlań zgody i jednomyślności wśród biskupów na całym świecie. Warto przytoczyć tę argumentację, ponieważ pokazuje ona zjawisko zaskakujące, a mianowicie fakt, że zwolennicy katolickiej ortodoksji bronią dziś tradycyjnego nauczania Kościoła przed modernistycznymi ultramontanistami, odwołując się do Soboru Watykańskiego II.
Franciszek kontra synodalność
Co symptomatyczne, krytycy wysuwają też zarzut, że „Fiducia supplicans” została przyjęta z pogwałceniem zasad synodalności, o których tak wiele i tak chętnie mówi Franciszek. Sam kardynał Fernandez przyznał, że Dykasteria Nauki Wiary pracowała nad tą deklaracją jeszcze przed rozpoczęciem watykańskiego zgromadzenia synodalnego, które odbyło się między 4 a 29 października zeszłego roku. Podczas owych obrad dyskutowano także o stosunku Kościoła do związków homoseksualnych. Mimo to nie poinformowano wówczas uczestników synodu, że równolegle toczą się prace nad powstaniem deklaracji zezwalającej na błogosławienie par jednopłciowych. Nie mieli oni świadomości, że jakiekolwiek zgłaszane przez nich wnioski czy poprawki do końcowego dokumentu synodalnego, dotyczące tego właśnie zagadnienia, nie będą i tak miały żadnego wpływu na kształt przyjętych decyzji, które zapadną gdzie indziej.
Uczestnicy synodu byli przekonani, że zakończyła się pierwsza faza dyskusji na ten temat, a druga będzie kontynuowana podczas ostatniego zgromadzenia synodalnego, które zaplanowano na październik 2024 roku. Tymczasem między dwoma watykańskimi etapami synodu niespodziewanie dla wszystkich ukazała się „Fiducia supplicans”. Jej ogłoszenie odbyło się nawet bez konsultacji z kardynałami zasiadającymi w Dykasterii Nauki Wiary, nie mówiąc już o episkopatach na świecie. To wymowne świadectwo tego, jak Franciszek rozumie deklarowaną przez siebie synodalność i kolegialność w zarządzaniu Kościołem.
Kompromis niemożliwy do zaakceptowania
W obliczu coraz większego oporu, z jakim „Fiducia supplicans” spotyka się na całym świecie, kardynał Fernandez postanowił ratować sytuację i 4 stycznia ogłosił w tej sprawie komunikat prasowy. Stwierdził w nim, że to sami biskupi, kierując się duszpasterską roztropnością oraz znajomością lokalnych uwarunkowań, powinni decydować, czy chcą wprowadzić zasady zapisane w tej deklaracji w swoich diecezjach, czy też nie. Dodał jednak, że nie jest możliwe całkowite lub ostateczne odrzucenie możliwości błogosławienia par jednopłciowych.
Kompromisowe wyjście zaproponowane przez Fernandeza nie jest jednak żadnym rozwiązaniem. Dlaczego? Dlatego że „Fiducia supplicans” została uznana przez zbyt wielu biskupów na świecie za dokument sprzeciwiający się woli Bożej, prawu naturalnemu, Pismu Świętemu i Tradycji Kościoła. W tych sprawach natomiast Kościół nie może iść na kompromis. Jak biskup może uznawać jakiś akt za bluźnierczy i antychrześcijański, i zabraniać go surowo w swojej diecezji, a zarazem uważać za normalne, że biskup w sąsiedniej diecezji aprobuje takie akty i uznaje je za coś dobrego? Tego się nie da zaklajstrować, zagłaskać, zasypać.
Straszak schizmy już nie działa
Decyzja, by błogosławić pary homoseksualne, nie ma żadnego oparcia w dotychczasowej nauce Kościoła, a jej uzasadnienie – jak zauważają krytycy „Fiducia supplicans” – opiera się tylko na jednym czynniku: woli samego Franciszka.
Do tej pory autorytet papieża wystarczał, by tłumić w zarodku myśl o jakimkolwiek sprzeciwie. Wszystkie jego najbardziej nawet kontrowersyjne decyzje spotykały się dotychczas z brakiem oporu także ze strony tych, którym nie podobały się te posunięcia. Sprzeciwić się Franciszkowi oznaczało jak sprzeciwić się samemu Bogu. Oznaczało groźbę wywołania rozłamu i schizmy w Kościele. Ta obawa paraliżowała niemal wszystkich hierarchów.
Teraz jednak „cienka czerwona linia” została przekroczona. Coś pękło, coś się skończyło. W sprawie „Fiducia supplicans” cała rzesza biskupów na świecie uznała, że dochować wierności Jezusowi oznacza sprzeciwić się Franciszkowi. Oni nie tylko uznali to w swoich umysłach, ale publicznie to zamanifestowali. To zmienia zasadniczo sytuację.
I może będzie to „gamechanger”, który rozstrzygnie o następnym konklawe.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/677252-masowy-sprzeciw-biskupow-wobec-stolicy-apostolskiej