Ta nominacja budzi pytania i wątpliwości. Na szczęście w kwestiach m.in. etyki życia małżeńskiego, etyki seksualnej mamy trio papieży - Jana Pawła II, Benedykta XVI i Pawła VI - którzy mogą dla nas stanowić mocny i niezmienny punkt oparcia - komentuje w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz powołanie na nowego prefekta Dykasterii Nauki Wiary abp Victora Fernandeza.
wPolityce.pl: Nowy prefekt Dykasterii Nauki Wiary, argentyński abp Victor Manuel Fernandez, przyjaciel jeszcze abp. Jorge Mario Bergoglio i jego współpracownik – to dobra wiadomość dla Kościoła?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Trudno mi to oceniać w kategoriach dobra czy zła, jest to jednak wiadomość budząca pytania i wątpliwości. Wynikają one zarówno z samej osoby nominata, jak i okoliczności, jakie tej nominacji towarzyszą. Mam tu na myśli list papieża, który stanowi zbiór wytycznych skierowanych pod adresem nowego prefekta Dykasterii Nauki Wiary.
Te wytyczne oznaczają, że Dykasteria może zmienić kierunek, w którym idzie Kościół, np. w kwestiach sakramentów lub doktrynalnych?
Właściwie od początku pontyfikatu papieża Franciszka mamy do czynienia, czy też mówi się o zmianie paradygmatu. Ma to polegać – najprościej mówiąc - na odejściu od dogmatu w kierunku duszpasterstwa.
Trzeba powiedzieć że taka reorientacja byłaby błędna, a nawet można powiedzieć, że absurdalna. To tak, jakbyśmy chcieli tworzyć w przestrzeni bardzo pragmatycznej, np. dotyczącej świata techniki, konstrukcje budowlane bez uwzględnienia praw fizyki i elementów matematyki służącej obliczeniom. Nie da się tak budować praktyki bez teorii. Porzucenie czy ignorancja dla teorii jest bardzo niebezpieczna. I ona ma nieraz miejsce zarówno w przestrzeni nauk empirycznych, jak i przestrzeni nauk społecznych. I wiemy o tym doskonale, że praktyka ulega wtedy bardzo łatwo ideologizacji. I trzeba niestety powiedzieć, że ma to miejsce właśnie w przypadku Franciszka. Papież sam mówi o tym wielokrotnie, i widzimy to w wytycznych, które kieruje on do nowego prefekta.
W tych wytycznych np. jest bardzo mocno mowa o odejściu od teologii uprawianej w sposób zimny, naznaczony żelazną logiką, przemyślaną, napisaną przy biurku, na rzecz właśnie osławionego paradygmatu duszpasterskiego. Ale to budzi potężny niepokój.
Przykładem zmiany tego paradygmatu może służyć - co przypomniał w swoim tekście na łamach portalu wPolityce.pl Grzegorz Górny – próba zmiany nauczania Kościoła odnośnie dopuszczenia do Eucharystii osób rozwiedzionych i utrzymujących relacje seksualne w ponownych związkach. Co de facto oznacza odejście od zasady przyjmowania Komunii św. pod warunkiem bycia w stanie łaski uświęcającej oraz możliwość otrzymania rozgrzeszenia bez choćby żalu za grzechy?
Ten przykład jest przynajmniej z dwóch względów ważny. Po pierwsze – tak, jak wykazuje wielu komentatorów „Amoris laetitia” – jest prawdopodobieństwo, że znaczące części tego dokumentu, w tym właśnie te, które dotyczą problematyki dopuszczenia osób żyjących w związkach niesakramentalnych do Komunii św., wyszły spod ręki nie Franciszka, ale właśnie abp. Viktora Fernandeza, czyli nowego perfecta Dykasterii Nauki Wiary. Jeśli tak by było, sytuacja byłaby bardzo niepokojąca.
Druga, w naszej rozmowie istotniejsza sprawa, że zobrazowany na podanym wyżej przykładzie tzw. paradygmat duszpasterski oznacza w gruncie rzeczy sytuacjonizm etyczny, oznacza rezygnację z obiektywnie istniejących norm moralnych, a skłonienie się w stronę przyjęcia, że decydująca jest sytuacja życiowa człowieka. To jest bardzo niebezpieczny kierunek myślenia, który zresztą został w tej skrajnej wersji odrzucony już przez nauczanie Kościoła za czasów Piusa XII, kiedy sytuacjonizm etyczny wraz z egzystencjalizmem ateistycznym panoszył się w świecie.
Ten rzekomy paradygmat duszpasterski jest w gruncie rzeczy skłonieniem się ku słabości człowieka, natomiast istotą działalności Kościoła jest nie tolerancja słabości, ale wyzwalanie się człowieka wraz z Chrystusem, Jego mocą, ze zniewalających go słabości.
Nazwałbym ten paradygmat relatywizmem, który – jak uczy doświadczenie Kościoła nie tylko katolickiego – nie przyciąga ludzi zagubionych do Kościoła, ale zniechęca wiernych do Kościoła, który stał się byle jaki.
Zdecydowanie tak się dzieje. Łatwo zauważyć, co się dzieje w tej chwili w Niemczech, w dobie Drogi Synodalnej, która właśnie promuje ten relatywizm, ten sytuacjonizm. I dlatego mamy masowe odejścia z Kościoła. Mamy też bardzo potężny kryzys w Ameryce Łacińskiej, z której wywodzi się zarówno papież Franciszek i nowy prefekt Dykasterii Nauki Wiary, gdzie teologia zdominowana została przez teologię Wyzwolenia. Ona także czyniła ogromne spustoszenia bazując na swoistym relatywizmie: odrzucała normy Ewangelii, a przyjmowała normy budowane na socjologii i doktrynie marksistowskiej.
To wszystko pokazuje, że rzeczywiście to nie jest droga uzdrowienia Kościoła, uzdrowienia chrześcijaństwa, a wręcz przeciwnie - to jest droga tworzenia i pogłębiania kryzysu wewnątrz Kościoła.
Mamy, a przynajmniej możemy mieć do czynienia, z zerwaniem ze swojego rodzaju bazą, tradycją której przez dziesięciolecia hołdowali kardynałowie Joseph Ratzinger i Gerhard Müller, która budowała naszą – gdy chodzi o wykładnię wiary i doktryny Kościoła – pewność i stałość nauki Kościoła?
Dzięki tym dwóm postaciom rzeczywiście mogliśmy czuć się pewnie, bezpiecznie. Mieliśmy świadomość tego, że w dobie pontyfikatu Jana Pawła II mieliśmy ogromne wsparcie papieża ze strony kard. Ratzingera w walce z relatywizmem moralnym. Podobnie przez lata mieliśmy oparcie w osobie, poglądach i nauczaniu kard. Müllera.
Niestety w tej chwili rzeczywiście pojawia się dramatyczne pytanie o to, kto ma być tym, kto nas umacnia w wierze i nauczaniu Kościoła, skoro widzimy coraz więcej znaków zapytania i pojawia się rozcieńczanie tej doktryny. To jest rzeczywiście sytuacja potężnego chaosu.
Co więc zwykły wierny ma zrobić, kiedy słyszy „nowe twierdzenia”, które go niepokoją, które – używając słów kard. Müllera wobec abp. Fernandeza – są zasadniczo błędne, a nawet heretyckie?
To rzeczywiście jest bardzo ważne i trudne pytanie. Przede wszystkim przestrzegałbym przed pojawiającymi się trendami radykalnej krytyki, odrzucenia, a przede wszystkim podważania ważności samego urzędu papieskiego i samej osoby papieża. Papież jest papieżem. Nawet jeżeli ma chwilę słabości czy nawet jeżeli wykazuje jakieś błędy. Nie zmienia to faktu, że pozostaje głową Kościoła, której należy się szacunek i wsparcie z naszej strony.
Natomiast w sytuacjach, o których pan mówi, myślę że mamy do dyspozycji doktrynę Kościoła utrwaloną – przepraszam za patos - w sposób pomnikowy. Mam tutaj na myśli Katechizm Kościoła Katolickiego, po który zawsze warto sięgać, mamy – szczególnie w kwestiach współczesnych, niepokojących dzisiejszego człowieka - wielkie encykliki Jana Pawła II i Benedykta XVI, a wcześniej Pawła VI. W kwestiach m.in. etyki życia małżeńskiego, etyki seksualnej to trio papieży mogą dla nas stanowić mocny i niezmienny punkt oparcia.
Rozmawiał Radosław Molenda
CZYTAJ TAKŻE: Kim jest nowy strażnik doktryny wiary w Watykanie? „Pisarz-widmo” Franciszka i nowe źródło objawienia chrześcijańskiego
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/653452-ks-prof-bortkiewicz-o-zmianach-w-dykasterii-nauki-wiary