Od trzech dni Kościół katolicki ma nowego strażnika doktryny wiary. 1 lipca Franciszek mianował prefektem Dykasterii Nauki Wiary argentyńskiego arcybiskupa Victora Manuela Fernandeza. Przez znajomych nazywany „Tucho”, uchodzi za jednego z najbliższych przyjaciół i współpracowników Jorge Mario Bergoglio jeszcze z czasów wspólnego urzędowania w Buenos Aires. Ma opinię zaufanego teologa Franciszka, któremu pomagał przy pisaniu wielu papieskich dokumentów.
Watykańska nominacja dotychczasowego metropolity La Platy wywołuje jednak w świecie katolickim wiele kontrowersji. W czerwcu 2016 roku na łamach miesięcznika „Herder Korrespondenz” ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary kardynał Gerhard Müller nazwał poglądy Fernandeza „zasadniczo błędnymi, a nawet heretyckimi”. Włoski teolog Stefano Fontana na wieść o nominacji argentyńskiego hierarchy napisał, że kierowana przez niego instytucja przekształci się wkrótce w Dykasterię Przeciwko Nauce Wiary.
Skąd biorą się tak zdecydowanie negatywne opinie? Żeby to zrozumieć, przywołajmy parę faktów z intelektualnej biografii argentyńskiego dostojnika.
Sztuka całowania według „Tucho”
W 1995 roku 33-letni wówczas ksiądz Victor Manuel Fernandez napisał swoją najbardziej znaną książkę pt. „Uzdrów mnie ustami. Sztuka całowania”. Tak tłumaczył czytelnikom, czym kierował się, podejmując swoją pracę:
Wyjaśniam, że ta książka nie jest napisana z mojego własnego doświadczenia, ale na podstawie życia ludzi, którzy się całują. Na tych stronach chcę zsyntetyzować popularne odczucia, co ludzie czują, kiedy myślą o pocałunku, czego doświadczają śmiertelnicy, kiedy się całują. W tym celu długo rozmawiałem z wieloma osobami, które mają bogate doświadczenie w tej dziedzinie, a także z wieloma młodymi ludźmi, którzy uczą się całować na swój własny sposób. Zajrzałem też do wielu książek i chciałem pokazać, jak o pocałunku opowiadają poeci. Tak więc, próbując zsyntetyzować ogromne bogactwo przeżyć, głoszę na niniejszych stronach pochwałę pocałunku. Mam nadzieję, że pomogą wam one lepiej całować się i zmotywują was do uwolnienia tego, co najlepsze w pocałunku.
Niektórzy komentatorzy (zwłaszcza ci, którzy nie przeczytali książki) mieli trudność z wyobrażeniem sobie, jak musiały wyglądać długie rozmowy księdza z osobami mającymi duże doświadczenie w całowaniu się lub z młodzieżą, która dopiero początkowała w tej sztuce. Zastanawiali się, czy długotrwałe wypytywanie przez kapłana o tak intymne szczegóły nie wydaje się zbyt podejrzane.
Po to, by rozwiać ich wątpliwości, zacytujmy parę fragmentów ze wspomnianej pracy (być może znajdzie się ona kiedyś w antologii dzieł zebranych obecnego prefekta Dykasterii Nauki Wiary, tak jak zebrano i wydano wszystkie teksty jednego z jego poprzedników na czele watykańskiej instytucji – kardynała Josepha Ratzingera). Oto więc kilka myśli Victora Manuela Fernandeza, szczególnie godnych uwagi:
Kiedy seks wymyka się spod kontroli, a my pragniemy więcej, więcej przyjemności, większej intensywności, drugi staje się gąbką, którą chcemy wycisnąć do ostatniej kropli.
Kiedy między wami coś się nie układa, zamiast próbować naprawić to w łóżku, trzeba podążać ścieżkami prowadzącymi do pocałunku.
Może być tak, że jedno z was ma nieświeży oddech, co może być bardzo nieprzyjemne i odbierać pocałunkowi cały jego urok. Ale można ten problem rozwiązać, stosując środki ostrożności, takie jak mycie zębów i żucie kilku ziaren kawy lub płukanie wodorowęglanem.
Argentyński duchowny skrupulatnie zapisywał też uwagi swych rozmówców, cytując później w książce te zdania, które uznał za godne podzielenia się z czytelnikami. Oto kilka z takich wyznań:
Wydaje mi się, że kiedy zaczynasz całować językiem, bardzo możliwe, że tracisz kontrolę i chcesz już przejąć całą kopalnię.
Pięknie jest obejść policzek i gruszkę, a potem znów znaleźć się w ustach. To wspaniała jazda.
Pocałunek dośrodkowy ma miejsce, gdy ssiesz i wchłaniasz ustami. Pocałunek odśrodkowy ma miejsce, gdy wchodzisz językiem. Uważaj na zęby.
Oczywiście w powyższych zdaniach nie ma nic sprzecznego z nauką katolicką. Dają one jednak pojęcie o zainteresowaniach i duszpasterskich pasjach jednego z najwyższych obecnie rangą dostojników Watykanu.
„Autor-widmo” Franciszka
Faktycznie jednak najbardziej znany tekst, którego autorem jest (przynajmniej w znaczącej części) Victor Manuel Fernandez, to adhortacja apostolska „Amoris laetitia”, pod którą widnieje podpis… Franciszka. Wkrótce po ogłoszeniu tego dokumentu, 25 maja 2016 roku, włoski watykanista Sandro Magister dokonał na swym blogu porównania obszernych fragmentów wspomnianej adhortacji z artykułami pisanymi przez „Tucho” Fernandeza w 2005 i 2006 roku. Okazało się, że całe partie tekstu w papieskim dokumencie (co ciekawe, chodzi o akapity, które otwierają drogę do Komunii dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych) skopiowane zostały niemal słowo w słowo ze wspomnianych właśnie artykułów – bez podania jednak źródła, skąd pochodzą.
Wiadomo, że papieskie dokumenty pełne są cytatów, ale każdy z nich opatrzony jest obowiązkowo cudzysłowem i odsyła nas do właściwego autora. W przypadku „Amoris laetitia” zabrakło takiego odniesienia do autorstwa Fernandeza. W związku z tym możliwe są dwa wyjaśnienia: albo Franciszek dokonał plagiatu, prezentując całe zdania swojego współpracownika jako własne; albo rzeczywistym autorem wspomnianych fragmentów adhortacji był sam Fernandez, który „zapomniał” jednak podać ich źródło. Watykaniści jednoznacznie odrzucili pierwszą wersję, nie dopuszczając nawet myśli, że Jorge Mario Bergoglio może być plagiatorem. Powszechne jest więc dziś w Rzymie przekonanie, że to argentyński teolog pozostaje „pisarzem-widmo” Franciszka, czyli jego „ghostwriterem” (dociekliwi recenzenci odkryli też analogiczne cytaty z tekstów Fernandeza – również bez podania ich źródła i autora – w innej adhortacji Franciszka „Evangelii gaudium”).
Rodzi to jednak zasadniczy problem. Wiadomo, że papieże często pisali swe dokumenty, korzystając z pomocy współpracowników, np. Piusowi XI przy encyklice „Mit brennender Sorge” pomagał kardynał Eugenio Pacelli, a Janowi Pawłowi II przy encyklice „Veritatis splendor” ks. Tadeusz Styczeń. Nigdy jednak owi współpracownicy nie cytowali samych siebie. Fernandez zaś nie tylko cytował samego siebie, lecz także nie zaznaczał, iż są to słowa napisane niegdyś przez niego.
Odsyła nas to do pojęcia „locus theologicus”, czyli źródła, z którego teologia czerpie argumenty dla swojej nauki. W dokumentach papieskich takimi „loci theologici” są zazwyczaj zdania z Pisma Świętego, fragmenty wcześniejszych pism papieży, teksty soborowe, cytaty świętych lub Ojców Kościoła etc. Powyższe odniesienia przywoływane są nie po to, by zmieniać odwieczne nauczanie Kościoła, lecz po to, by je potwierdzać i lepiej wyjaśniać.
W przypadku „Amoris laetitia” jest inaczej – mamy do czynienia z próbą zmiany doktryny Kościoła, a jedynym tego źródłem okazuje się „nauczanie” Victora Manuela Fernandeza – na dodatek tak spreparowane przez autora, iż on sam pozostaje niewidoczny.
Powstaje jednak pytanie: czy jest to źródło tak autorytatywne i dostatecznie wiarygodne, by na jego podstawie dokonywać radykalnej zmiany w nauce katolickiej? Nie ma bowiem w doktrynie Kościoła innych argumentów na rzecz przystępowania do Komunii osób żyjących w związkach niesakramentalnych niż nauka „Tucho” Fernandeza. Okazuje się więc, że jego zdanie w tej sprawie znaczy więcej niż zdanie wszystkich dotychczasowych papieży, świętych i Ojców Kościoła razem wziętych. Mamy zatem do czynienia z nowym źródłem Objawienia, które usuwa w cień Biblię i Tradycję.
Oczywiście, literalnie odczytując „Amoris laetitia”, nie ma tam nigdzie wprost stwierdzenia, iż osoby rozwiedzione i utrzymujące relacje seksualne w ponownych związkach mogą przystępować do Eucharystii. Taką interpretację da się jednak wyprowadzić z wieloznacznych i ogólnikowych sformułowań zawartych w dokumencie. Istotne jest jednak coś innego: wspomniana adhortacja – za zgodą samego Franciszka – usankcjonowała tę praktykę w wielu krajach świata, m.in. w Niemczech, na Malcie, w Belgii, w jego rodzinnej Argentynie, a nawet w jego własnej archidiecezji rzymskiej. Od siedmiu lat liczni hierarchowie, powołując się na „Amoris laetitia”, dopuszczają więc do Komunii osoby żyjące w związkach niesakramentalnych, a wszystko to odbywa się bez sprzeciwu Watykanu, a nawet za jego aprobatą.
Lis w kurniku
W dorobku arcybiskupa Fernandeza znajduje się wiele wypowiedzi niezgodnych z nauczaniem Kościoła katolickiego. Przywołajmy jedną z nich, pochodzącą z homilii wygłoszonej przez niego 5 marca 2023 roku w katedrze w La Plata. Metropolita przedstawił wówczas sposób, w jaki Kościół przez wieki rozwijał swoją doktrynę. Chodziło o to, że – po pierwsze – do Komunii mogli przystępować tylko katolicy ochrzczeni i znajdujący się w łasce uświęcającej, natomiast nie mogli przystępować do niej ci, którzy trwali w grzechu śmiertelnym. Po drugie – sakramentalne rozgrzeszenie mogli otrzymać jedynie ci, którzy wyrazili skruchę za grzechy oraz wyrazili chęć porzucenia grzesznego trybu życia.
To wszystko – jak stwierdził hierarcha – było czymś „strasznym”, jednak na szczęście te czasy minęły, ponieważ papież Franciszek zmienił stanowisko Kościoła w powyższych kwestiach. Kazanie arcybiskupa Fernandeza odnosiło się oczywiście do kwestii dopuszczenia do Eucharystii osób rozwiedzionych i utrzymujących relacje seksualne w ponownych związkach, jednak jego sens mógłby z powodzeniem zostać rozciągnięty na inne przykazania Dekalogu.
Oczywiście twierdzenia arcybiskupa Fernandeza nie odpowiadają prawdzie, ponieważ oficjalna nauka Kościoła we wskazanych przez niego punktach pozostaje niezmienna i nawet sam papież nie ma takiej władzy, by móc ją zmieniać. Osobną sprawą jest natomiast to, że we wspomnianych kwestiach w wielu krajach świata zmienia się praktyka sakramentalna i dzieje się to za przyzwoleniem, a nawet z inspiracji samego Franciszka.
Mianowanie arcybiskupa Fernandeza prefektem Dykasterii Nauki Wiary oznacza więc uczynienie głównym strażnikiem katolickiej doktryny kogoś, kto tę doktrynę publicznie podważa. Stąd właśnie wziął się tak ostry sąd wspomnianego już Stefano Fontany.
Rewolucyjna zmiana w dykasterii
Na rolę, jaką ma pełnić w Watykanie arcybiskup Fernandez, nieco więcej światła rzuca skierowany do niego z okazji nominacji list Franciszka. W swym piśmie autor wyjaśnia, iż Dykasteria Nauki Wiary powinna zmienić swój charakter. Ma ona wspierać „charyzmę teologów i ich zaangażowanie w badania teologiczne” bez narzucania „zimnej i twardej logiki, która dąży do panowania nad wszystkim”. Musi się to dokonywać w klimacie teologicznego, filozoficznego i duszpasterskiego pluralizmu, bez narzucania jednego sposobu wyrażania prawdy.
Franciszek w swym liście do arcybiskupa Fernandeza skrytykował też jego poprzedników stojących na czele watykańskiej instytucji. Napisał:
Dykasteria, której będziesz przewodniczyć w innych czasach, zaczęła stosować niemoralne metody. Były to czasy, w których zamiast promować wiedzę teologiczną, prześladowano wszelkie błędy doktrynalne. Bez wątpienia oczekuję od ciebie czegoś zupełnie innego.
W kręgach watykanistów powyższe zdania odebrane zostały jako krytyka pod adresem kardynała Josepha Ratzingera, który stał na czele Kongregacji Nauki Wiary przez 24 lata i opublikował najwięcej instrukcji, informacji, norm, listów, deklaracji, dekretów oraz formuł, których celem była obrona pełni i integralności wiary katolickiej. Wynikało to z samej natury owej instytucji, której podstawowym zadaniem była ochrona depozytu wiary Kościoła. Wspomniana Kongregacja nie była bowiem miejscem seminariów teologicznych czy debat intelektualnych, lecz ostateczną instancją, która w imieniu Stolicy Apostolskiej orzekała o prawowierności (bądź nieprawowierności) rozmaitych poglądów głoszonych publicznie przez ludzi Kościoła. Sam kardynał Ratzinger mówił, że jego zadaniem była obrona prostej wiary zwykłych ludzi przed błędami szerzonymi przez teologów. Stawką tej interwencji były sprawy ostateczne: zbawienie lub wieczne potępienie. Dzisiaj okazuje się, że były to „niemoralne metody”.
Czytając wspomniany list Franciszka do nowego prefekta Dykasterii Nauki Wiary, odnajdujemy w nim tak wiele refleksji wspólnych z myślami arcybiskupa Fernandeza, że niektórym komentatorom mimowolnie nasuwa się pytanie: czy także tym razem, tak jak było to już w przeszłości, autorem owego pisma nie jest przypadkiem papieski „ghostwriter”?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/653361-kim-jest-nowy-straznik-doktryny-wiary-w-watykanie