Ta książka to wezwanie, aby wziąć sobie do serca słowa Matki Teresy z Kalkuty: „Jeżeli chcecie zmienić świat, idźcie do swoich domów i kochajcie swoje rodziny”.
Świat nieszczęśliwych kobiet
AntyMaryja to projekt stworzony przez ludzi, którzy „zło nazywają dobrem, a dobro złem, którzy zamieniają ciemności na światło, a światło na ciemności, którzy przemieniają gorycz na słodycz, a słodycz na gorycz” (Iz 5, 20).
Ze słynnego amerykańskiego filmu Noaha Baumbacha Historia małżeńska pozostaje na długo w pamięci tyrada wygłoszona przez wychudzoną, neurotyczną prawniczkę Norę Fanshaw przed Nicole, swą klientką, przeżywającą po dziesięciu latach poważny kryzys w małżeństwie z Charlim. Jest to manifest przeciwko instytucji małżeństwa, utrwalającej, w przekonaniu pani mecenas, w naszym społeczeństwie stan uciemiężenia kobiety: „Społecznie możemy zaakceptować niedojrzałość ojca. Kochamy ich za ich wady, ale tych samych wad nie zaakceptujemy u matek, ani strukturalnie, ani duchowo, bo podstawą naszej judeochrześcijańskiej cywilizacji jest Maryja, Matka Jezusa. A Ona jest doskonała. To Dziewica, która rodzi Dziecko, bezwarunkowo Je wspiera i trzyma w ramionach Jego martwe ciało. A ojca przy tym nie ma. Nawet jej nie przeleciał. Bóg jest w niebiosach. Jest Ojcem, który się nie zjawia. Musisz być doskonała. Charlie może być kanalią, ale to i tak bez znaczenia. Dla ciebie będą zawsze inne, wyższe kryteria. To głupie, ale tak właśnie jest”. Kto wtedy mógł przypuszczać, że scena ta jest zapowiedzią groźnej rebelii kobiecej, jaka przetoczy się rok później w samym sercu ogarniętego pandemią postnowoczesnego świata zachodniego?
Miasta Belgii, Hiszpanii, Meksyku, Stanów Zjednoczonych, Ameryki Południowej, także Polski wypełniły się maszerującymi, strajkującymi kobietami, pełnymi urazów i obelg wobec mężczyzn, władz, dominującej kultury, a także groźnych haseł wykrzykiwanych przeciw Kościołowi i katolickiej wierze. W Polsce kobiety upodobały sobie czerń, natomiast w większości krajów sięgnęły po kolor fioletowy, jak 10 same twierdziły: najdelikatniejszy liliowy, ku czci Lilith, upadłego anioła, kobiety, która według starożytnej tradycji żydowskiej reprezentowała bunt przeciw Adamowi. Według niektórych miała ona być pierwszą żoną Adama, zabitą w ramach kary za nieposłuszeństwo, przeobrażoną po śmierci w demona. W Hiszpanii rozzłoszczone panie skandowały: Espana manana será lesbiana! Antymaryjna bomba Ruch feministyczny odpalił antymaryjną bombę. Świetnie to uchwyciła Carrie Gress, doktor filozofii Uniwersytetu Katolickiego Ameryki, autorka książki poświęconej projektowi „antyMaryja”. Na czym on polega? Odzwierciedla on przekonanie, narastające w wielu feministycznych środowiskach, iż przez wieki w naszej cywilizacji Maryja służyła za narzędzie podporządkowania i gnębienia kobiet. Jej uległość względem Bożych planów, Jej posłuszeństwo okazane Słowu Boga i Jej świętość życia zostały wywyższone ponad wszystko. Cały szereg współczesnych teolożek, takich jak Carmina Nasio, Maria López Vigil, Sally Cunnen, Mary Gordon, Maria Pilar Aguino czy Diana Hayes, wzrastających w klimacie liberalno-lewicowego, rewolucyjnego katolicyzmu na Zachodzie, wyraża to samo przekonanie: „My, kobiety, łączymy się z Nią we frustracji i poczuciu winy, ponieważ nigdy nie mogłyśmy osiągnąć takiej świętości”.
Czemu te kobiety są takie nieszczęśliwe? Czy dlatego, że nie potrafią znaleźć odpowiedzi na pytanie: czego chcą kobiety? Albo na jeszcze ważniejsze: czego potrzebują kobiety? A być może dlatego, że tej odpowiedzi wciąż udziela im Maryja, Dziewica i Matka? Przez wiele pokoleń ta odpowiedź była czymś oczywistym, dziś natomiast staje się wielce problematyczna, i to nawet w kręgach katolickich; wręcz pogardzana przez wiele kręgów feminizmu zeświecczonego. Punktem spornym są owe dwa tytuły przyznane w chrześcijaństwie Maryi: dziewicy i matki. Określenie „dziewica” przypada na ciężkie czasy. Od lat pięćdziesiątych na zlaicyzowanym Zachodzie powtarzane jest jak mantra przekonanie: „wszyscy to robią”. „To” oznacza seks pozamałżeński.
Kilka lat temu Sarah Hinlicky napisała esej Wywrotowe dziewictwo, dowodząc w nim, że seksualność kobiecą należy dziś rozumieć przez bliźniacze pojęcia władzy i wyboru. Nie zakładają one biologicznego, banalnego płodzenia dzieci, ani tym mniej tworzenia intymności i zaufania. Celem kobiecej seksualności jest ustanowienie władzy nad nieszczęsnymi mężczyznami. Służy ona do kontroli, zemsty, egocentrycznej przyjemności lub wymuszania zaangażowania. Nic zatem dziwnego, że kobieta nie ceniąca sobie wewnętrznej wolności i radości, jakiej dostarcza dziewictwo, nie będzie też w stanie przyjąć hojności, jakiej wymaga płodne macierzyństwo. Odrzucając zaś dziewictwo i macierzyństwo, nigdy nie zgodzi się ona na perspektywę życia rozumianego i przeżywanego jako bezinteresowny dar dla innych, nazwaną przez św. Jana Pawła II „geniuszem kobiecym”. Czy można się dziwić, że odrzucając Maryję jako Dziewicę i Matkę świat nasz pełen jest nieszczęśliwych kobiet? Dzisiejsza wyzwolona kobieta chce być wszystkim innym, byle nie dziewicą i matką. Tak się dzieje, gdy porzucamy Krzyż i stojącą pod nim Niewiastę.
Carrie Gress genialnie kojarzy feministyczną rebelię z resentymentem odczuwanym wobec postaci Najświętszej Maryi Panny i Jej oddziaływania przez pokolenia na miliony spełnionych i świętych kobiet. Wychodząc od biblijnej figury Antychrysta, Autorka rekonstruuje w swej książce teoretyczny i praktyczny projekt anty-Maryja jako niszczący zachodni świat styl życia, rodzaj mentalności doprowadzającej do toksycznej kobiecości, która zdołała już zrujnować życie wielu kobietom, mężczyznom i dzieciom. Lekarstwem na ten projekt byłoby odwołanie się do najpotężniejszej Kobiety na świecie, by dzięki niej odzyskać zdrową, sensorodną kobiecość.
Według Autorki wyjście z tej trudnej dla kobiet sytuacji polega na nauczeniu się artykułowania własnego FIAT względem danej przez Boga kobiecej tożsamości. Św. Ignacy Loyola mówił, że powołaniem człowieka jest kochać tak, jak kocha Bóg. Wszelkie nieszczęścia są pochodną ludzkiej niezdolności kochania. Jedyną drogą do przywrócenia kobietom należnego im zadowolenia z samych siebie jest powrót do Maryi. Abp Fulton Sheen nieraz mawiał, że poziom życia ludzkości jest taki, jaki zdołają narzucić jej kobiety. Z tego można by wywnioskować, że biorąc pod uwagę wciąż wzrastającą ilość pań wytatuowanych, uwikłanych w weganizm i genderyzm, maszerujących często z psinką wystającą z torebki, żyjemy na jego najniższym poziomie.
Anty-Maryja to projekt stworzony przez ludzi, którzy „zło nazywają dobrem, a dobro złem, którzy zamieniają ciemności na światło, a światło na ciemności, którzy przemieniają gorycz na słodycz, a słodycz na gorycz” (Iz 5, 20). (…)
ks. Robert Skrzypczak - fragment wstępu
Fragment książki
Pomagać maszerować rannym Zatem proszę was […] abyście postępowali godnie według powołania, do którego jesteście wezwani, z wszelką pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc się wzajemnie w miłości… (Ef 4, 1–2)
Bolesną ironią minionych pięciu dziesięcioleci było to, że najgorszym wrogiem kobiet w tym okresie nie byli mężczyźni – wrogiem tym okazały się inne kobiety. Feminizm miał jakoby poprawić życie kobiet. Niestety, feministyczne odpowiedzi na problemy świata pogłębiły w istocie zniewolenie kobiet przez ubóstwo, zerwane relacje, dotknięte chorobami ciała, opustoszałe domy itd. Smutne to, ale nowe sidło, w które schwytane zostały kobiety tym razem, zamiast zostać słusznie napiętnowane jako skutek feminizmu, zostało obrócone w sztandarowy motyw tego ruchu i dało impuls do nawoływania do dalszej walki. Wskutek czego kobiety same sobie jeszcze mocniej zacisnęły krępujące je pęta. Jak uczy nas każda baśń, autentyczne piękno, dobroć, prawda i uczciwość muszą przez długi czas pozostawać w ukryciu, doznawać krzywd i pogardy. Któregoś jednak dnia zewnętrzny blichtr i propaganda towarzyszące ideologii feministycznej zostaną ostatecznie zdemaskowane, a ona sama okaże się tym, czym jest naprawdę, i nikt nie będzie jej już uznawał za najpiękniejszą na świecie. To jednak nie dokona się bez ogromnego wysiłku modlitwy, postu i wstawiania się u Boga za kobietami, które padły ofiarą antymaryjnych zaklęć. Św. Ignacy Loyola, mistrz kierownictwa duchowego, ukazał wszystkim chrześcijanom dobitną wewnętrzną różnicę pomiędzy duszą w stanie łaski uświęcającej a duszą w stanie tym nie będącą. Ta pierwsza, poszukująca Boga, motywowana jest wewnętrznymi radościami, pociechami i zachętami, podczas gdy ta druga – od Boga się oddalająca – przeskakuje z jednego grzechu śmiertelnego w drugi. I pomimo związanych z życiem w grzechu śmiertelnym, wbudowanych w ten szlak kontrolnych punktów oporu (utrudnionych relacji, autodestrukcyjnych aktywności), nie zachodzi tu żaden zwrot akcji, dopóki dusza taka nie wyrżnie w skaliste dno i nie stwierdzi, że coś by tu trzeba zmienić. Dopiero wtedy, niczym syn marnotrawny (albo takaż córka), podnosi ona oczy ku Bogu. I na szczęście, jest przy niej wtedy pomocna ręka Maryi. Jako Matka Miłosierdzia, Najświętsza Panna powiedziała wprost św. Brygidzie, co Jej miłosierdzie oznacza w praktyce: „Nie ma na całej ziemi grzeszników tak niefortunnych, żeby mieli się znaleźć poza obrębem Mojego miłosierdzia. Bo nawet jeśliby za Moim wstawiennictwem nie mieli otrzymać nic więcej, to otrzymają przynajmniej tę łaskę, że będą mniej kuszeni przez diabły, niż byliby kuszeni bez niej”. Nawet po śmierci – wyjaśniała dalej Najświętsza Dziewica – „dopóki przeciw komuś nie zapadnie ostateczny i nieodwołalny wyrok (potępienia), nie ma osób do tego stopnia porzuconych przez Boga, żeby nie mogły powrócić do Niego i znaleźć miłosierdzia – jeśli tylko wezwą Mojej pomocy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/636273-projekt-anty-maryja-czyli-jak-zniszczyc-kobiecosc