Włoskie służby szacują, że podczas Mszy Św. pogrzebowej papieża emeryta przybyło 50 tys. osób. Wydaje się, że to sporo. Ale patrząc z bliska, naprawdę gęsto było tylko w pokaźnym sektorze z miejscami siedzącymi, dla zaproszonych gości. W pewnym oddaleniu już tak tłoczno nie było. Dlaczego? I co to w istocie oznacza?
Ta myśl nie daje mi spokoju. Odszedł papież, wielki człowiek Kościoła, a jednak tłumów nie było. A przecież ważne uroczystości w Watykanie gromadzą naprawdę sporą liczbę osób. Prowadzącą na plac Św. Piotra ulicą Via Della Concilazzione zazwyczaj nie da się wówczas przejść. A to przecież było ważne wydarzenie…
CZYTAJ TAKŻE: RELACJA. Ostatnie pożegnanie Benedykta XVI. Franciszek: Był świadkiem Ewangelii. Papież senior spoczął w Grotach Watykańskich
Pierwsze pytanie nasuwa się samo: czy już tak niewielu jest przedstawicieli Kościoła Benedykta? Kościoła przypominającego o prawdach podstawowych, niegodzącego się na zamian znaczeń pojęć, Kościoła wymagającego. Wiadomo, że wraz z biegnącym czasem wszystko się zmienia. Wspólnota, której przewodzi papież także. Czy na lepsze? Nie wiem, na takie rozważania przyjdzie pewnie czas za chwilę. Dzisiaj należało godnie pożegnać papieża Benedykta XVI.
Druga moja refleksja jest taka, że w dzisiejszej uroczystości wzięli udział ci, dla których ten pontyfikat był ważny, którzy Benedyktowi zawdzięczają coś osobistego. Spotkałem na pl. św. Piotra Włoszkę, matkę z chorą nastoletnią córką (przyjechały z południa kraju). Jej rodzina długo nie mogła pogodzić się z tym, że dziewczynka nie jest taka, jak inne dzieci. Presja była ogromna. Z pewnym wstydem przyznała się, że zaczęła się wahać, nie była pewna, czy kocha swoje własne dziecko. Dramat. Od papieża podczas audiencji usłyszała, że nie ma innej miłości dla dzieci chorych i zdrowych. To było dla niej jak olśnienie. Choroba jest coraz bardziej uciążliwa, ale zrozumienie więzi, która łączy matkę z córką zawsze już bierze górę.
Jeden z kolegów dziennikarzy mówił mi o młodym księdzu z Salzburga, który poczuł powołanie i wstąpił w stan kapłański dzięki Benedyktowi XVI. Tak bardzo zaimponował mu pryncypialny kardynał, jego konserwatyzm jest tak ciekawy, bo jest tak bardzo nowoczesny. No i ksiądz przyjechał podziękować i pożegnać go, jak przyjaciela.
Czas wreszcie na kilka słów o przywódcach państw. Stawili się licznie, choć to przecież nie był pogrzeb państwowy. Oficjalne delegacje, z oczywistych względów, przybyły z Włoch i Niemiec. Polskę reprezentowali prezydent i premier. Także parlamentarzyści PiS, PSL i Konfederacji. W zasadzie były to ich podróże prywatne, ale - jak mówili nam, dziennikarzom - nie mogło ich w Rzymie nie być.
Nie było w tej uroczystości aż takiego uniesienia, jak przy pogrzebie Jana Pawła II, choć porównań i analogii uniknąć nikt się nie starał. Jan Paweł II i Benedykt XVI to przyjaciele, bliscy współpracownicy, bardzo podobnie stawiający granice wiernym. Dziś, jak 18 lat temu w Watykanie był transparent „Santo Subito”, były też okrzyki nawołujące do szybkiej beatyfikacji. Wówczas byliśmy zniecierpliwieni, choć w takiej sprawie - nawet jeśli wydaje się, że oczywistej - pospiech jest niewskazany. Czy Benedykt XVI zostanie kiedyś świętym? Sam jestem ciekaw. Myślę sobie jednak, że jeśli do świętości dojdzie, to chyba jednak inną drogą niż Jan Paweł II. Warto się za to po prostu pomodlić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/628991-rozaniec-za-benedykta-xvi-relacja-z-watykanu