Niemiecka reprezentacja futbolowa jechała na Mundial w Katarze jako jeden z faworytów imprezy. Nastroje w kadrze były tak hurraoptymistyczne, jakby wyprawa po medal wydawała się oczywistością. Dalekosiężne plany legły jednak w gruzach za sprawą ambitnej drużyny japońskiej.
Mistrzostwa świata w „wyższości moralnej”
Redaktor naczelny austriackiego portalu kath.net Roland Noé porównał występ niemieckich piłkarzy w Katarze z niedawną wizytą niemieckich biskupów w Rzymie. Obie ekipy zachowywały się tak, jakby jechały na podbój świata. Futboliści zamierzali zaprezentować się na Mundialu jako mistrzowie nie tylko w swojej dyscyplinie, lecz także – jak pisze Noé – „od samego początku chcieli być mistrzami świata w «wyższości moralnej« i pokazać to światu za pomocą gejowskich opasek propagandowych.” Pozowali przy tym na nieustraszonych obrońców wolności. Wystarczyło jednak postraszenie przez FIFA karami finansowymi, by niemiecka drużyna natychmiast zapomniała o swej nieustraszoności. Później było już tylko gorzej.
Niemieccy biskupi, którzy przybyli do Watykanu z czterodniową wizytą „ad limina apostolorum”, nie mieli co prawda tęczowych opasek na swych rękawach, za to wieźli do Rzymu swoje postulaty zgodne z żądaniami środowisk LGBT. Jechali tam z zamiarem przekonania Stolicy Apostolskiej do swego programu drogi synodalnej. Niektórzy z nich nie ukrywali, że jest to propozycja przyszłościowa dla całego Kościoła.
Na miejscu spotkało ich jednak spore rozczarowanie. Na pierwszej audiencji musieli wysłuchać mowy Franciszka, który nie odniósł się zbyt entuzjastycznie do ich pomysłów. Szykowali się więc na drugie spotkanie z nim, by przekonać go do swego stanowisko. Franciszek jednak – mimo że tak było wcześniej zaplanowane – nie pojawił się na drugim spotkaniu, wprawiając gości z Niemiec w osłupienie. Zamiast niego przyszło natomiast dwóch watykańskich kurialistów, kardynał Luis Ladaria Ferrer i kardynał Marc Ouellet, którzy wygłosili przemówienia niezostawiające suchej nitki na niemieckiej drodze synodalnej.
Zły duch i „furor teutonicus”
Niemieccy biskupi wrócili do kraju w podobnych nastrojach jak niemieccy piłkarze. Okazuje się, że ich pęd ku destrukcji katolickiego nauczania wywołał przerażenie nie tylko watykańskich purpuratów, lecz nawet kardynała Waltera Kaspera, nazywanego niekiedy ojcem chrzestnym niemieckiej drogi synodalnej. W ostatnich miesiącach krytykował on wspomnianą drogę, posuwając się nawet do twierdzeń, iż pochodzi ona od złego ducha, a biskupów, którzy nią kierują, ostrzegał, że odpowiedzą za swe działania na Sądzie Ostatecznym.
Zdanie Kaspera, którego Franciszek nazywa swym ulubionym teologiem, podziela wielu rzymskich kurialistów. Nawet jeśli są wśród nich moderniści, którzy dążą do zmiany katolickiego nauczania, to uważają oni, że cały proces powinien przebiegać stopniowo i ewolucyjnie, natomiast niemieccy biskupi z właściwym sobie „furor teutonicus” próbują dokonać gwałtownych zmian rewolucyjnych, co może zakończyć się rozłamem w Kościele i widzialną schizmą. Tego zaś nikt w Watykanie nie chce.
Niemieccy piłkarze mówią, że myślami są już przy eliminacjach do kolejnego wielkiego turnieju – Euro, które powinny się rozstrzygnąć jesienią przyszłego roku. Niemieccy biskupi również szykują się na wielkie wydarzenie, które odbędzie się jesienią przyszłego roku – finał Synodu ds. Synodalności w Rzymie. Kapitan drugiej drużyny, przewodniczący Episkopatu i współprzewodniczący drogi synodalnej, biskup Georg Bätzing nie załamuje się chwilowymi niepowodzeniami i przekonuje, że zamierza jechać do Watykanu po zwycięstwo. Tylko to go interesuje.
Prawdę mówiąc, to już bym wolał, żeby wygrali niemieccy piłkarze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/625021-czy-niemiecka-droga-synodalna-podzieli-los-reprezentacji