Rozmowa z biskupem Markiem Mendykiem, ordynariuszem diecezji świdnickiej.
„Newsweek” i „Onet” opublikowały artykuł, w którym oskarża księdza biskupa o molestowanie 8-latka w szpitalu przed 30 laty. To bardzo poważne oskarżenie.
Bp Marek Mendyk: I całkowicie nieprawdziwe. W tym czasie nie byłem w Głuszycy duszpasterzem. Studiowałem na KUL-u. Przyjeżdżałem tam tylko w wakacje i święta. I wtedy rzeczywiście starałem się pomagać w swojej parafii. Wizyty w szpitalu należały jednak do obowiązków wikariusza, wówczas nigdy sam tego nie robiłem.
Druga sprawa to fakt, że cała sytuacja opisana w „Newsweeku” jest dziwna i niezgodna z naszą praktyką duszpasterską. Nie udzielano dzieciom przed pierwszą komunią świętą czyli przed 9 rokiem życia „ostatniego namaszczenia”. Nie pamiętam żebym kiedykolwiek udzielał sakramentu namaszczenia jakiemukolwiek dziecku w sali szpitalnej.
Nie zgadzają się też pozostałe okoliczności. Dzieci generalnie hospitalizowano w Wałbrzychu a nie w Głuszycy, w której był szpital ogólny, a nie oddział zakaźny, o którym mowa w wywiadzie. Skoro miał być wezwany kapłan, mówimy tu o poważnym przypadku, stanie zagrożenia życia. Niemal na pewno dziecko takie natychmiast przetransportowano by do szpitala wojewódzkiego, gdzie było więcej specjalistów i lepsza aparatura.
Mam wrażenie, że to wizja z artykułu jest przeznaczona dla współczesnego czytelnika, który nie zna realiów polskich szpitali sprzed trzydziestu lat. Wtedy normą były przepełnione wieloosobowe sale, które i tak były luksusem, bo liczni pacjenci leżeli w łóżkach na korytarzach. Nie było żadnych warunków do rozmowy sam na sam z kimkolwiek.
Rzeczywiście tak było. I choć szpitale zmieniły się na lepsze, nadal nie ma praktycznie możliwości, żeby chore dziecko zostało samo z kapłanem w sali szpitalnej. Są inni pacjenci, są rodzice, czasem dziadkowie. Czuwa personel szpitalny: lekarze, pielęgniarki, salowe. Jest wspólna modlitwa, bo kapłan musi być także wsparciem dla rodziny. W ogóle, w całej swojej praktyce duszpasterskiej, nie przypominam sobie takiej sytuacji, w której kiedykolwiek zostałbym w szpitalu sam na sam z małym pacjentem. Zawsze z dzieckiem jest ktoś bliski, kogo ono zresztą bardzo w tym momencie potrzebuje.
Tak poważne oskarżenia, które padają po trzydziestu latach, powinny mieć mocne dowody. Przecież dziennikarze wiedzą doskonale, że uderzają w wizerunek kapłana, biskupa kierującego diecezją. Tymczasem opisanej sytuacji nie da się nawet uprawdopodobnić.
Sam wywiad ma bardzo duży stopień ogólności. Rozumiem, że dziennikarz powinien wysłuchać każdego, ale powinien też dążyć do uściślenia, weryfikacji tego, co usłyszy, zwłaszcza jeśli tworzy tak poważne oskarżenie wobec konkretnych osób. Tymczasem jednostronna relacja jest podawana dalej w trybie sensacji. To wypaczenie pojęcia swobody wypowiedzi. Granicę dla niej tworzy obowiązek rzetelności dziennikarskiej, zachowania wymagań dobrej sztuki i etyki zawodowej. Dziennikarze korzystają z gwarancji umożliwiających im publikowanie informacji o sprawach publicznie ważnych, ale pod warunkiem, że działają w dobrej wierze, na ścisłej podstawie faktycznej i prawnej. Że zapewniają wiarygodną i precyzyjną informację zgodnie z etyką dziennikarską.
Z „dobrą wiarą” może być tu jednak problem, bo redaktorem naczelnym „Newsweeka” został kilka tygodni temu Tomasz Sekielski, znany z negatywnego stosunku do Kościoła. Zastąpił na tym stanowisku Tomasza Lisa, odchodzącego w złej atmosferze z redakcji, ale ku ogromnemu rozczarowaniu czytelników pisma. Czy sensacyjna historia mogła mieć za zadanie podnieść zainteresowanie „Newsweekiem”, który bez Tomasza Lisa nie jest już tak atrakcyjny?
Odbieram to w kluczu ogólnej nagonki na Kościół, duszpasterzy, w tym biskupów. Nie ma mojej zgody także na takie traktowanie przez media, które po prostu powielają nieprawdę. W efekcie powstał tekst, który zapewne przyciągnął czytelników tygodnika „Newsweek” i portalu Onet, zawierający nieweryfikowalne i niesprawdzalne treści mające wyłącznie na celu pomówienie mnie. A co za tym idzie przekreślenie całej mojej dotychczasowej pracy duszpasterskiej.
Mowa tu o wydarzeniu, które, jeśliby nie było czyjąś imaginacją, powinno być wyjaśnione wiele lat wcześniej. Rzecznik Akcji Katolickiej dr Artur Dąbrowski zwraca uwagę, że oskarżenie to wysuwa były kleryk deklarujący się jako osoba homoseksualna, niewierząca, żyjący w związku z innym mężczyzną i mieszkający poza Polską. Nagle przypomina sobie traumatyczne zdarzenie z dzieciństwa, o którym dotąd milczał. Dla mediów niemieckiego koncernu RASP jest jednak wielokrotnie bardziej wiarygodny niż polski kapłan, biskup.
Nie ma w tej sprawie dowodów, nie ma możliwości wniesienia oskarżenia do sądu, co potwierdza sam rzekomy poszkodowany, który zresztą mówi, że nie oczekuje odszkodowania. Pośrednio sam artykuł przyznaje, że to puste oskarżenie, które można skierować przeciwko komukolwiek.
Bywa, że ktoś coś sobie wymyśli, ale to nie oznacza, że dziennikarze muszą za tym z entuzjazmem podążać. W przypadku ataków na kościół warto przypomnieć tak promowanego w „Newsweeku” Marka Lisińskiego, którzy pozował na ofiarę molestowania przez duchownego. Był nawet prezesem fundacji „Nie lękajcie się”. W sądzie okazało się, że kłamał nawet co do tego, że był ministrantem…
Przebaczam swojemu oskarżycielowi. Przebaczam również tym, którzy – być może – jego samego zmanipulowali. Co nie oznacza, że odstąpię od drogi prawnej. Jestem zobowiązany jako kapłan walczyć o dobre imię – własne i kościoła.
Nie mogę sobie pozwolić na to, by te insynuacje pozostawić bez reakcji. Milczenie wobec tak perfidnych pomówień odebrane zostałoby przez czytelników wspomnianego wywiadu i dalszych, kreowanych na jego podstawie artykułów prasowych, jako przyznanie się do winy. Dlatego zamierzam poinformować właściwe organy ścigania o popełnieniu przestępstwa pomówienia mnie przez rzekomą ofiarę wspólnie i w porozumieniu z autorami artykułów prasowych.
Jednocześnie zwróciłem się już dziś do metropolity wrocławskiego z pisemną prośbą o podjęcie przewidzianych prawem kanonicznym działań, mających na celu zbadanie i wyjaśnienie sprawy. Poinformowałem o tym także Nuncjaturę Apostolską w Polsce. Jestem także przygotowany, by w pełni współpracować z sądami państwowymi i prokuraturą. Chcę tę sprawę wyjaśnić do końca, nie pozostawić cienia wątpliwości.
W wywiadzie pada dużo oskarżeń, niemożliwych do potwierdzenia, w stronę wielu duchownych. Są wśród nich wychowawcy z Wyższego Seminarium Duchowego. Z tekstu można odnieść wrażenie, że wszyscy kapłani są generalnie źli i zdemoralizowani. To linia programowa nowego redaktora pisma?
W taki sposób można wyeliminować, wręcz „uśmiercić” każdego człowieka, który publicznie wypowiada się w potrzebnych i ważnych kwestiach. Można też zszargać pamięć osoby nieżyjącej, która nie ma możliwości obrony, wyjaśnienia. Bez dowodów, faktów, opierając się wyłącznie na zmyśleniach. Fala hejtu wobec mnie pojawiła się natychmiast. To rodzaj linczu. Choć otrzymuję też wiele wsparcia od ludzi, którzy mnie znają, wiedzą jaki jestem.
Znam przełożonych seminarium, mam do nich zaufanie. Praca formacyjna, którą podejmują jest niezwykle trudna, ponieważ kandydaci zabierają ze sobą do seminarium problemy swoich środowisk. Niektórzy większe, inni mniejsze, nie można tego uogólniać. Wszyscy jesteśmy ludźmi i nikt nie jest doskonały. Jednak twierdzenie, że większość albo nawet wszyscy mają dyskwalifikujące ich do święceń defekty – jest absolutnie nieuczciwe.
Ksiądz Biskup jest w rodzinnej Głuszycy otoczony ogromnym szacunkiem i sympatią. Niedawno odbyło się tam, pod patronatem Jego Ekscelencji, cieszące się ogromnym powodzeniem Sudeckie Forum Incjatyw, którego gośćmi było wielu konserwatywnych polityków, przedsiębiorców, społeczników, dziennikarzy i artystów. Takich ciekawych, nowoczesnych projektów w diecezji świdnickiej jest dużo więcej. Czy ten atak na Księdza Biskupa nie jest wymierzony w sparaliżowanie działania diecezji?
Ludzie mnie znają, znają też swoich duszpasterzy. Wiedzą też, że nie boję się trudnych tematów. Bez wahania przepraszam za księży hochsztaplerów i nie mam z tym oporów Diecezja świdnicka cały czas pomaga poszkodowanym, którzy zostali wykorzystani przez kapłanów.
Jednocześnie kilku księży fałszywie oskarżonych przywróciłem do czynności kapłańskich. Namawiałem też księży oczyszczonych z zarzutów, żeby upominali się o przywrócenie dobrego imienia, bo mają do tego prawo. Mogą liczyć na moje wsparcie w takich sprawach.
Kapłani nie są ideałami, ale kościół wciąż naucza o tym, co w świecie „Newsweeka” i „Onetu” jest zbędne: Bóg, honor, Ojczyzna, rodzina, prawo do życia…
Wielu księży, którzy niezwykle ofiarnie posługują w Kościele jest dzisiaj bardzo mocno atakowanych. Nie wolno się na to zgadzać. Nie można stać biernie. Tu chodzi o przetrwanie naszej kultury, cywilizacji, człowieczeństwa.
Z bp Markiem Mendykiem – biskupem świdnickim rozmawiał Miłosz Manasterski, Agencja Informacyjna.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/609931-bp-marek-mendyk-zglaszam-sprawe-oskarzen-do-prokuratury