„Szukamy takiej siły wiary, żeby móc nie tylko dotknąć własnego krzyża, ale się z nim pojednać i zobaczyć głęboki sens tych naszych małych czy większych krzyży, które Bóg nam daje po coś. W krzyżu jest ukryta łaska. W krzyżu – my mówimy – jest Zbawienie, objawia się Miłość Boga, a my chcemy, żeby ta Miłość Boga stała się dotykalna, żebyśmy jej mogli doświadczać” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. prof. Robert Skrzypczak.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
-Medytacja na Triduum Paschalne na 2022 rok w związku z wojną na Ukrainie
wPolityce.pl: Przeżywamy Wielki Piątek. Tradycyjnie udajemy się na Liturgię. Co tak naprawdę znaczy towarzyszyć Panu Jezusowi w drodze na Golgotę, a później w Ukrzyżowaniu? Nasza obecność jest ważna, ale jaka powinna być ta obecność?
Ks. prof. Robert Skrzypczak: Zawsze Liturgia szuka odzwierciedlenia w życiu. Jeśli nasze Liturgie nie mają nic wspólnego z naszymi postawami życiowymi, to jest sprężyna napędzająca tzw. sekularyzację czyli wiara staje się czymś nieistotnym. Dlatego też szukamy przede wszystkim tego, żeby to, co robimy w Kościele, znajdowało odzwierciedlenie w naszych codziennych postawach życiowych. Pyta pani, co znaczy towarzyszyć Jezusowi? Właśnie sam Jezus na początku, przed Męką, powiedział do swoich uczniów: „Wyście wytrwali ze mną w moich przeciwnościach”. Na pewno pójść za Chrystusem i pójść w stronę Krzyża jest zawsze jakąś formą pójścia pod prąd tym tendencjom, które są dominujące w świecie. Jeśli poddajemy się dominującym trendom naszej kultury, naszej cywilizacji, to będziemy zmierzać w stronę tego, co łatwe, co przyjemne, co proste, co banalne i nawet nie zwrócimy uwagi, kiedy nam życie przecieknie między palcami i zostaniemy z pustką. Po to się urodziliśmy, żeby nie tylko przeżyć, ale przede wszystkim żyć i znaleźć życie. Dlatego Jezus nam proponuje drogę bardzo oryginalną w stronę pełni życia i to jest droga, która prowadzi poprzez krzyż czyli poprzez miłość, ofiarowanie się, podarowanie drugiemu. To daje głęboki sens życiu i my jako chrześcijanie tak rozumiemy Jezusa, to jest droga, która prowadzi potem do zbawienia, do życia wiecznego, a więc Wielki Piątek jest po to, żeby pokonywać w sobie odium crucis czyli niechęć, albo lęk, albo wstręt wobec Chrystusowego Krzyża.
Kiedy dzisiaj w czasie Liturgii zbliżamy się do krzyża, bo to jest moment szczególny po wysłuchaniu Męki Pańskiej, to będziemy adorować krzyż, będziemy go dotykać, całować, to nie chodzi o to, żeby przyjmować postawy płaczących kobiet czy mających dystans wobec tego wszystkiego, co się dzieje na Golgocie, bo Jezus do nich podszedł i powiedział: „Nie płaczcie nade mną, tylko płaczcie nad sobą i nad waszymi dziećmi”. Chodzi o to, że dzisiaj szukamy takiej siły wiary, żeby móc nie tylko dotknąć własnego krzyża, ale się z nim pojednać i zobaczyć głęboki sens tych naszych małych czy większych krzyży, które Bóg nam daje po coś. W krzyżu jest ukryta łaska. W krzyżu – my mówimy – jest Zbawienie, objawia się Miłość Boga, a my chcemy, żeby ta Miłość Boga stała się dotykalna, żebyśmy jej mogli doświadczać.
W Krzyżu jest łaska, ale Krzyż daje też nadzieję. Jest to ważne szczególnie teraz, kiedy za wschodnią granicą mamy wojnę, kiedy patrzymy na ten ogrom ludzkiego nieszczęścia, które w każdej chwili może stać się również naszym udziałem. To nadaje wyjątkowy wymiar tegorocznym Świętom Zmartwychwstania Pańskiego - jesteśmy w stanie chyba bardziej postawić się w miejscu tych, którzy wtedy właśnie towarzyszyli Panu Jezusowi…
Spoglądanie na Krzyż jest trudne. Są ludzie, którzy nie są w stanie znosić scen zrealizowanych przez Mela Gibsona w swoim filmie „Pasja”. Są także tacy, którzy nie są w stanie przebrnąć przez szczegóły opisu tego, w jaki sposób cierpiał Chrystus i co przechodził w czasie swojej Męki zawartych w wizjach chociażby Luizy Piccaretty albo Kathariny Emmerich – słynnych mistyczek ostatniego okresu Kościoła – bo Męka i Krzyż są same w sobie potworne. Dlatego dzisiaj w kontekście okropności wojny i tego, co znoszą nasi sąsiedzi w Ukrainie, możemy sobie bardziej zdawać sprawę, jak ważną rolę odgrywa głoszenie, proklamowanie Krzyża. Zawsze Apostołowie, zanim ogłosili zwycięstwo Chrystusa, Zmartwychwstanie, to wcześniej konfrontowali ludzi z Krzyżem. Święty Piotr mówi: „To wyście uczynili. To wy przybiliście go rękami bezbożnych do krzyża. To wy zabiliście, ale Bóg wskrzesił Go z martwych”. Dlatego pierwsza rzecz, jaką odsłania Krzyż, to jest, że kiedy patrzymy na ogrom cierpienia zadanego Chrystusowi, to możemy sobie przede wszystkim zdać sprawę, że „to jest moje dzieło”. Czegoś takiego ja dopuszczam się w życiu, przy czym bardzo często nie widzę tego skutków. Dopiero Chrystus, który bierze zło i grzech świata na siebie, skierowuje je na siebie i pozwala, żeby ono spadło na Niego i Go zmiażdżyło, to dopiero pokazuje, jak potworny jest grzech, który często w naszym życiu jest lekceważony, banalizowany. Czasami próbujemy się przyzwyczaić do myśli, że już nie ma grzechu, są tylko przewinienia i przestępstwa. Natomiast grzech to jest ukrzyżowanie Pana chwały w naszym życiu. To jest także niszczenie drugiego człowieka, to jest niszczenie naszego człowieczeństwa i ono nieraz jest potworne, tylko nie chcemy tego widzieć. Potrzebujemy to zobaczyć, żeby móc tym bardziej przekonać się, jak bardzo potrzebne było, żeby w nasze klęski, ciosy, które sobie zadajemy w nasz egoizm, w nasze siedem grzechów głównych wszedł Chrystus i wziął je na siebie, bo tylko w ten sposób się zwycięża zło. Chrystus dźwignął nasze grzechy na Krzyż i umarł wraz z nimi. Dlatego kiedy zmartwychwstał, mógł przyjść do swoich uczniów, pokazać Swoje Rany chwalebne i powiedzieć: To musiało wszystko się stać, ale od tego momentu na całym świecie będzie głoszone przebaczenie grzechów i nawrócenie.
W tym kontekście ważne jest, abyśmy byli takim „dobrym łotrem”, który potrafi stanąć w prawdzie i się nawrócić za każdym razem kiedy popełni zło.
„Dobry łotr” to jest jedna z tych wielu wspaniałych, fantastycznych postaw, które budzą się w ludziach pod wpływem Chrystusowej Męki. Spoglądanie na Chrystusowy Krzyż, przyglądanie się Męce Pańskiej, branie udziału w Drodze Krzyżowej, czy słuchanie kerygmatu o zwycięstwie Chrystusa na Krzyżu już jest związane z pewną łaską – coś w nas się dzieje. Coś w nas się decyduje, odgrywa. Możemy wtedy zobaczyć, że najważniejsza jest pokora czyli szczerość życia. Najważniejsze jest też odzyskanie głębokiego szacunku wobec Boga, który chciał nie tylko stać się człowiekiem, ale w nasze miejsce pójść na Krzyż i dla nas zwyciężyć egoizm. Coś takiego przeżył dobry łotr – zobaczył, że obok, blisko niego rozgrywa się zmaganie kochającego Boga z potwornym, perfidnym, obrzydliwym, złym światem i że Chrystus wygrywa z tym światem nie odpychając go, nie lekceważąc go, tylko walcząc o jego pozyskanie, przemianę. Dlatego skorzystał z takiego momentu. My, chrześcijanie to nazywamy kairos, czyli przychodzi moment łaski. On może zostać zlekceważony i nam przejdzie koło nosa, ale jeśli go wyczujemy, jeśli się go uchwycimy, to przychodzący Chrystus może nas pociągnąć za sobą i poprowadzić ku miłosierdziu, ku Miłości Boga.
Świadomość Chrystusowego Krzyża, jeżeli naprawdę głęboko ją przeżyjemy, bardzo zmienia perspektywę spoglądania na rzeczywistość. Pytanie, na ile jesteśmy gotowi, aby się na to otworzyć?
Zawsze robi na mnie ogromne wrażenie opis nawrócenia św. Franciszka z Asyżu, spisane przez bezpośredniego świadka tamtych zdarzeń Tomasz z Celano. On mówił, że kiedy św. Franciszek został po raz pierwszy dotknięty Miłością Boga, taką zaskakującą, niezwykłą, to go poruszyło do tego stopnia, że Tomasz z Celano mówił, jakby Franciszek został wytrącony z równowagi, jakby porażony prądem. On wtedy przebywał godzinami, dniami w kościółku św. Damiana przed krucyfiksem, wpatrywał się w niego, jakby szukał odpowiedzi. Cały jakby stał się pytaniem, po co żyje, dokąd zmierza moje życie, jaki ma sens? Jaki ma sens także to, że Ty mi pokazujesz znamiona swojej chwały? Dokąd mnie prowadzisz? Tomasz z Celano mówi, że to zmaganie trwało do momentu, kiedy Franciszek poczuł, że Chrystus z krucyfiksu do niego się odezwał, że usłyszał Jego głos, Jego wezwanie. Od tego momentu jego życie stało się współodczuwaniem z Ukrzyżowanym. Bardzo mi się podoba to świadectwo, bo tu o to chodzi. Św. Paweł nie raz mówił, że „nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus”, że potrzebujemy uczyć się od Chrystusa, wejść w taką syntonię ze spoglądaniem na świat, na innych ludzi, na własne życie także z tego pułapu, z tej perspektywy Chrystusa oddającego życie za świat na Krzyżu w momencie nieustannego kochania, oddania się.
Dzisiaj poruszyło mnie świadectwo amerykańskiego zakonnika – znalazłem je na chybił trafił w internecie. Dziennikarz zadał mu pytanie: „Bracie, osiągnąłeś tak piękny wiek, 95 lat. Co trzeba w życiu robić, żeby mieć takie życie?”. On się uśmiechnął i mówi: „Właściwie bardzo prosta jedna rzecz: kochać”. To czyni życie sensownym, udanym i pięknym. My często o tym wiemy, tylko nie wiemy, jak to zrobić, dlatego potrzebujemy tego znalezienia się pod Krzyżem Chrystusa, żeby On sam ku nam się wychylił, do nas przyszedł, żeby nas uzdolnił do tego, żeby wydźwignąć się na ten pułap. Zostawić grzechy, zostawić nałogi, zostawić neurotyczne skoncentrowanie na swoich stanach psychicznych, na swoim zadowoleniu, bądź nie, dorosnąć już do tego, żeby życia nie konsumować tylko na kupowaniu i sprzedawaniu, albo traceniu energii na wyrażanie poglądów politycznych czy geopolitycznych, ale żeby coś ważnego w życiu zrobić i to się koncentruje w świadectwie tamtego 95-letniego mnicha, że najważniejsze w życiu jest kochać. To właśnie pokazuje Chrystus na Krzyżu.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/594564-ks-skrzypczak-szukamy-takiej-wiary-by-dotknac-krzyza