„Kreml podobnie jak w czasach ZSRR zaczął wykorzystywać prawosławie jako oręż do geopolitycznej walki z Zachodem. Tym razem przygotowując na jego bazie ofertę do środowisk konserwatywnych i tradycjonalistycznych na Zachodzie, rozczarowanych niekiedy modernizmem lub liberalizmem panującym w ich macierzystych Kościołach. Zaczął prezentować Cerkiew jako rzekomo jedyną ostoję nieskażonej tradycji chrześcijańskiej” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Łukasz Kobeszko, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.
wPolityce.pl: Patriarcha Moskwy Cyryl udzielił wyraźnego poparcia rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jak to Pan ocenia?
Łukasz Kobeszko: Oceniłbym to jawne poparcie patriarchy Cyryla na dwóch poziomach.
Po pierwsze, na poziomie społeczno-politycznym. Od lat Rosyjska Cerkiew Prawosławna pełni rolę jednego z geopolitycznych narzędzi Kremla. Nie jest to rola, która została stworzona w ostatnim czasie, ale stanowi kontynuację idei, którą realizowano w czasach ZSRR. Patriarchat Moskwy i Całej Rusi, odtworzony przez Józefa Stalina w 1943 roku w celu dodatkowej mobilizacji społeczeństwa podczas wojny z Niemcami. W okresie powojennym, za wyjątkiem może przełomu lat 50 i 60 i epoki rządów Nikity Chruszczowa, gdy powrócono do radykalnej polityki antyreligijnej, zamykania cerkwi i seminariów duchownych, rosyjska autokefalia realizowała ogólne wytyczne polityczne Kremla.
Zwłaszcza w dziedzinie stosunków międzynarodowych, gdzie poprzez działalność w światowym ruchu ekumenicznym i aktywność w dziedzinie „walki o pokój na świecie” obsługiwała pewien istotny z punktu widzenia kierownictwa radzieckiego segment opinii publicznej w wolnym świecie Zachodu. I budowała tam opinię, oczywiście zupełnie niezgodną ze stanem faktycznym, że w ZSRR panuje wolność religijna i prawosławni, a także inni chrześcijanie mogą bez problemu praktykować wiarę.
- A po upadku ZSSR?
Po upadku ZSRR, po pewnego rodzaju dekadzie niepewności w czasach Borysa Jelcyna, gdy Cerkiew wróciła do aktywnej roli publicznej, stopniowo powracała też do łask idea pełnej symbiozy Kościoła prawosławnego i nowego państwa rosyjskiego. Została ona niemal w pełni zrealizowana podczas długich, bo trwających już dwie dekady rządach Władimira Putina, początkowo za czasów patriarchy Aleksego II, który pozostawał obojętny wobec wojny w Czeczenii, a później w epoce Cyryla. Także w tym wypadku, zwłaszcza poprzez działalność Wydziału Stosunków Zewnętrznych Patriarchatu, doszło do realizacji podobnej strategii polityczno-społecznej jak w czasach ZSRR.
Po raz pierwszy pojawiła się ona w narracji Cerkwi rosyjskiej pod koniec pierwszej dekady XXI w., gdy pojawiła się rzucona przez obecnego szefa tej instytucji, metropolitę Hilariona (Alfiejewa), który podniósł hasło „sojuszu konserwatywnego” pomiędzy Cerkwią prawosławną, Kościołem katolickim i innymi Kościołami w kwestii obrony chrześcijańskiego modelu rodziny i antropologii człowieka. Na poziomie ogólnym idea ta mogła wydawać się atrakcyjna, jednakże realia codzienności w Rosji w XXI w. wskazują, że nie jest to w żadnym wypadku kraj, który kierowałby się w życiu społecznym wartościami chrześcijańskimi.
Co więcej, Kreml podobnie jak w czasach ZSRR zaczął wykorzystywać prawosławie jako oręż do geopolitycznej walki z Zachodem. Tym razem przygotowując na jego bazie ofertę do środowisk konserwatywnych i tradycjonalistycznych na Zachodzie, rozczarowanych niekiedy modernizmem lub liberalizmem panującym w ich macierzystych Kościołach. Zaczął prezentować Cerkiew jako rzekomo jedyną ostoję nieskażonej tradycji chrześcijańskiej, pięknej liturgii, śpiewu cerkiewnego i barwnych zwyczajów rosyjskiego prawosławia jako alternatywę wobec „zagubionego Zachodu”.
Ten aspekt sprawy pokazuje, że Patriarchat Moskwy i Całej Rusi nie działa w istocie w sposób autonomiczny i niezależny i nie posiada wobec państwa pozycji samodzielnej, ale usługową i służalczą. Stąd poparcie Cyryla dla agresji na Ukrainę wydaje się logicznym zwieńczeniem zarysowanych wyżej tendencji, a nie jakiegoś rodzaju niespodziewanym wyskokiem rosyjskiej hierarchii cerkiewnej.
Jak wyjaśnić poparcie Cerkwi rosyjskiej dla inwazji na poziomie duchowym i teologicznym?
Można żywić całkiem uzasadnione obawy, że Cyryl i biskupi popierający wojnę popadali zarówno w schizmę, jak i herezję, czyli ciężkie przestępstwa kanoniczne przeciwko jedności i strukturze dogmatycznej Kościoła.
Jeżeli chodzi o schizmę, po prostu zdradzili i wyrzekli się swoich wiernych należących do autonomicznej, ale formalnie należącej do ich jurysdykcji Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej. Jej wierni i świątynie padają od kilkunastu dni ofiarami rosyjskiej agresji militarnej. Inaczej zaś niż herezją nie można nazwać zachowania biskupa Kościoła/ Cerkwi, który w swoich kazaniach nie tylko usprawiedliwia, ale pochwala i próbuje sakralizować agresję militarną i wojnę napastniczą wobec narodu ukraińskiego. Jest to nie tylko jawne występowanie przeciwko V przykazaniu Dekalogu, ale również łamanie Kanonów Apostolskich – podstawowej normy prawodawczej Kościoła wschodniego. Szczególnie w tym aspekcie, że Kanony wymagają od biskupa dbania o zbawienie i nauczanie powierzonej mu owczarni. Jakie nauczanie słyszą obecnie wierni Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej od najwyższego rangą hierarchy? Pewnym problemem prawosławnej struktury władzy w Kościele jest jednak fakt, że nie za bardzo wiadomo, kto mógłby jednoznacznie orzec o popadnięciu hierarchii jednej z Cerkwi lokalnych i największych autokefalii w schizmę i herezję? Sobór panprawosławny? Spotkanie wszystkich zwierzchników Cerkwi autokefalicznych? Patriarcha Konstantynopola, z którym i tak Cyryl zerwał jedność eucharystyczną po odtworzeniu autokefalii na Ukrainie w latach 2018/19? Łacińskie prawo kanoniczne mogłoby wskazać, że taka schizma i herezja zostały zaciągnięte latae sententiae, czyli na mocy samego prawa, w czasie, gdy zwierzchnik RCP głosił usprawiedliwienie lub przewrotną „teologię wojny” z Ukrainą.
Co to poparcie dla inwazji przywódców największej cerkwi prawosławnej oznacza dla stosunków między cerkwią zachodnią i wschodnią. Czy możemy mówić o kryzysie ekumenizmu i potrzebie przedefiniowania tej idei?
W serialu „Młody papież” Paulo Sorrentino znajdziemy scenę, gdy w Watykanie dochodzi do spotkania filmowego papieża Piusa XIII oraz prawosławnego patriarchy Moskwy. Obydwaj, poza przyjacielskimi uściskami nie są w stanie wypowiedzieć żadnego słowa, siedzą naprzeciwko siebie i wzdychają, nie mogąc usiedzieć w miejscu. Reżyserowi udało się chyba znakomicie oddać ducha i stan dialogu ekumenicznego pomiędzy Watykanem a Moskwą. Wygląda na to, że podobnie jak filmie, jest on ubrany w dostojną formę – w tym kontekście warto przypomnieć tzw. deklarację hawańską, podpisaną przez papieża Franciszka i patriarchę Cyryla w 2016 roku, jak również spotkania metropolity Hilariona z kardynałami i biskupami z Kurii Rzymskiej.
Deklaracje, spotkania, sympozja i zjazdy są niekiedy wręcz przeładowane trafnymi i mniej trafnymi postulatami, niemniej w istocie, nic z nich konkretnie nie wynika, podobnie jak z filmowej sceny w „Młodym papieżu”. Rosyjska Cerkiew nie zmieniła na przykład ani o jotę bardzo negatywnego stanowiska wobec Kościoła greckokatolickiego na Ukrainie, jak również do rzekomego katolickiego prozelityzmu na obszarach b. ZSRR.
W chwili obecnej wydaje się, że w Rzym w relacjach z Rosyjską Cerkwią Prawosławną, ale też z innymi autokefaliami, np. serbską, stara się dyplomatycznie unikać tematów trudnych lub takich, które mogą Cerkiew rozdrażniać. Robi tak w imię spokoju i zachowania pewnych kanałów kontaktów dyplomatycznych z patriarchatami w Moskwie lub Belgradzie. Dyplomacja ma oczywiście swoją wartość w europejskiej kulturze politycznej, ale czy w takiej sytuacji jak obecnie, łagodne i koncyliacyjne podejście reprezentowane przez watykański Sekretariat Stanu i wydawać się może, samego papieża Franciszka może przynieść korzyści Ukrainie? Na razie trudno to niestety dostrzec, efekty nie pojawiają się na horyzoncie.
Z pewnością po wojnie z Ukrainą relacje Watykanu i RCP muszą ulec przedefiniowaniu, trudno sobie wyobrazić, aby strona katolicka wróciła do kontaktów, jakby nic się nie stało i wspólnie z Cyrylem kierowała teraz apele i aklamacje nawołujące do pokoju. Brzmiałoby to niewiarygodnie, ale też bardzo raniłoby Ukraińców. Być może logiczny wydaje się obecnie swoisty pakiet „sankcji ekumenicznych” – zawieszenie dialogu ekumenicznego z RCP. Na poziomie poza Kościołem katolickim pojawiają się z kolei uzasadnione głosy o usunięciu lub zasuspendowaniu członkostwa RCP w Światowej Radzie Kościołów.
Rozmawiał Goran Andrijanić
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/591607-nasz-wywiad-kobeszko-o-relacjach-watykanu-z-cerkwia