„Jeśli zabraknie naszej wiarygodności oraz wizji pracy duszpasterskiej – możemy się niepokoić o przyszłość młodzieży. Wizja wymaga odwagi” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. Krzysztof Ruciński, diecezjalny duszpasterz młodzieży i dyrektor Młodzieżowego Centrum Edukacyjno-Wychowawczego „Studnia” w Płocku.
SPRAWDŹ SZCZEGÓŁY: SONDAŻ. Powolny spadek poziomu wiary i szybszy spadek praktyk religijnych wśród młodych? Niepokojące wyniki badania
CZYTAJ TAKŻE: TYLKO U NAS. Jak głęboki spadek uczestnictwa w praktykach religijnych wywołała pandemia? Poznaliśmy wstępne szacunki
wPolityce.pl: Czy Ksiądz jako diecezjalny duszpasterz młodzieży dostrzega sytuację, która została opisana w sondażu CBOS? Przyznam osobiście, że mam takie wrażenie… Wystarczy spojrzeć na ławy w kościołach, mniej liczne oazy wakacyjne, a nawet szeregi ministrantów czy w końcu coraz bardziej puste seminaria.
Ks. Krzysztof Ruciński: Tak wnioski płynące z badań socjologicznych, jak własne spostrzeżenia dotyczące obecności młodzieży w Kościele, budzą mój niepokój. Badania CBOS i inne pokazują, że młodzież w Polsce w sposób prawie masowy przestała ufać Kościołowi i odchodzi od praktyk religijnych. Podobnie jest ze szkolną katechezą. W większych miastach liczba tych odejść np. z katechezy, jest znacząca, w środowiskach mniejszych miast czy wiosek, jest jeszcze nieco mniejsza. Ale to nie może nas usypiać. Niepokoi także porównanie liczby powołań, choćby pomiędzy latami 2000 a 2020. Spadek jest dramatyczny. Zmierzamy prostą drogą do sytuacji, jaką dzisiaj obserwujemy w Kościołach Europy Zachodniej. Młodych ludzi, którzy teraz są w seminarium czekają trudne czasy. Ciekawe dla mnie są badania ks. Krzysztofa Pawliny z 2019 r., które przeprowadził wśród kleryków pierwszego roku seminarium. Wynika z nich, że jedynie 2,5 proc. ankietowanych chciałoby poświecić się katechezie. Być może sami ankietowani nie mają dobrych doświadczeń z czasu, kiedy byli katechizowani i nisko oceniają pracę swoich katechetów, z którymi mieli kontakt przez lata. Być może kandydaci na księży nie chcą już uczyć w szkole, ponieważ uważają, że praca księży w szkole po prostu się skompromitowała. Myślą sobie: „nie chcemy kontynuować takiej katechezy”. Nie trzeba przecież być księdzem, by uczyć religii w szkole. Bądźmy szczerzy – księża nie są najlepszymi katechetami, a wielu chodzi do szkoły niechętnie. Uczniowie to wyczuwają.
CZYTAJ WIĘCEJ: NASZ WYWIAD. Kryzys powołanych i kryzys rodziny. Krajowy Duszpasterz Powołań alarmuje: „Podcinamy gałąź, na której sami siedzimy”
Czy pandemia COVID-19 może mieć wpływ na spadek praktyki religijnej i wiary wśród młodych?
Myślę, że tak. Łatwiej jest się zwolnić z niedzielnej mszy św. czy jakiegoś spotkania, które np. jest w ramach przygotowania do sakramentu bierzmowania. Dzisiaj wystarczy powiedzieć, że boimy się przyjść do kościoła i już załatwione. Ciekawym zjawiskiem jest to, jak wielu ludzi można spotkać np. w galeriach czy centrach handlowych, gdzie zagęszczenie jest większe. Uważam, że ten spadek życia religijnego wynika z braku doświadczenia Pana Boga. Dla wielu młodych ludzi modlitwa, relacja z Bogiem, sakramenty to abstrakcja. Niejednokrotnie czują się zmuszani do takich czy innych praktyk religijnych. W życiu duchowym nie wolno stosować przemocy. Rodzice, dorośli, są kuszeni do przemocy. Ile jest przemocy w rodzinach wobec młodych, także w sprawach religijnych. My, księża też możemy być kuszeni do przemocy: nacisnąć, upokorzyć, powiedzieć mocniej, żeby się poprawił. Nie poprawi się. Wyjdzie tylko ze spuszczoną głową. Bo nikt nie poprawia się, gdy wobec niego stosuje się przemoc. Przymus jest destrukcyjny w życiu duchowym.
A jaki wpływ ma negatywna atmosfera panująca wokół Kościoła? A nawet nagonka, którą widzieliśmy zwłaszcza w czasie czarnych protestów organizowanych przez Strajk Kobiet.
Młodzi ludzie mają krytyczne spojrzenie na świat i Kościół. Mam jednak nadzieję, że wielu z nich chce swoją młodość i wiarę przeżywać wartościowo i niebanalnie. Z pewnością dzisiaj trzeba zaproponować młodym konkretną formację, która czeka na nią np. w ruchach, wspólnotach i stowarzyszeniach młodzieżowych. Bo dopiero, gdy to przeżyją, gdy doświadczą miłości: ludzkiej i boskiej, gdy osobiście spotkają Pana w Jego słowie, w sakramentach, zrozumieją, że Pan Bóg zawsze jest po ich stronie.
Obserwując wydarzenia z października 2020 r., można zauważyć, że było w nich bardzo dużo emocji. Ale z czegoś te emocje się wzięły. Myślę, że przez nie młodzi chcieli nam coś powiedzieć (i nie mam na myśli tylko wulgaryzmów). Potrzebny jest nam wiarygodny styl życia. Kościół nie posiada wiarygodności raz na zawsze. Wiarygodność Kościoła jest wyzwaniem dla każdego pokolenia. Każdy z nas – jeśli jest uczniem Jezusa – to m.in. dlatego, że spotkał wiarygodnych świadków. Myślę, że to młodzież mogła nie spotkać takich ludzi na swojej drodze. Wiarygodność chrześcijan wpisana jest w czasy, w jakich żyjemy, w sytuacje, zarówno dającego świadectwo, jak i przyjmującego świadectwo. Paradoksalnie im trudniejsze czasy, tym łatwiej jest się uwiarygodnić. W trudnych czasach wystarczy prosta, ludzka uczciwość, ale w tych trudnych czasach za taką prostą, ludzką uczciwość trzeba płacić nieraz bardzo wysoką cenę. Wiarygodność budzi życie proste i skromne, budzi troska o ludzi chorych, potrzebujących pomocy. Wiarygodność budzą dzisiaj ludzie przejrzystego serca: może o wiele mniej jest ważne to, co robimy, ile robimy, a ważniejsze jest to, czy jesteśmy w tym, co robimy wiarygodni. Wiarygodność budzą ludzie życzliwi, ludzcy, pomocni, otwarci. To też pociąga młodzież. Po co o tym mówimy? Po to, aby sobie stawiać pytania o naszą wiarygodność. Pytać siebie: co nas czyni wiarygodnymi świadkami Jezusa, a co tej wiarygodności się sprzeciwia.
Jednak „oferta” duszpasterska dla młodzieży jest naprawdę bogata, zwłaszcza w dużych miastach, gdzie np. prężnie działają ośrodki akademickie. Coraz większy jest też dostęp do katolickich treści w sieci. Czy to za mało? Czego może brakować tym działaniom?
W dużych miastach młodzież może korzystać z tego, co duszpasterstwa młodzieżowe czy akademickie proponują. I chwała Bogu, że tak jest. Problem jest w małych wspólnotach parafialnych, gdzie młodzież ma często tylko możliwość niedzielnej mszy św. Oczywiście ktoś może zapytać: tylko czy aż? W moim odczuciu cały czas nie do końca zagospodarowaliśmy młodzieży, która przygotowuje się do sakramentu bierzmowania. Może to zabrzmi zbyt pesymistycznie, ale jest to młodzież, która jeszcze do kościoła przychodzi i coś od niego chce. I teraz albo wepchniemy ich w indeksowe podpisy, wygłosimy kolejny wykład, albo spróbujemy wejść z nimi w jakąś rozmowę, relację. To pierwsze jest oczywiście łatwiejsze, drugie wymaga czasu i zaangażowania. Jeśli wybieramy to pierwsze, to - na miłość Boską - niech nas nie dziwi to, że młodzież odchodzi z Kościoła po bierzmowaniu. Jeśli damy młodzieży rzetelną formację, opartą na dobrych relacjach i uświadomimy im, że wiarę muszą wybrać sami: świadomie i dobrowolnie, to nikogo nie stracimy. Trzeba też pamiętać, że młodzi nie zawsze muszą uczestniczyć w takich czy innych wspólnotach, aby rozwijać życie duchowe. Wspólnoty na pewno pomagają, ale to parafia jest pierwszym miejscem spotkania z Chrystusem. W parafii jest dużo przestrzeni, by się zaangażować w jej życie.
Jaką więc przyszłość Ksiądz przewiduje? Czy mamy się czym niepokoić?
Jeśli chodzi o duszpasterstwo młodzieży to po pierwsze potrzebujemy – znowu wraca to słowo – wiarygodności. Jeśli jej nie ma, przyszłość będzie smutna. Tymczasem nie budzimy wiarygodności, kiedy rozdzieramy szaty i narzekamy, że opisywanie naszych grzechów przez media to prześladowanie Kościoła. Prześladowani są zawsze niewinni. Winni ponoszą skutki swojego grzesznego działania. Nie budzimy wiarygodności, kiedy np. my, księża oceniamy negatywnie ludzi, źle o nich mówimy. Nie budzimy wiarygodności, kiedy nie szanujemy ludzi ubogich, słabszych. To prawda, że są to często ludzie uwikłani w nałogi, nie pracują, ale gdyby nie mieli nałogu, gdyby pracowali, nie leżeli by na ulicy. Właśnie na tym polega ich ubóstwo. Jezus bierze w obronę ubogich i mówi nam: „ubogich zawsze będziecie mieć u siebie”.
Nie budzimy wiarygodności, kiedy jako duchowni narzucam ludziom nasze upodobania polityczne, jakby były one dogmatami wiary. Jezus posyła nas do wszystkich. „Idźcie na cały świat”. Zbawienie jest dla wszystkich. Nie budzimy wiarygodności, kiedy włączamy całą naszą elokwencję, by bronić się tam, gdzie trzeba się po prostu przyznać do winy, upokorzyć się przed Bogiem, przeprosić. Uważam też, że nie budzimy wiarygodności, kiedy będąc wśród naszych znajomych tylko krytykujemy Kościół, przełożonych, podlizując się tym, którzy często są zdystansowani do Kościoła, a my chcemy być dla nich takimi „fajnymi” katolikami. A po drugie: w duszpasterstwie młodzieży potrzebujemy pracy od podstaw. Ojciec Wojciech Surówka, dominikanin napisał kiedyś: „Mniej romantyzmu, wielkich akcji, więcej pozytywizmu, rzetelnej, pogłębionej pracy u podstaw”. Choć nie neguję dużych spotkań młodzieży, bliskie jest mi takie myślenie. W duszpasterstwie nie chodzi o myślenie w kategoriach akcyjności, ale o sprawy bardziej zasadnicze, fundamentalne, o relację z młodymi oraz o ich formację, która będzie odpowiadała oczekiwaniom młodzieży. Jeśli zabraknie naszej wiarygodności oraz wizji pracy duszpasterskiej – możemy się niepokoić o przyszłość młodzieży. Wizja wymaga odwagi. Mówienie, że zawsze tak było, jest trujące dla jakiegokolwiek duszpasterstwa w Kościele.
Rozmawiał Adam Kacprzak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/579121-jak-przyciagnac-mlodych-do-kosciola-musimy-byc-wiarygodni