Nikt na świecie nie dąży mocniej do zmian w oficjalnej nauce Kościoła niż katolicy w Niemczech. Wyrazem tego jest rozpoczęta tam w grudniu 2019 roku Droga Synodalna. W październiku jej uczestnicy, zebrani na drugim zgromadzeniu plenarnym, przedstawili swoje rekomendacje dla Kościoła powszechnego. Wśród zgłaszanych przez nich postulatów znajduje się m.in. akceptacja aktów homoseksualnych czy dążenie do kapłaństwa kobiet, nie wspominając już o takich „oczywistościach”, jakimi są dla nich np. dopuszczanie do Eucharystii protestantów czy osób rozwiedzionych i utrzymujących relacje seksualne z ponownych związkach.
Inicjatorzy i organizatorzy tego przedsięwzięcia często powtarzają, że synodalizacja oznacza wsłuchiwanie się i podążanie za głosem Ludu Bożego, który posiada przecież nieomylny zmysł wiary („sensus fidei”).
Bóg według niemieckich katolików
Zestawmy zatem twierdzenia o „sensus fidei”, mającym panować wśród niemieckich katolików, z badaniami Religionsmonitor przeprowadzonymi przez Fundację Bertelsmanna, na które powoływał się w swej głośnej polemice z kardynałem Reinhardem Marksem kardynał Paul Josef Cordes. Otóż wynika z nich, że tylko 16,2 proc. zachodnioniemieckich katolików wierzy w Boga Wszechmogącego jako osobowy Byt wchodzący w relacyjne, religijne doświadczenie „Ty” Boga; natomiast wszyscy pozostali katolicy (83,8 proc.) utożsamiają Boga z Opatrznością bez twarzy, z anonimowym losem, z jakąś pierwotną siłą albo wręcz wprost zaprzeczają Jego istnieniu.
Powtórzmy: zaledwie 16,2 proc. tamtejszych katolików wierzy w absolutnie podstawową prawdę wiary o Bogu jako osobie, która wchodzi w relacje z człowiekiem. Oznacza to, że pozostałych 83,8 proc. to ludzie co prawda ochrzczeni i deklarujący się jako katolicy, ale de facto niewierzący.
Czy jest w tym zmysł wiary?
W związku z tym rodzi się pytanie: czy ludzi nie akceptujących lub odrzucających podstawowe prawdy wiary można zapraszać do udziału w pracach synodalnych, rozumianych przecież jako sposób wypracowywania metod funkcjonowania Kościoła? Przykład niemiecki pokazuje, że można. Mało tego, to właśnie ich tok rozumowania nadaje ton tamtejszej Drodze Synodalnej. Nic więc dziwnego, że pojawiają się tam takie postulaty, jak błogosławienie związków jednopłciowych czy kapłaństwo kobiet.
Czy można zatem powoływać się w tym przypadku na „sensus fidei”? A może jeśli nie jest to „sensus”, to lepiej byłoby nazwać rzecz po imieniu: „nonsensus”? No cóż, podążanie za nonsensami to też jest jakaś droga.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/579024-czy-niemiecka-droga-synodalna-jest-glosem-ludu-bozego