„Europa budowana z prawdy wyrastającej z pytania Cur Deus homo? była Europą katedr i uniwersytetów. Była Europą dzieł charytatywnych i wielkich mistyków. Trzeba zatem postawić pytanie - czy jest sens rugować z kultury to, co jest w niej, w Europie najcenniejsze?” - podkreśla w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr, teolog moralny i etyk, wykładowca UAM w Poznaniu.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: W przestrzeni publicznej coraz rzadziej słyszymy o Świętach Bożego Narodzenia, Świętach Narodzenia Pańskiego. Pada tylko hasło „święta”, które ilustrowane jest choinkami i starszym panem w czerwonym stroju. Czy zniknie chrześcijański pierwiastek Świąt Bożego Narodzenia?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Kiedy zastanawiam się nad problemem, który podejmuje pani redaktor przypominam sobie refleksje, medytacje, które prowadził św. Anzelm stawiając pytanie Cur Deus homo? - dlaczego Bóg stał się człowiekiem? To pytanie odsłania istotę wydarzenia Świętej Nocy - tajemnicę Boga, który uniżył samego siebie, przyjmuje ludzką naturę i rodzi się człowiekiem, na dodatek - w najkrócej ujmując – w podłych, niegodnych człowieka warunkach. W naszej najpiękniejszej z kolęd śpiewamy „wzgardzony - okryty chwałą, śmiertelny – Król nad wiekami” wskazując na paradoksy tego wydarzenia. Kluczem do tych paradoksów była i pozostaje miłość Boga. Ona jest niezmienną, zmienia się natomiast sposób naszej wrażliwości na tę miłość. Europa budowana z prawdy wyrastającej z pytania Cur Deus homo? była Europą katedr i uniwersytetów. Była Europą dzieł charytatywnych i wielkich mistyków. Trzeba zatem postawić pytanie - czy jest sens rugować z kultury to, co jest w niej, w Europie najcenniejsze? Czy jest to działanie racjonalne, czy raczej przejaw obłędu samobójczego? W moim przekonaniu są to pytania retoryczne.
Angielskie „Merry Christmas” zastępowane jest „Happy Holidays”. Okazuje się jednak, że w niektórych kręgach nawet słowo „święta” jest tym, którego wymawiać nie wolno. Helena Dalli, unijna komisarz ds. równości opracowała zalecenia dot. „komunikacji inkluzywnej”, w których zachęcała m.in. pracowników Komisji do unikania wszelkich religijnych odniesień wobec Świąt Bożego Narodzenia oraz do zastępowania imion o chrześcijańskim rodowodzie ich kosmopolitycznymi odpowiednikami. Do czego prowadzą takie działania?
„W historii wiele dyktatur usiłowało zrobić to samo. Pomyślmy o Napoleonie, dyktaturze nazistowskiej, komunistycznej. Jest to pewna moda, laicyzm rozpuszczony w wodzie destylowanej. Ale to się nie sprawdziło” – tak miał się odnieść do tych projektów unijnych papież Franciszek. Zgadzam się z tym, że współczesne tendencje mają odpowiedniki w historii = w dyktaturze napoleońskiej, która próbowała zmieniać kalendarz i miarę czasu, w dyktaturze hitlerowskiej, która wyrzuciła pojęcie „Weinachten” - Boże Narodzenie z oficjalnego języka, a później zmieniała czy próbowała zmienić nazwę tych świąt na „Julfest”, by pozbawić je jakiegokolwiek odnośnika do tradycji chrześcijańskiej. Wszyscy znamy poczynania władzy komunistycznej zmieniającej kościoły na magazyny zbożowe bądź muzea ateizmu, zrywającej krzyże i ikony ze ścian, niszczącej cokolwiek, co miałoby skojarzenie z chrześcijaństwem. W przejmującym wierszu - rozmowie Sergiusza Jesienina, nie chrześcijanina z jego dziadkiem, człowiekiem wierzącym, ten ostatni wyznaje z bólem swojemu wnukowi: „do lasu chodzę, do drzew się modlę, by się nie upodlić”. Natomiast nie mogę zgodzić się z tym, że te działania to wyraz jedynie mody i laicyzmu, współcześnie rozpuszczonych w wodzie destylowanej. Wręcz przeciwnie, nie sposób nie dostrzec, że są to działania skondensowane, związane z ogólnoświatową ideologią odrzucenia Boga Stwórcy i walki z prawdą o człowieku, z prawdą o relacji człowieka do świata i z godzeniem w najcenniejsze spośród wartości człowieka – wartości wiary i miłości. Tendencje unijne współbrzmią z bardzo szczególną strategią równości lansowaną przez rząd Bidena – Harris, opartą także na dwóch filarach - aborcji i ideologii gender jako podstawie polityki równościowej. Zdecydowanie nie lekceważyłbym tej sytuacji, przeciwnie uważam, że nasz Kościół w miejsce debat nad przyjmowaniem uchodźców, ochroną środowiska, problemem władzy, czy miejsca kobiety w Kościele powinien skupić się na realnym zagrożeniu - straszliwej wojnie ideologicznej, wojnie o rząd dusz, wojnie o człowieka.
Może niedługo przyjdzie pora na likwidację symbolu UE, jakim jest dwanaście gwiazd?
Istotnie, Unia zlikwidowała już rdzeń swojej tożsamości, zniszczyła program kulturowy i aksjologiczny, na którym miała wzrastać i rozwijać się. Bardzo możliwe, że w tej sytuacji zabiegiem bardzo prostym stanie się zmiana symboliki unijnej nawiązującej do Apokalipsy i Niewiasty – Maryi, obleczonej w błękitną szatę i z koroną z gwiazd dwunastu. Obserwujemy straszliwy proces wypierania się tożsamości i zmiany tożsamości nie tylko w zakresie indywidualnym, ale w zakresie zbiorowym. Wydaje się momentami jakby instytucja Unii stała się transgenderowa, zrzucająca własną tożsamość i wybierająca nonsensowne opcje.
Dlaczego to chrześcijaństwo próbuje się wykorzenić z przestrzeni życia publicznego, a pomija się inne wielkie religie?
No cóż, ten właśnie fakt stanowi swoisty certyfikat oryginalności chrześcijaństwa i jego autentyczności. Chrześcijaństwo pozostaje w ścisłym tego słowa znaczeniu religią wyrażającą się w tworzeniu wspólnoty człowieka z Bogiem. Taki jest pierwszorzędny cel chrześcijaństwa, a dokładniej mówiąc katolicyzmu. Jest to cel, który wznosi się ponad jakiekolwiek sojusze polityczne, koniunkturalne dostosowywania się do istniejących tendencji, wymogów, ducha postępu. Wyrasta z Chrystusa, który był i pozostaje znakiem sprzeciwu. Gdybyśmy byli aprobowani i hołubieni przez współczesny świat, współczesną kulturę, byłby to bardzo poważny impuls do samozastanowienia się – czy jeszcze jesteśmy uczniami Chrystusa, czy jesteśmy sobą, czy nie zatraciliśmy jakości światła świata i jakości soli ziemi? Islam w znaczącym stopniu stał się doktryną polityczną, judaizm - obwarowany pamięcią o Holokauście - zyskał polityczny przywilej nietykalności. Tym bardziej może zastanawiać fakt, że w tak popularnym dzisiaj dyskursie na temat dyskryminacji, nietolerancji, prześladowań nie mówi się o jedynej grupie, która faktycznie jest realnie prześladowana – o chrześcijanach, zwłaszcza katolikach. To tylko potwierdza odwarstwienie tej narracji politycznej, czy raczej ideologicznej od rzeczywistości.
Zdaje się, że przykład z unijnych działań biorą też włodarze polskich miast. W wielu z nich pojawiły się plakaty świąteczne, w których nie ma żadnego nawiązania do Świąt Bożego Narodzenia. Są za to gwiazdki, śnieg, lodowisko, a nawet jednorożce i dziki. Czy to nie jest absurd, skoro istnienie Jezusa Chrystusa potwierdzają wszystkie źródła, a żaden szanujący się historyk nie jest w stanie tego zanegować?
Na moim macierzystym Uniwersytecie władze uczelni przesyłają kartkę opracowaną na podstawie rysunku dziewięciolatka, która zawiera bombkę z logo uczelni, szlafmycę i napis Wesołych Świąt. W liście władz nie ma ani razu użytego określenia Boże Narodzenie. Pojawia się natomiast zachęta kierowana do pracowników do wypełnienia ankiety na temat molestowania seksualnego. Przyznam się, że co prawda nie seksualnie, ale intelektualnie jestem molestowany takimi działaniami.
One i tak są stosunkowo delikatne w porównaniu z przywołanymi przez panią redaktor absurdalnymi przekłamaniami. Pozwolę sobie przypomnieć niedawne oburzenie, w moim przekonaniu słuszne, gdy pewna formacja polityczna wykorzystała parafrazę napisu „Arbeit macht frei” do przedstawienia swoich poglądów wolnościowych. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że my katolicy czujemy się tak samo wyszydzani, gdy nasze święto zostaje potraktowane w sposób tak bardzo cyniczny. Zarazem rozumiem, że dla tych, którzy odrzucają Boga z tych świąt, są to święta dzikie. Jest bowiem sprawą dowiedzioną, że człowiek, który usiłuje dokonać ubóstwienia siebie (postawić siebie w miejscu Boga) dokonuje faktycznie ubestwienia. Jest tylko pytanie organizatorów tej ekspresji graficznej - czy mają się czym chwalić?
Europa jest kulturowo kontynentem chrześcijańskim, ma chrześcijańskie fundamenty, ale próby zmian nie kończą się tylko na unijnych dyrektywach. Próbuje się zmieniać także symbole chrześcijaństwa, jakim jest np. paryska katedra Notre Dame. To, czego nie zniszczył ogień, zniszczy człowiek przekształcając ją w Disneyland. Czy to nie jest profanacja?
W moim przekonaniu jednoznacznie tak. Tak, to jest profanacja. Katedra nie jest zwykłym budynkiem, ale świątynią szczególną. Można powiedzieć, że jest wykwitem geniuszu ludzkiego ducha, sama w sobie jest aktem mistyki i kontemplacji. Cała sobą wyraża przestrzeń świętą, sakralną, która ma służyć jednoczeniu człowieka z Bogiem. a zarazem w centrum tej katedry jest właśnie Bóg, żywy i obecny. Propozycje związane jest odnowieniem katedry paryskiej, są faktycznie dopełnieniem jej zrujnowania. Choć może zabrzmi to bardzo mocno, ale myślę, że lepiej, żeby ta katedra została całkowicie zniszczona niż miałaby być tak profanowana. Być może lepiej byłoby zachować wspomnienie świętego miejsca, niż przeżywać wstrząs związany z wchodzeniem w przestrzeń niby katedry, z której wyrzuconoby figury świętych a rozpisano murale, w której miejsce jednej z kaplic zajęłaby pogańska matka Gaia, a całość miałaby służyć nie modlitwie, ale budowaniu dialogu kulturowego.
Diecezja paryska przekazała w oświadczeniu, że odmawia mediom oficjalnych komentarzy dotyczących projektu odbudowy wnętrza katedry. Powstają jednak petycje z głosami sprzeciwu odnośnie zmian w katedrze. Czy „najstarsza córa Kościoła” obudzi się?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie – czy Francja się obudzi? Pamiętam jednak ten moment przebudzenia, który ujawnił się bezpośrednio po tragicznym pożarze. Setki, a może tysiące młodych ludzi, głównie młodych, wyszło na ulice, na dosłownie paryski bruk. Klęczeli na tym bruku i odmawiali modlitwę różańcową. Towarzyszyły temu akty heroicznej odwagi strażaków, którzy na czele z kapelanem straży pożarnej wynosili z płonącej katedry najcenniejsze skarby. Kapelan, ryzykując własnym życiem ocalił Najświętszy Sakrament i relikwie Korony cierniowej, czyli to, co w katedrze było najcenniejsze. Modlitwa i męstwo - to była odpowiedź na tragedię pożaru paryskiej katedry. Sądzę, że te dwie wartości pozostają bezcennym przesłaniem aktualnym nie tylko dla paryżan, ale dla wszystkich nas, katolików. Modlitwa i męstwo to są środki, którymi dysponujemy i które nie mogą nam zostać zabrane, bo one są w nas.
Myślę, że jest to zarazem okazja do tego, aby przełożyć te wartości na nasze wspólne świąteczne życzenia. Niech święta Bożego Narodzenia staną się dla nas odkryciem prawdy o Bogu, który dla nas stał się człowiekiem, byśmy my mogli być dziećmi Bożymi. Niech z tej prawdy wynika zadziwienie naszą godnością, niech z tej prawdy rodzi się także codzienna wdzięczność Bogu za Jego miłość. I niech zarazem trwa w nas męstwo, męstwo codzienności, męstwo codziennego świadectwa, męstwo, które jest w miejscach gdzie żyjemy. Nie zapominajmy, że jak kiedyś tak i dziś – „Bóg się rodzi, moc truchleje!”.
Rozmawiała Weronika Tomaszewska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/578875-nasz-wywiad-kto-chce-zlaicyzowac-swieta-bozego-narodzenia