„Przypominam, że to nie jest tak, że każdy może sobie podejść, jak chce, a sprawa spotkania ich z Ojcem Świętym podczas środowej audiencji nie była bynajmniej uzgadniana za pośrednictwem ani ambasady polskiej przy Stolicy Apostolskiej, ani za pośrednictwem Sekretariatu Stanu. Trzeba więc sobie postawić pytanie, kto za tym stoi? Kto tych ludzi doprowadził i czemu to wszystko miało służyć?” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. Henryk Zieliński, redaktor naczelny katolickiego tygodnika „Idziemy”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: NASZ WYWIAD. Sprawa Lisińskiego. Ks. prof. Bortkiewicz: Trzeba pomyśleć o rekompensacie dla niewinnie oskarżonych
wPolityce.pl: Jakie są Księdza refleksje po tym, jak sąd orzekł, że Marek Lisiński jest oszustem?
Ks. Henryk Zieliński: Dla mnie to orzeczenie nie było żadnym zaskoczeniem. Zwróćmy uwagę na kilka faktów. To orzeczenie jest sprzed miesiąca, albo dwóch i przez tak długi czas praktycznie do wielu mediów ono nie docierało. Ono nie było znane.
Druga sprawa to taka, że o tym, że ten pan jest oszustem, wiadomo było już od dwóch lat. Informowały o tym nawet media, które wcale nie są przychylne Kościołowi. Pamiętamy duży cykl tekstów, bardzo duży reportaż. Nawet w „Gazecie Wyborczej” pisano na ten temat, więc to nie jest żadne zaskoczenie.
To, co oczywiście pokazuje jeszcze skalę zakłamania wokół osoby tego pana, to fakt, że z tego, co wiadomo, to również były naciski także nawet na „Gazetę Wyborczą”, żeby tego materiału nie publikowała przed wizytą u papieża Franciszka. A papież Franciszek nazajutrz po spotkaniu z panem Lisińskim powiedział do swoich współpracowników - wiem od przyjaciół w Rzymie - „Zostałem oszukany”. A więc Ojciec Święty miał świadomość tego, że został oszukany. Brakuje tylko tego, że nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności za to oszustwo - ani w Polsce, wśród tych, którzy kreowali swój wizerunek i usiłowali się lansować przy okazji tegoż pana, jak i nikt nie poniósł odpowiedzialności za doprowadzenie tego pana i dwóch pań z Polski - między innymi jednej posłanki i jednej radnej Warszawy do Ojca Świętego. Przypominam, że to nie jest tak, że każdy może sobie podejść, jak chce, a sprawa spotkania ich z Ojcem Świętym podczas środowej audiencji nie była bynajmniej uzgadniana za pośrednictwem ani ambasady polskiej przy Stolicy Apostolskiej, ani za pośrednictwem Sekretariatu Stanu. Trzeba więc sobie postawić pytanie, kto za tym stoi? Kto tych ludzi doprowadził i czemu to wszystko miało służyć?
Jak jako kapłan odbiera Ksiądz dramat ks. Witkowskiego? Co musi przeżywać duchowny, który za swoją dobroć zostaje pomówiony o jedną z największych zbrodni, jaką można się dopuścić na dziecku?
Ks. Witkowski jest jednym z tych, który pewnie będzie, tak jak zapowiada, wytaczał proces o ochronę swojego dobrego imienia. Natomiast niestety jest to wierzchołek góry lodowej. Bardzo spektakularny ze względu na to, że niejako swego rodzaju celebrytą stał się człowiek, który oskarżał księdza Witkowskiego. Natomiast takich przypadków, kiedy księża byli fałszywie oskarżani, mamy w Polsce w ostatnich latach naprawdę znacznie więcej i nie znam takiej sytuacji, żeby temu księdzu było potem przywrócone dobre imię. Niestety to dotyczy mediów, które nie przywracają dobrego imienia, ale to dotyczy także struktur i władz kościelnych. Często może myli nam się stawanie w obronie prawdy z postawą pokory i niektórzy uważają, że księdzu nie należy się potem przywrócenie dobrego imienia. Także w Kościele. Natomiast zupełnie co innego mówią dokumenty Stolicy Apostolskiej - zarówno to „Motu proprio Vos estis lux mundi” Ojca Świętego Franciszka, jak i ostatnia reforma Kodeksu Prawa Kanonicznego.
Nie odnosi Ksiądz wrażenia, że dla środowisk lewicowych oskarżenia o molestowanie seksualne stały się nie próbą pomocy skrzywdzonym dzieciom, ale narzędziem niszczenia duszpasterzy i Kościoła? Czy nie świadczy o tym fakt, że pani Joanna Scheuring-Wielgus wraz z panią Diduszko nie przeprosiły za promowanie Marka Lisińskiego jako ofiary molestowania przez księdza?
Te panie nie przeprosiły i nie spodziewajmy się, że przeproszą, dlatego że dla nich nie istnieje coś takiego jak prawda i fałsz. Po prostu, co służy ich interesom i ich lansowaniu, to będą robić. To raczej społeczeństwo powinno wyciągnąć wnioski i powinno niektóre rzeczy pamiętać. Zresztą w mediach pamiętam tę sytuację, kiedy była próba blokowania Sejmu i akurat wtedy to nie osobiście pani Diduszko, tylko jej powiedzmy oględnie partner, bo nie wiem, w jakich oni są relacjach, kreował się na ofiarę policji polskiej przed Sejmem. Do tego niestety trzeba się przyzwyczaić i wyciągnąć z tego wnioski. Natomiast rzeczywiście jest to element kampanii antykościelnej. Co na to wskazuje? Otóż pewna selektywność, że w tej chwili skupiamy się tak, jakby sprawa pedofilii była jedynie problemem i grzechem duchowieństwa, podczas gdy tak naprawdę mniej niż 1 proc. ofiar pedofilii w społeczeństwie to są ofiary osób duchownych. Natomiast dlaczego nie zajmujemy się równocześnie - tu nie chodzi o to, żeby jednych uprzywilejować, czy stygmatyzować, natomiast drugich pominąć - tylko powinniśmy się zajmować troską o dzieci i o młodzież w ten sposób, żeby oni wszędzie byli obecni, żeby wszędzie czuli się bezpieczni.
Trzeba zwrócić jeszcze uwagę na to, że mówiąc o tych bolesnych zjawiskach w Kościele, które czasami miewają miejsce, a nie powinny mieć miejsca, trzeba zwrócić uwagę na to, że przykładamy tutaj dwie nieprzystające do siebie miary. To jest tak, jak gdybyśmy sobie powiedzieli, że spotyka się kierowca ze Stanów Zjednoczonych z kierowcą z Polski i mówi: „U nas to bez problemu mogę jeździć setką poza terenem zabudowanym”. Wtedy ten drugi mówi: „Jak to? U was setką można jeździć na dwupasmówce? To straszliwa szybkość”. A okazuje się, że jeden podaje prędkość w milach, a drugi podaje prędkość w kilometrach. To są zupełnie inne rzeczy. W Kościele za pedofilię - według prawa kościelnego i „Motu proprio” papieża Franciszka - uznaje się wszystkie przestępstwa seksualne wobec osób poniżej 18. roku życia. Oczywiście karane są także te, które ze względów na pewne ubezwłasnowolnienie, niesamodzielność intelektualną czy coś innego, ale u nas pedofilią nazywa się wszystko, co jest do 18. roku życia. W prawie świeckim pedofilią nazywa się to, co jest do 15. roku życia. Porównywanie więc w tym momencie tych dwóch światów jest błędne, ponieważ gros przestępstw dokonywanych przez duchownych wobec osób poniżej 18. roku życia i ściganych przez prawo kościelne według cywilnego prawa karnego to już nie jest pedofilia, tylko to są najczęściej czyny homoseksualne. Zresztą to pokazał także opublikowany w tym roku raport francuski, gdzie okazało się, że 82,7 proc. przypadków nadużyć seksualnych duchownych wobec nieletnich to były nadużycia wobec nieletnich chłopców.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/578544-wywiadoszustwo-lisinskiego-ks-zielinski-kto-za-tym-stoi