W tym roku Wielki Mistrz Zakonu Rycerskiego Grobu Bożego w Jerozolimie, kardynał Fernando Filoni, podjął decyzję, by podczas obrzędu pasowania na rycerza zrezygnować z używania miecza. Wspomniany zakon założony został w 1099 roku w Ziemi Świętej przez Gotfryda de Bouillon i od tamtego czasu istnieje nieprzerwanie do dziś. Przez 922 lata podczas uroczystego rytu inwestytury zawsze korzystano z miecza. Teraz jednak ma się to zmienić.
Miecz dyskryminuje kobiety? A Joanna d’Arc?
Oficjalnym uzasadnieniem porzucenia jednego z najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych symboli stanu rycerskiego jest chęć dostosowania się do współczesnych zmian, które nie mogą ominąć także Kościoła. Szczególnie mocno wybrzmiał argument, iż rytualne użycie miecza jest aktem dyskryminacji kobiet. W obrzędach inwestytury gest pasowania oznaczał bowiem „przejście do kawalerii”, zaś jak wiadomo kawalerzysta (tak jak kawaler) może być tylko rodzaju męskiego.
Zapewne takie uzasadnienie zdziwiłoby Joannę d’Arc – świętą Kościoła katolickiego przedstawianą najczęściej właśnie z mieczem. Należy pamiętać, że każdy znak ma swoje symboliczne znaczenie, które odsyła nas do innego, niematerialnego świata pojęć. Tak więc symbol miecza oznacza rycerskość, szlachetność i męstwo. Taki był też charyzmat kawalerii bożogrobców. Via Cavallaresca obejmowała gotowość stanięcia do walki w imię Boże oraz w obronie najsłabszych: starców, kobiet i dzieci.
W języku sakralnym miecz nie jest banalnym rekwizytem, lecz manifestacją istoty rycerskości. Choć nie trzeba go dziś używać w walce, zachowuje swój głęboki potencjał symboliczny. W Piśmie Świętym pojawia się jako symbol władzy i obrony przed grzechem, zbawczego zwycięstwa, kary za grzechy, Prawdy Chrystusowej, apostolatu, a w końcu samego Słowa Bożego. Nieprzypadkowo w jego rękojeści w kształcie krzyża często przechowywano relikwie.
Wojna kulturowa to jeden z frontów wojny duchowej
Symboliczna decyzja kardynała Filoniego jest efektem szerszego procesu mentalnego i duchowego, który dotyka dziś bardzo mocno Kościół katolicki. Chodzi o rezygnację Kościoła ze swego wymiaru wojującego (Ecclesia militans). Często zdarza się słyszeć dziś księży, w tym także biskupów, mówiących, że chrześcijanie powinni jak ognia unikać retoryki militarnej i nie dawać się wikłać w żadne walki, a zwłaszcza wojny kulturowe.
Co jednak zrobić z tekstami św. Pawła, który często używał odwołań militarnych? Pisał o wojnie, którą nieustannie toczymy; o zbroi duchowej, którą powinniśmy przywdziać; o broni zaczepnej i obronnej, której powinniśmy używać; a chrześcijan porównywał do żołnierzy. W 2 Liście do Tymoteusza wzywał swego przyjaciela (2Tm2,3):
„Weź udział w trudach i przeciwnościach jako dzielny żołnierz Chrystusa Jezusa.”
Ta retoryka militarna, obecna od samego początku chrześcijaństwa, rozwijana była w późniejszych wiekach przez niezliczone grono świętych, z których warto wymienić szczególnie Ignacego Loyolę. Sięganie po tego typu słownictwo wynikało ze świadomości, że o duszę każdego człowieka toczy się wojna między siłami dobra i zła, w której stawką jest zbawienie lub potępienie. W związku z tym każdy z nas toczy w swym życiu walkę duchową. Może mieć ona wiele płaszczyzn. Ponieważ przejawem życia duchowego jest nie tylko religia, lecz także kultura, owa konfrontacja odbywa się również w sferze kultury.
Wojna o serca, umysły i dusze
Twierdzenie, że chrześcijanie powinni unikać udziału w wojnie kulturowej jest zamykaniem oczu na rzeczywistość. Ta wojna toczy się już bowiem od dawna i została wydana Kościołowi niezależnie od tego, czy chrześcijanie tego chcą, czy nie chcą. Główny front tej wojny przebiega dziś przez uniwersytety, wytwórnie filmowe, stacje telewizyjne, rozgłośnie radiowe, redakcje i inne ośrodki opiniotwórcze mające największy wpływ na kształtowanie ludzkich poglądów, opinii, emocji, mód, obyczajów itd. To wojna o serca, umysły i dusze.
Dziś polem, na którym toczą walkę współcześni rycerze, jest kultura. Jeśli chcą bronić swoich dzieci przed deprawacją, muszą walczyć przeciw pornografii, agresywnej seksualizacji oraz agresywnym ideologiom wdzierającym się do szkół i przedszkoli. Niekiedy, pokonując niezliczone trudności, muszą nawet zakładać własne placówki oświatowe.
Jeśli chcą bronić wolności słowa, sumienia i wyznania w przestrzeni publicznej, muszą być gotowi na znoszenie zewsząd ataków, obelg, gróźb i upokorzeń. Niekiedy mogą z tego powodu stracić pracę, zamówienia, kontrakty lub być objęci bojkotem.
Jeśli chcą walczyć o życie nienarodzonych, muszą przygotować się na fizyczne napaści, stawanie przed sądami i wyroki w majestacie prawa.
Jeśli chcą dawać świadectwo swej wierze, muszą mieć świadomość, że w niektórych dziedzinach na zawsze zatrzaskują przed sobą drzwi do przyszłej kariery. To wszystko wymaga naprawdę odwagi i męstwa.
Kościół żeńskokatolicki?
Rezygnacja z terminologii wojennej i rycerskich atrybutów oznacza dalsze zniewieścienie Kościoła. Nie dziwmy się, że tak mało mężczyzn można dziś zobaczyć w kościołach. Mężczyźni są z natury wojownikami, dlatego wielu z nich odczuwa swą obecność w Kościele jako coś obcego ich naturze. A przecież – jak mówi stara chrześcijańska mądrość – łaska buduje na naturze. Także na naturze wojowników.
W Psalmie 45 czytamy:
„Bohaterze, przypasz do biodra swój miecz, swą chlubę i ozdobę! Szczęśliwie wstąp na rydwan w obronie wiary, pokory i sprawiedliwości, a prawica twoja niech ci wskaże wielkie czyny!”
Czy słowa tego psalmu także okażą się niepoprawne i skazane na zapomnienie?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/575909-rycerze-bez-miecza-kosciol-bez-mezczyzn