Miesiąc listopad, a szczególnie Dzień Zaduszny, tradycyjnie jest związany z naszą, chrześcijańską pamięcią o zmarłych, zarówno tych bliższych, z którymi łączyły nas rodzinne więzy, jak i tych dalszych, ale także wpisujących się w nasze życie i nasze duchowe doświadczenia na mocy wspólnoty ducha, pracy, doświadczeń, trudów, wiary, prowadzonych walk, wzmacnianych wzajemnie dążeń. Do tej drugiej grupy należą zwłaszcza ci, z którymi łączy nas więź kościelna i narodowo-patriotyczna. Każdy może sobie skonkretyzować pamięć o zmarłych, z którymi spotkał się w swoim życiu i robimy to w miesiącu listopadzie, nawiedzając nawet bardzo odległe cmentarze, aby stanąć przy grobie ludzi znaczących w jego życiu. Nie zamierzam tutaj przedstawiać długiej listy tych, którzy wpisali się w moje dotychczasowe życie, ale raczej uzasadnić w oparciu, o jakie założenia, wynikające z wiary katolickiej, tę więź rozpoznaję i ją podtrzymuję. (…)
W Polsce rozpowszechnienie wypominek dokonało się w kręgu Akademii Krakowskiej, gdy w miesiącu listopadzie wspominano „po imieniu” zmarłych profesorów, a potem także studentów. Jest to godne uwagi, ponieważ łączyło się z wdzięcznością okazywaną nauczycielom za ich trud wychowawczy i nauczycielski. Zwyczaj ten został potem przyjęty w koloniach akademickich funkcjonujących zwłaszcza w południowej Polsce. Z biegiem czasu poszerzał się krąg tych, których imiona były wymieniane w modlitwie za zmarłych.
Ten piękny zwyczaj, któremu możemy przypisać wiele znaczeń, posiada głębokie uzasadnienie teologiczne. Wymieniając imiona bliskich zmarłych, nawiązujemy bardzo bezpośrednio do księgi Apokalipsy, która wielokrotnie wspomina, że zbawieni w niebie posiadają konkretne imię, to samo, które nosili na ziemi i które trwa. Oznacza to, że w chwale niebieskiej zachowują oni na zawsze tę indywidualną tożsamość, którą posiadali i którą doskonalili i wypracowali w czasie ziemskiego życia. Imię w języku biblijnym jest przede wszystkim wyrażeniem indywidualności konkretnego człowieka. Widać to szczególnie w tym, że imiona wielu ludzi są związane z ich życiowymi doświadczeniami, realizowanym powołaniem, jakimś szczególnym życiowym wyborem i dziełem itd.
Nauka chrześcijańska wyklucza zdecydowanie wszelkie wizje, które zakładają rozmycie się indywidualności człowieka w jakiejś niekreślonej „pełni” czy „nicości”, co praktycznie na jedno wychodzi. W takich ujęciach miałaby miejsce rezygnacja z duchowego „ja” człowieka, które wypracował on w swoim życiu, przede wszystkim swoimi czynami. „Osoba manifestuje się w czynie”, jak podkreślał w swoich pismach kard. Karol Wojtyła. Wiara chrześcijańska nadaje więc wielkie znaczenie każdemu ziemskiemu czynowi człowieka, ponieważ widzi w nim wyrażenie decyzji nie tylko o ziemskich odniesieniach, ale także o odniesieniach wkraczających poza granice doczesności, czyli o odniesieniach wiecznych. Duchowe „ja” człowieka zachowuje na trwale „pamięć” o tym, co człowiek wybierał i co czynił na ziemi. Dlatego życie ziemskie decyduje o wieczności każdego. Warto o tym pamiętać, gdyż dzisiaj wielu ludzi zwyczajnie bagatelizuje swoje wybory i swoje decyzje, wątpiąc, że mogą one decydować o ich ostatecznym losie. (…).
A co do zmartwychwstania umarłych, to nie czytaliście, co wam Bóg powiedział w słowach: Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba. (Mt 22,31-32)
Przytoczone zdanie Pana Jezusa jest nieco tajemnicze i na ogół mało na nie zwracamy uwagę, chociaż pojawia się ono wielokrotnie w Starym Testamencie, powracając także w Nowym. Tradycja biblijna wpisuje imię człowieka w imię Boże. W ten sposób wyraża ona to, co już wyżej powiedzieliśmy o znaczeniu imienia ludzkiego, ale także zwraca uwagę na to, że życiem wiecznym człowieka jest sam Bóg. Żyć wiecznie, zachowując swoją ludzką indywidualność, oznacza żyć w Bogu, należąc już na zawsze do Niego. (…)
Intuicyjnie chwytamy, że Bóg jest wypełnieniem ludzkich poszukiwań i w Nim znajdują one spełnienie. Mamy Jezusa! Szczęście wieczne to zatem Jezus Chrystus, a nam pozostaje być otwartymi na niespodzianki, które z tego wynikają, a które wcześniej czy później poznamy, gdy nas przychylnie osądzi i wprowadzi do swego boskiego życia. Ważne jest przede wszystkim to, że wypełnieniem wiary jest wpisanie do imienia Bożego naszych imion.
Życie świętych ma charakter społeczny. (św. Augustyn)
Mimo że w naszym wyznaniu wiary bardzo mocno jest zaznaczone, że wiara chrześcijańska urzeczywistnia się definitywnie we wspólnocie świętych („świętych obcowanie”), to jednak w praktyce niewiele to wpływa na nasze spojrzenie na kwestie ostateczne. Nasze spojrzenie na wieczność ma na ogół charakter bardzo indywidualistyczny. Żyjąc jednak i wierząc we wspólnocie, zmierzamy do wspólnoty zbawionych i wspólnotowego życia w Bogu. Wspólnota zbawionych jest elementem szczęścia zbawionych.
Święty Augustyn w przytoczonej wyżej formule bardzo wyraźnie zaznaczył, że życie świętych w niebie jest życiem wspólnotowym i że ta wspólnotowość jest elementem szczęścia wiecznego. W jednej z postawionych kwestii dotyczących szczęścia wiecznego, św. Tomasz z Akwinu, pyta się, czy nie należy z nim złączyć jeszcze czegoś więcej? I odpowiada: Bóg pozwoli zbawionym cieszyć się tymi przyjaźniami, którymi żyli na ziemi i dzięki którym mogli efektywnie zbliżać się do nieba. Będzie to właściwie jedyna rzecz, którą zbawieni z ziemi zabiorą do nieba. W tej perspektywie wszystko ma znaczenie, a przede wszystkim przyjazne spotkanie z drugim człowiekiem, które nie tylko stanowi ważny wymiar doczesnego życia, ale sięga o wiele dalej – w samą wieczność, wchodząc niemal wewnętrznie w samego Boga. Jest to spójne, skoro Bóg stworzył człowieka jako istotę społeczną, czyli żyjącą we wspólnocie.
Ta wspólnotowość, przekraczająca granice czasu i przestrzeni, wskazuje, że rodzaj ludzki – w niebie (w czyśćcu) i na ziemi – stanowi ostatecznie „jedno” w Bogu.
Wspólnota wierzących, na ziemi i w niebie, stanowi ostatecznie jeden organizm duchowy. Zmierzamy więc do Boga, ale i do nowej wspólnoty międzyludzkiej w Bogu. W dążeniu do zbawienie zmierzamy także do nowej wspólnoty międzyludzkiej. „Jerozolima niebieska”, która w Biblii wskazuje na tę nową, przyszłą wspólnotę, odznacza się w głównej mierze nowym typem relacji międzyludzkich – będą to relacje oparte na pełnej harmonii z Bogiem i z innymi, relacje pokojowe, czyli odznaczające się porządkiem i przychylną wzajemnością. Dlatego wieczna Jerozolima, zstępująca od Boga, jest „miastem pokoju”. Gdy więc modlimy się o „wieczne odpoczywanie”, to właściwie biorąc, modlimy się o ostateczną harmonię zbawionych w niebie, gdzie nie będzie już walk, dominacji, prób podporządkowania sobie innych, wzajemnych nacisków – wszyscy będą cieszyli się szczęściem wszystkich innych. Wypełnieniem wszystkiego będzie więc „pokój”, najwyższy dar Boga dla zbawionych. Czy jesteśmy w stanie to pojąć?
Pamięć i wstawiennictwo
Nauczanie II Soboru Watykańskiego zwarte z siódmym rozdziale konstytucji dogmatycznej o Kościele Lumen gentium podkreśliło, w ścisłym związku z tradycją, że więź między Kościołem pielgrzymującym i zmarłymi wyraża się w pamięci o nich oraz w ofiarowaniu za nich modlitw. Szczególnym przejawem tej pamięci jest utrwalanie imion zmarłych, czyli wyznawanie ich indywidualności, którą zyskali oni wobec Boga, i dzięki której my ich rozpoznajemy i możemy o nich mówić. Wyrazem tej pamięci jest wymienianie imion zmarłych w naszych modlitwach, są skonkretyzowane wspomnienia w czasie Mszy świętej ofiarowanej za nich, ale także inne znaki pamięci, jak choćby napisy na grobach, tablice pamiątkowe, okolicznościowe wspomnienia itd. Trzeba pamiętać o tych, którzy odeszli po prostu po imieniu, bo to jest jeden z zasadniczych elementów naszej eschatologii.
Drugim wyrazem naszej więzi ze zmarłymi jest nasza modlitwa wstawiennicza, aby mogli dostąpić ostatecznego, uszczęśliwiającego spotkania z Bogiem. Wiele można by na ten temat powiedzieć w oparciu o tradycję. W tym miejscu niech wystarczy stwierdzenie, że modlitwa za zmarłych ma głęboki sens religijny i odznacza się niewątpliwą skutecznością. Skoro stanowimy jedną wspólnotę duchów, to jest logiczne, że możemy sobie także wzajemnie służyć. Dotyczy to także perspektywy ostatecznego zbawienia. Stanowimy wszyscy jedno w Jezusie Chrystusie.
Dobre przeżycie miesiąca listopada to nie sentymentalne powroty do przeszłości, do ludzi, których mieliśmy okazję spotkać i nimi się ubogacić, ale to nade wszystko przychylna okoliczność, aby głębiej wejść w tajemnicę Kościoła, aby w niej osobowo i żywo uczestniczyć i z niej efektywnie zaczerpnąć sił do dalszej wędrówki wiary, która przez ziemię ma nas doprowadzić do nieba, czyli do życia w Bogu.
W całości artykuł ukazał się w najnowszym numerze miesięcznika „Wpis”.
Ks. prof. Królikowski jest autorem wydanej właśnie przez Białego Kruka poruszającej i pięknej edytorsko książki o wiele mówiącym tytuł „Nie mamy prawa milczeć!”, w której z dużą odwagą i swadą broni Kościół przed zapędami postmodernistycznymi publicystów, polityków, także niektórych hierarchów. Autor w świetnym stylu rozprawia się z wieloma lewackimi stereotypami na temat Boga, Chrystusa i w ogóle wiary chrześcijańskiej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/572413-fragment-tekstu-ks-prof-krolikowskiego