„Rozmawiałem kiedyś ze swoimi wujami, którzy mieszkali w tej parafii w sąsiedniej miejscowości Palczew, to mówili: „Stefan przychodził do nas na łąkę i grał z nami w piłkę. Później z krowami wracaliśmy do domu, a mieszkańcy potem widzieli lampkę palącą się długo w kościele”. Ich kolega, a później kapłan modlił się bardzo długo. Ta pamięć się zachowała wśród ludzi. Dla mieszkańców parafii Wrociszew Stefan Wyszyński był wielkim autorytetem” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Robert Grudzień, kompozytor, manager, koordynator projektu, dyrektor festiwalu „Robert Grudzień – ZROZUMIEĆ NIEPODLEGŁĄ”, organizator uroczystości ku czci kard. Stefana Wyszyńskiego we Wrociszewie.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Biskupi wspominają kard. Wyszyńskiego. Co dziś mógłby nam przekazać Prymas Tysiąclecia? „Pragnął, aby Polacy czuli się wspólnotą”
wPolityce.pl: Tydzień temu we Wrociszewie odbyły się uroczystości ku czci Prymasa Stefana Wyszyńskiego.
Robert Grudzień: To była kulminacja ogólnopolskiego projektu mojego autorstwa stanowiącego przygotowanie do beatyfikacji. Kościół był wypełniony, a ludzie bardzo szczęśliwi. Bardzo zaangażowany w ten projekt był lokalny proboszcz – ksiądz Adam. Uroczystą Mszą i koncertem kończyliśmy czas oczekiwania na beatyfikację
Mieszkańcy, szczególnie młodzież bardzo przygotowywali się do tej beatyfikacji. My też – przez projekty edukacyjno-kulturalne czy edukacyjno-historyczne. Przygotowywaliśmy się od kilku lat – te uroczystości związane z prymasem Wyszyńskim są we Wrociszewie od trzech lat i przyciągają duże nazwiska. Był Jerzy Zelnik. W tym roku była Alicja Węgorzewska.
Wrociszewski proboszcz powiedział mi, że „po pandemii dość mało ludzi chodzi do nas do Kościoła natomiast dzisiaj są tłumy”. Kościół był nabity na dwóch Mszach.
Czyli już widać owoce tej jutrzejszej beatyfikacji…
Widać owoce, bo ludzie byli bardzo ciekawi. Oczywiście od lat wiedzą, że Prymas był z Wrociszewem związany. Nagle dociera jednak, że tak wielki człowiek był od nas, że mieszkał tu trzydzieści lat. I co jest ważne – grób rodziny Wyszyńskich jest właśnie we Wrociszewie.
O tej porze roku pierwsze, co uderza przy wjeździe do tej miejscowości to zapach jabłek i czarnego bzu. Czy tak było też za czasów, kiedy w tej miejscowości ukrywał się przez UB Stefan Wyszyński? Jak wówczas wyglądała ta miejscowość?
Tak wtedy nie było. Oni przeprowadzili się do Wrociszewa w 1918 roku. Przyszły prymas miał wtedy 17 lat. Był już chyba wtedy klerykiem. Jego ojciec mieszkał tam do 1948 roku. Sadownictwo w tej okolicy zaczęło się rozwijać dopiero w latach 60.-70. Była tam polna, gliniana droga. Jeszcze żyją osoby, z którymi rozmawialiśmy i które opowiadały nam o przyjaźni Prymasa z ludźmi – ze wszystkimi sąsiadami był na „ty”.
Zresztą gdyby nie lokalna społeczność, to Prymas nie zostałby księdzem.
Przed wojną nie było łatwo wykształcić kapłana. Trzeba było mieć trochę majątku. Prymas tego nie miał. W nauce pomogli mu okoliczni dziedzice – świadkowie tego jeszcze żyją. To była bardzo wiejska parafia, bardzo biedna. Jego ojciec nie zarabiał dużo. Dwóch dziedziców mieszkających obok Wrociszewa wsparło go finansowo, ale ojciec i parafianie też się składali. Ci dziedzice, którzy mu pomogli, później stracili cały majątek – po wojnie komuna zabrała – i siedzieli w więzieniu. Prymas, jak wyszedł z więzienia w 1956 roku, w jakiś sposób wpłynął swoim autorytetem, że komuniści ich wypuścili. W ten sposób się odwdzięczył.
Te związki były bardzo silne zarówno w czasie wojny, jak i po…
Prymas ukrywał się tu w czasie wojny i w czasie komuny. Są świadkowie, którzy o tym mówią. Nie wszystko jeszcze jest do końca dzisiaj zbadane – byłem na sesji naukowej na UKSW wczoraj w Warszawie, wypowiadali się wybitni profesorowie mówiąc, że cały czas dochodzą różne materiały i na pewno jeszcze wiele rzeczy ujrzy światło dzienne. Różni świadkowie przechowują jeszcze wiele pamiątek, także cały czas ta historia jest odkrywana.
Stefan Wyszyński już jako prymas bardzo często przyjeżdżał do Wrociszewa. Prymas Glemp powiedział kiedyś, kiedy nadawano lokalnej szkole patronat kard. Stefana Wyszyńskiego, że Wrociszew ma największe prawo do tego, żeby szkoła nosiła imię kard. Stefana Wyszyńskiego, bo prymas Wyszyński był bardzo związany z Wrociszewem. Opowiadał też o tym, że kiedy razem pracowali w Warszawie, to kiedy mieli wolną chwilę a czuli zmęczenie, to Stefan Wyszyński mówił: „Słuchaj, pojedziemy na grób ojca do Wrociszewa. Trochę sobie odpoczniemy”. Także sam prymas Glemp mówił, że do tego Wrociszewa wielokrotnie ciągnął, chociażby na chwilę na grób, żeby pochodzić po cmentarzu, pobyć w kościele na modlitwie. O Wrociszewie naprawdę można by napisać dużą książkę. Trochę się go pomija, a przecież jest to kawał jego historii, przede wszystkim miejsce, gdzie przyjeżdżał do rodziców na wakacje, ale i gdzie się ukrywał.
Te przyjaźnie, które kard. Stefan Wyszyński zawarł z sąsiadami trwają do dzisiaj, bo ludzie pamiętają. Żyje jeszcze kilka osób – takich dziewięćdziesięciokilkuletnich, którzy go znali – ale też ludzi, którzy mieli wtedy po siedem, dziesięć lat, którzy z dziadkami, z babciami przychodzili na uroczystości. Oni to wszystko pamiętają i powtarzają potomkom. Dają wielkie świadectwo. Nawet jak dzisiaj z wiarą jest u nich różnie, to jednak ta siła Prymasa i to, że oni go kiedyś widzieli, wydaje owoce. Oni również dają świadectwo i opowiadają, jak chodził z nimi na łąkę nad Pilicę, a nawet że razem paśli krowy czy palili ognisko.
Kiedy Stefan Wyszyński przyjeżdżał do ojca, młodzi ludzie paśli krowy na łąkach i rżyskach nad Pilicą. Prymas do nich bardzo często chodził – jego ojciec też tam miał dwie krowy pasące się wspólnie z innymi i Wyszyński bardzo często zabierał krowy ojca do domu, a kiedy szedł często zatrzymywał się, aby porozmawiać z ludźmi.
Jest jeszcze jedna historia. Kiedy któregoś razu Prymas przyjechał, jeden z mieszkańców przez płot powiedział do niego: „Ale pamiętasz, jak nauczyłem cię kosić zboże”. On odpowiedział: „Pamiętam. Pamiętaj, że z tej polskiej ziemi są nasze korzenie”.
Żyją jeszcze ludzie, którzy śpiewali w chórze u ojca prymasa Wyszyńskiego – to był taki Stanisław Moniuszko na dzisiejsze czasy: organista, ale prowadził chór, uczył katechezy, przygotowywał dzieci do Komunii, prowadził też kancelarię parafialną. Jego ojciec zmarł w 1970 roku i ludzie też pamiętają, jak na pogrzebie był Karol Wojtyła jako kardynał krakowski.
Karol Wojtyła celebrował Mszę pogrzebową.
Na wsi, skądinąd wówczas ubogiej, było to wielkim wydarzeniem. Mieszkańcy też pamiętają to, co Prymas mówił oraz te długie godziny, jakie spędzał na modlitwie przed Matką Bożą Wrociszewską. Zawsze jak przyjeżdżał, to całymi wieczorami modlił się w kościele przy małej lampce. Rozmawiałem kiedyś ze swoimi wujami, którzy mieszkali w tej parafii w sąsiedniej miejscowości Palczew, to mówili: „Stefan przychodził do nas na łąkę i grał z nami w piłkę. Później z krowami wracaliśmy do domu, a mieszkańcy potem widzieli lampkę palącą się długo w kościele”. Ich kolega, a później kapłan modlił się bardzo długo. Ta pamięć się zachowała wśród ludzi.
Dla mieszkańców parafii Wrociszew Stefan Wyszyński był wielkim autorytetem.
Kard. Stefan Wyszyński dał się również poznać jako orędownik polskiej kultury. Także we Wrociszewie i nie bez przyczyny. Skąd to umiłowanie do sztuki połączonej z modlitwą u Prymasa Tysiąclecia?
Stefanowi Wyszyńskiemu bardzo często w modlitwie towarzyszył ojciec, który ćwiczył przy organach. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że był taki „koncertujący” – artysta będący bardzo słynnym organistą potrafiącym grać naprawdę wirtuozowsko. Ludzie, kiedy przejeżdżali obok kościoła, wchodzili na taki koncert. Bardzo często, jak Prymas, jako kapłan, modlił się godzinami przy ołtarzu, to ojciec towarzyszył mu grą na organach. Mówi się o tym, że był obrońcą kultury chrześcijańskiej i naszej wiary. I to jest prawda. Polska dzięki Prymasowi była innym miejscem na mapie – kościoły nie były pozamykane, jak gdzieś w ZSRR, w NRD czy Czechosłowacji. Był obrońcą naszej kultury narodowej, szeroko rozumianej. Nic w tym zresztą dziwnego, skoro wyrastał przy dobrze wykształconym ojcu i po wojnie, kiedy powstał chór Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, to jako biskup przychodził na próby tego chóru. Zależało mu, żeby chóry były na wysokim poziomie, żeby w ogóle powstawały po tych zniszczeniach, po wojnie. Mówił tak jak jego ojciec i jak Stanisław Moniuszko, że poprzez śpiew i ewangelizację przyciągamy ludzi do Kościoła i na modlitwę.
Ponieważ ojciec Prymasa był organistą, Stefan Wyszyński przykładał bardzo dużą wagę do organów. W Sochaczewie kościół został odbudowany po wojnie, po zniszczeniach, kiedy przyjechał i nie było organów. Wtedy Prymas powiedział: „Nie macie organów, to ja mam organy w bagażniku” i wyciągnął organy Hammonda. Te organy stoją do dzisiaj w Kościele w Sochaczewie do dzisiaj.
Stefan Wyszyński mówił po wojnie, że bez sensu jest odbudowywanie czegokolwiek – kościołów, fabryk, domów – jeśli nie będziemy odbudowywali naszej narodowej kultury. To czasami bardzo omijamy. Ta kultura to również nasza wiara.
Kiedy Stefan Wyszyński został mianowany biskupem, pojechał wprost do Wrociszewa, pochwalić się nominacją. Nie pojechał nigdzie, tylko tam do ojca – w 1946 roku.
Wrociszewska społeczność była bardzo mocno związana ze Stefanem Wyszyńskim, o czym świadczy to, że nie wydali go ani za okupacji, ani za komuny, kiedy ścigało go UB.
Potwierdza to – również publicznie, na koncercie - urodzony w 1928 roku Wacław Cybulski. On i jeszcze kilka osób potwierdzili, że pomagali go ukrywać. Stefan Wyszyński nie przebywał wówczas u ojca, tylko ukrywali go ludzie, zapewniając dach nad głową i żywność. Potwierdzał to też wrociszewski kościelny. Prymas niewiele mówił o czasach komunizmu.
Ludzie byli bardzo lojalni. Pomogli mu się ukryć, aby nie został zamordowany, czy zamknięty w więzieniu. Mieszkańcy mówią o tym do dziś i są z tego bardzo dumni. Jest to historia o tyle trudna, że nie zawsze się podoba, szczególnie lewej stronie. Bardzo dużo ludzi z całej Polski było bardzo niezadowolonych, że zajmujemy się postacią Prymasa, bo za Prymasem idą od razu wartości, za Prymasem idzie historia Polski. Dzięki tej beatyfikacji zmienia się nasza świadomość, bo coraz więcej informacji dotyczącej postaci kard. Stefana Wyszyńskiego jest powszechnie dostępnych, również w Internecie.
Prymas Wyszyński zawsze wracał do kultury ludowej i do ludowej wiary. Kiedy komuniści naciskali Kościół, mówił: „Trzeba wrócić do wiary ludowej, bo człowiek na wsi, jak ma silną wiarę, to go się z tego nie wydrze, natomiast człowieka wykształconego można szybciej kupić”. Zarzucano mu, że był bardzo maryjny - szczególnie świat – że troszkę przesadza, że jest nawiedzony. Jan Paweł II taki i on taki był, chociaż wywodzili się z różnych okolic i społeczności. Jan Paweł II zawierzył wszystko Maryi – Totus Tuus – i taki też był prymas Wyszyński. Był wielki nie dzięki urzędowi, który sprawował, ale dzięki wierze. On powiedział: „Obojętnie, co ze mną zrobią, nie ustąpię”. Wiara jest silniejsza niż panowanie. Ponad wszystko wiara i Matka Boża. I on doświadczył pomocy Matki Bożej w różnych sytuacjach. Zawsze mówił: „Zawierzcie wszystko Matce Bożej. Ona rozwiąże wszystkie problemy. Oddajcie się jej całkowicie”.
Na uroczystej Mszy i koncercie we Wrociszewie mówiliśmy, że jest to wzór na dzisiejsze czasy, że w czasach gonitwy za dobrami, kłótni i konsumpcji można się na chwilę zatrzymać, bo jest to przykład człowieka, obok Jana Pawła II, który może być dla nas nauczycielem na dzisiejsze czasy. Obojętnie od stanu naszej wiary, czy wykształcenia. Prymas Wyszyński zawsze był blisko ludzi i to jest istotne, a że był z serca silnej wiary, to przerażało komunistów.
Kiedy już był prymasem i przyjeżdżał do Wrociszewa, to zawsze po Mszy św. wychodził przed kościół na plac i te tysiące ludzi stały wokół niego i – jak opowiadali świadkowie – stał przed tym kościołem tak długo, aż wszyscy się rozeszli. Opowiadał to m.in. Jan Cybulski. Mamy też świadectwo jego syna, Wacława. Mówił to też Stanisław Michał Janusik – on śpiewał w chórze ojca prymasa Wyszyńskiego.
Dostrzegał każdego człowieka…
Dostrzegał każdego człowieka. To było dla niego bardzo istotne. Każdy człowiek był dla niego ważny i wszystkim przebaczał. Wiemy, że Bierut trzymał go w więzieniu, a on się za niego modlił. Bo kapłan musi być przede wszystkim dla tego człowieka, który się zagubił, który bardziej go potrzebuje.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/565946-nasz-wywiad-grudzien-prymas-byl-zawsze-blisko-ludzi