To był przede wszystkim człowiek, który naprawdę żył Bogiem. Chyba największym przejawem jego szlachetności świętości było to, że kiedy popełnił gdzieś błąd, potrafił natychmiast go skorygować. Niekiedy były to korekty, które bardzo wiele go kosztowały - powiedział portalowi wPolityce.pl ks. Henryk Zieliński, redaktor naczelny tygodnika „Idziemy”, przyjaciel śp. abp. Henryka Hosera.
CZYTAJ TAKŻE:
Ks. Zieliński o abp. Hoserze
Jakim przyjacielem, przełożonym, ale przede wszystkim człowiekiem, był arcybiskup Henryk Hoser? Co było jego najpiękniejszą cechą i czego mogliśmy nauczyć się od biskupa, dzięki jego posłudze? Te pytania zadaliśmy ks. Henrykowi Zielińskiemu, redaktorowi naczelnemu tygodnika „Idziemy”. Nasz rozmówca nie tylko współpracował z arcybiskupem seniorem diecezji warszawsko-praskiej, ale był również jego przyjacielem.
Z arcybiskupem Hoserem łączyła mnie zarówno relacja przełożony (biskup)- ksiądz, jak i w pewnym momencie już tylko przyjaźń, kiedy przestał być moim przełożonym, ponieważ przeszedł na emeryturę. Wtedy ta relacja stała się najbardziej bezinteresowna, ponieważ było wiadomo, że ani ja sam nic od niego nie chcę, ani abp Hoser nie może nic mi zapewnić. Zresztą w czasie, kiedy był moim przełożonym, mieliśmy umowę, że nie oczekuję od niego żadnego awansu i żadnego awansu od niego nie przyjmę. Chcieliśmy wykluczyć różne interesowne postawy między sobą
— wspominał ks. Zieliński.
Biskup Henryk Hoser miał duże zrozumienie i wyczucie dla mediów. Nie oszukujmy się, program „Salon Dziennikarski” nie powstałby bez zgody i wsparcia arcybiskupa, bo on przecież powstał najpierw na antenie Radia Warszawa, które podlegało abp. Hoserowi. Rozumiał i doceniał znaczenie mediów. Bardzo zależało mu nie tylko na funkcjonowaniu tygodnika i radia, próbował tworzyć również internetową telewizję. Wiedział, że bez tego nie dotrze się do milionów ludzi, bo w tej chwili jest to jedno z głównych narzędzi komunikacji
— mówił duchowny.
Ataki na abp. Hosera
Choć miał tyle wyrozumiałości wobec mediów, abp Hoser był niezwykle atakowany przez część z nich. W ostatnich latach zarówno z powodu wypowiedzi na tematy dotyczące rodziny, małżeństwa czy obrony życia nienarodzonych, jak i za działalność duszpasterską w Rwandzie.
Paradoksalnie, głównie przez te media, które na początku, kiedy przyjechał z Watykanu do Warszawy, bardzo go chwaliły. Widziały w nim nadzieję. Jedna z gazet codziennych pisała, że przychodzi wykształcony lekarz, który pracował w Rzymie i Brukseli i potrzebny jest w Episkopacie taki powiew świeżości, który - jak mają nadzieję - nastąpi wraz z przybyciem tak wykształconego, światowego człowieka. Później ta sama gazeta robiła na niego największą nagonkę. Człowiek ze środowiska tej gazety pisał książkę, w której szkalowano pallotynów i abp. Hosera za jego działalność w Rwandzie - podczas gdy tak naprawdę narażali tam swoje życie
— wskazał nasz rozmówca.
Te środowiska w pewnym momencie znalazły również swoich popleczników wśród duchownych, którzy dostarczali fałszywych oskarżeń przeciwko abp. Hoserowi. Jakiekolwiek oskarżenia o grzechy, zwłaszcza takie jak molestowanie, tego rodzaju milczące uśmieszki pod tym adresem są nie na miejscu. Ja znam tego człowieka i wiem, że nie tylko nie dopuszczał się tego rodzaju czynów. Brzydził się nimi, o czym zresztą mówił wprost
— podkreślił.
„Według mnie to człowiek święty”
Oprócz ataków, nie brakuje ciepłych wspomnień i słów na temat abp. Hosera. Politycy - na czele z prezydentem RP Andrzejem Dudą, duchowni, a także dziennikarze i internauci piszą o wielkiej stracie dla Kościoła i Polski. Zapytaliśmy księdza Henryka Zielińskiego także o słowa, którymi określił zmarłego przyjaciela. Na czym polegała świętość i szlachetność arcybiskupa?
Według mnie jest to człowiek święty. W świętości nie chodzi o to, aby nie podejmować w życiu żadnych błędów czy np. błędnych decyzji administracyjnych. To był przede wszystkim człowiek, który naprawdę bardzo żył Bogiem. To, co było chyba największym przejawem jego szlachetności świętości, to że kiedy popełnił gdzieś błąd, potrafił natychmiast go skorygować. Niekiedy były to korekty, który bardzo wiele go kosztowały
— podkreślił redaktor naczelny tygodnika „Idziemy”.
Zdarzało się na przykład, że zaufał niewłaściwej osobie i skutki tego były bardzo bolesne, ale potem dokonywał korekty - często również niezwykle bolesnej. Bardzo wiele kosztowały go sytuacje, w których był zmuszony zweryfikować swoje przyjaźnie czy nominacje. Nierzadko odchorowywał je przez kilka dni
— dodał.
„Zawsze stawał po właściwej stronie”
Czego moglibyśmy nauczyć się dzięki życiu i posłudze abp. Henryka Hosera? Według naszego rozmówcy - niewątpliwie „odwagi stawania po stronie tego, co słuszne”.
Obojętnie, czy dotyczyło to kwestii bioetycznych, czy ochrony godności rodziny czy też standardów moralnych duchowieństwa, potrafił być bardzo radykalny. Nie liczył się z tym, komu się narazi, stając w obronie prawdy. Kiedy wiedział, że w tym jest słuszność, że tak trzeba, bo to jest ewangeliczne. Nie było w jego postawie żadnego wyrachowania. Po prostu zawsze stawał po właściwej stronie.
— wspominał ks. Henryk Zieliński.
Rozm. JJ
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/562469-tylko-u-nas-ks-zielinski-abp-hoser-naprawde-zyl-bogiem