Interesujące przemówienie miała niedawno węgierska minister ds. rodziny Katalin Novák podczas konferencji zorganizowanej w Budapeszcie przez Fundację Otto Habsburga i Narodowy Uniwersytet Administracji Publicznej w Budapeszcie. Przypomniała ona, że jej rząd stworzył najbardziej rozbudowany system świadczeń rodzinnych w Europie (na politykę prorodzinną Węgry przeznaczyły w 2020 roku 8 miliardów euro, czyli proporcjonalnie najwięcej ze wszystkich państw na naszym kontynencie, bo aż 4,7 proc. PKB, podczas gdy średnia OECD wynosi 2,55 proc. PKB).
Jak za czasów św. Stefana
Przy okazji Katalin Novák powiedziała jednak inną ciekawą rzecz. Otóż według oficjalnych danych Eurostatu państwo węgierskie wydaje proporcjonalnie najwięcej spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej na wspieranie Kościołów oraz instytucji kościelnych. Dodała, że od roku 2010 (czyli od momentu objęcia władzy przez Fidesz) podwoiła się liczba kościelnych placówek oświatowych (żłobków, przedszkoli i szkół) oraz uczęszczających do nich dzieci. Wzrósł również znacząco udział Kościoła w organizowaniu opieki nad osobami starszymi, chorymi i zniedołężniałymi.
Minister Novák zauważyła też, że na Węgrzech – w odróżnieniu od Europy Zachodniej –po obaleniu komunizmu żaden kościół nie został zamknięty ani przerobiony np. na centrum handlowe. Mało tego: w tym okresie w Kotlinie Karpackiej odnowiono aż trzy tysiące świątyń chrześcijańskich oraz zbudowano 130 nowych. Jak powiedziała minister:
„Od czasów króla św. Stefana na Węgrzech nie wzniesiono tak wielu budynków kościelnych”.
Poza tym – jak przypominała dalej – jej rząd pomaga prześladowanym chrześcijanom w Azji i Afryce. Władze w Budapeszcie przeznaczyły na ten cel 51 milionów euro, z których sfinansowano 170 różnych projektów w 45 krajach. Do 2020 roku w ramach programów Hungary Helps wsparto ponad 70 tysięcy wyznawców Chrystusa, by mogli pozostać w swym kraju lub powrócić do ojczyzny.
Inwestycja w kapitał społeczny
Najbardziej znamienne było jednak uzasadnienie przez panią minister decyzji o wspieraniu Kościołów przez państwo. Jej zdaniem powinna to być sprawa ponadpartyjna, łącząca różne ugrupowania, ponieważ – podobnie jak polityka prorodzinna – dotyczy długofalowej inwestycji w kapitał społeczny. Wspólnototwórcza rola chrześcijaństwa jest, według niej, niezastąpiona zarówno dla tożsamości Węgier i Europy, jak również dla przyszłości ustroju demokratycznego. Bez odrodzenia duchowego nie będzie pomyślności ani narodu, ani demokracji.
Żeby lepiej zrozumieć sposób myślenia Katalin Novák, która jest zarazem wiceprzewodniczącą Fideszu, należałoby cofnąć się do grudnia 2005 roku i przytoczyć fragment publicznej dyskusji Viktora Orbána z katolickim biskupem Bélą Balásem i kalwińskim pastorem Zoltanem Balogiem. Węgierski polityk mówił wówczas:
„Kościół posiada pewną zdolność, niezwykle ważną ze względu na politykę i świecką przyszłość narodu. Kościół bowiem uwalnia ducha z więzów ciała. To bardzo ważne. Bo jeśli się sobie przyjrzymy, to zobaczymy, że każdy człowiek, każde indywiduum znajduje się w osobnym ciele, żyje jako osobne ciało. A przecież istotą narodu jest to, że może on jednoczyć ludzi w sprawie osiągnięcia wielkich, wspólnych celów. Lecz jak można jednoczyć, jeśli istniejemy w formie oddzielnych ciał? Do tego potrzeba uwolnienia dusz z ciał. Według mnie, to właśnie oznacza zawołanie „sursum corda”, gdy mówimy, że podnosimy w górę nasze serca. Kościół jest głównym – nie jedynym, ale najmocniejszym – wyrazicielem tej idei. Jest on zdolny powiedzieć nam: unieś w górę swe serce i tu, ponad swoją głową, możesz zjednoczyć się z tymi, z którymi przynależysz do jednej wspólnoty, z pozostałymi członkami Kościoła. Tego rodzaju wspólnotę ludzi uniesionych serc widzę w Kościele. Z punktu widzenia naszego zawodu bez trudu można dostrzec, że wspólnota znajdująca się w takim stanie ducha, żyjąca w takim zjednoczeniu, zawsze jest zdolna do większych osiągnięć niż zgromadzenie osób znajdujących się osobno, zamkniętych w swych ciałach i myślących tylko o własnej przyszłości.
Z tych samych powodów jako polityk wspieram kulturę i – co może dla niektórych zabrzmi dziwnie – sport. Sztuka, kultura czy sport potrafią wyzwolić ducha, unieść serca i w ten sposób pomagają, byśmy stawali się jedno. To nie przypadek, że właśnie przez te zjawiska najbardziej czujemy, że stanowimy część jakiejś większej sprawy. Czujemy to na nabożeństwie w świątyni, czujemy, gdy dotknie nas mocno jakieś dzieło sztuki, gdy widzimy tego biedaka, który biegnie na bieżni – przecież on nie biegnie tam sam, on biegnie dla nas, jego zwycięstwo jest także naszym zwycięstwem.
Patrząc z punktu widzenia zawodowego polityka, widzę, że Kościół i wiara mogą w najwyższym stopniu wspierać twórcze zdolności narodu. Dlatego uważam, że rozsądnie myślący i odpowiedzialny rząd powinien popierać współpracę z Kościołem. Nie chodzi o wydawanie mu poleceń, bo tego robić nie wolno. O co więc chodzi? Po pierwsze, trzeba umożliwić, by tego rodzaju naród uniesionych dusz mógł się narodzić. Po drugie, władza powinna przyjąć coś, co trudno jest zaakceptować. Musi mieć ona kogoś, kogo będzie mogła zapytać, czy idzie w dobrym kierunku. Czy moja polityka ma jeszcze kierunek? Czy to, co robię, prowadzi do celu, który sobie obrałem, zaczynając pracę polityka? Im człowiek jest wyżej postawiony, tym trudniej mu jest – co sam przyznaję – przyjąć lustro, w którym będzie mógł się przejrzeć, ale tym bardziej potrzebuje on takiego lustra. Musimy umieć przyjąć Kościół jako uczestnika życia społecznego, ale uczestnika apartyjnego, który może w pewnym momencie powiedzieć: „Drogi przyjacielu, być może wyznaczyłeś sobie dobre cele, ale obserwuję cię od dawna i widzę, że jeśli nie zmienisz kierunku, to swego celu nigdy nie osiągniesz”. Do tej rewizji kompasu, do tego trzymania lustra Kościół ma nie tylko prawo, ale i obowiązek.”
Ciekawa wizja przyjaznego rozdziału Kościoła i państwa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/554270-proporcjonalnie-najwiecej-na-wspieranie-kosciolow-daja-wegry