2 kwietnia 2021, w rocznicę śmierci Jana Pawła II, Redaktor Marzena Nykiel opublikowała tekst: „Ile w nas zostało św. Jana Pawła II? Kim jesteśmy 16 lat po jego odejściu? Ckliwe wspomnienia nie wystarczą, zaniedbaliśmy obowiązki”. Wskazuje tam na kluczowe fragmenty z najbardziej donośnych przesłań Jana Pawła II do nas – Polaków– jako narodu, jak też jako pojedynczych ludzi. Poruszony pytaniem „Ile w nas zostało św. Jana Pawła II?” chciałbym opowiedzieć o tych aspektach życia mojego własnego i mojej rodziny, na które szczególny wpływ miał dorobek polskiego papieża – jak to wyglądało kiedyś i jak się ma teraz.
Nie da się ukryć, że percepcja postaci Jana Pawła II oraz przesłań, jakie kierował do Polaków, zmieniała się w miarę upływu lat. Była żywa w okresie władzy komunistycznej do roku 1989 oraz w początkowych latach przemian ustrojowych. Potem zaś stopniowo słabła, gdy coraz łatwiej dostępnych przyjemności tego świata nie dawało się już pogodzić z tym, co mówił Papież. Po roku 2005 nastąpił krótki renesans „pokolenia JP2”, ale dość szybko zgasł i coraz bardziej uwidaczniały się postawy niechętne chrześcijaństwu. O ile po roku 1989 w różnych miejscach przywracano krzyże, tak potem coraz bardziej domagano się ich usunięcia. O ile w roku 1993 opinia publiczna przyjęła życzliwie ustawę o ochronie dzieci nienarodzonych, tak teraz niektóre środowiska głośno domagają się wolnej aborcji. Pokolenie, które znało Jana Pawła II, w dużej części nie przekazało tych wartości swoim dzieciom, obecnie nastolatkom czy młodym dorosłym. Pragnę opowiedzieć o swojej rodzinie, o tym, jakie znaczenie miały i mają treści przekazane przez Jana Pawła II – czyli ile w nas Jego zostało.
„Otwórzcie drzwi Chrystusowi”
Na samym początku pontyfikatu, w marcu 1979 roku, Jan Paweł II ogłosił programową encyklikę Redemptorhominis (Odkupiciel człowieka). Przypomniał tam podstawy wiary: kim jest Jezus i co znaczy Dzieło Odkupienia. Jesienią tegoż roku w Nowym Jorku mówił do młodzieży:
„…na tym polega sens życia: poznać Chrystusa. Poznać Go jako Przyjaciela, jako Tego, który was miłuje i który jest bliski wam i wszystkim ludziom, tutaj i wszędzie (…) I tak celem wychowania katolickiego jest głoszenie wam Chrystusa, by wasza postawa wobec innych była Jego postawą. (…) abyście osiągnęli pełną dojrzałość w Tym, który jest doskonałym człowiekiem i równocześnie Synem Bożym”.
Czyli istotą wiary nie jest formalna poprawność religijna, nawet nie samo moralne zachowywanie się, ale świadoma decyzja pójścia za Jezusem, nauczenie się życia w bliskości z Nim i duchowy wzrost ku dojrzałości.
Ja i moja przyszła żona Mariola świadomie otworzyliśmy drzwi Chrystusowi jeszcze za czasów studenckich i potem konsekwentnie tym żyliśmy. Właśnie relacja z Jezusem była dla nas osią całego życia – a dla mnie jest nadal, także od czasu gdy ponad 4,5 roku temu Bóg wezwał moją Ukochaną do wieczności. Jeszcze przed ślubem byliśmy oboje zaangażowani w „oazie”, a przecież ks. Franciszek Blachnicki, twórca Ruchu Światło-Życie, był bardzo mocno wspierany w tym dziele przez przyszłego papieża i to niezwykle pomogło w rozkwicie „oazy”.
Tą samą drogą wiary poszła trójka naszych dzieci: każde z nich przyjęło Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela i żyją tym cały czas. Obaj synowie poślubili gorąco wierzące dziewczyny, aby podobnie jak kiedyś my z Mariolką realizować słowa: „Ja sam i mój dom służyć chcemy Panu” (Joz 24,15b).
Norma personalistyczna
Gdy z Mariolką przygotowywaliśmy się do ślubu, dzieła Karola Wojtyły dały nam podstawy zrozumienia czym jest miłość i co to znaczy godność drugiej osoby. Na całe nasze późniejsze życie miała wpływ umiejętność rozróżniania rodzajów miłości (uczuciowa, erotyczna, osobowa) oraz tego, że zakochanie jest tylko jednym z aspektów miłości, ale samo nie może być podstawą trwałego małżeństwa. Dotarło do nas, że fundamentem relacji musi być tzw. norma personalistyczna: drugi człowiek nigdy nie może być przedmiotem użycia, ale musi być traktowany podmiotowo, z miłością. Dzięki temu mogliśmy lepiej budować naszą miłość i ustrzec się przed wieloma pułapkami. Nasze dzieci kształtowaliśmy w ten sam sposób, one to przyjęły i także mogły stworzyć udane relacje. A poza tym w książkach pisanych do młodzieży (seria #PrawdziwaMilosc) to dziedzictwo owocnie przekazywaliśmy dalej. Pracując w ramach prowadzonej przez nas Misji Służby Rodzinie z młodzieżą czy narzeczonymi widzieliśmy jak te treści zmieniają na lepsze życie tych osób, np. uzdalniając ich do budowania trwałych relacji.
Teologia ciała
W naszym małżeństwie poznawaliśmy (i stosowaliśmy!) znaną z audiencji środowych „teologię ciała”. Wielkim błogosławieństwem była dla nas świadomość tego, że to Bóg stworzył nas istotami seksualnymi, że czysta intymność małżeńska jest czymś dobrym w Jego oczach. Dzięki temu z jednej strony w naszym małżeńskim łożu nie mieliśmy niepotrzebnych zahamowań, a z drugiej nie dopuszczaliśmy działania niezgodnego z Bożym planem. Echo tego wszystkiego jest widoczne w naszej książce „Seks po chrześcijańsku”, gdzie przedstawiamy Boży model małżeńskiej intymności wraz z konkretnymi praktycznymi radami. Mieliśmy liczne sygnały, że to przesłanie bardzo pomogło – i nadal pomaga – wielu małżeństwom, nawet ratując przed rozpadem.
Naturalne planowanie rodziny
Kiedy w latach 60-tych Karol Wojtyła zobaczył, że Paweł VI potrzebuje wsparcia podczas pracy nad encykliką o odpowiedzialnym rodzicielstwie Humanae vitae, razem z zespołem wybitnych specjalistów opracował i przekazał tzw. „Manifest Krakowski”. A trzeba pamiętać, że większość doradców ówczesnego papieża naciskała, aby zaakceptował antykoncepcję. Dzięki Bogu tak się nie stało i jasne nauczanie encykliki m. in. dało impuls do rozwoju metod rozpoznawania płodności i niepłodności w cyklu. My z Mariolką, pobierając się w roku 1982, mogliśmy czerpać z tego dorobku i nauczyć się skutecznie odczytywać kiedy jesteśmy płodni a kiedy nie. Przez ponad 34 lata naszego małżeństwa nigdy nie używaliśmy jakiejkolwiek antykoncepcji, a naturalne planowanie rodziny umacniało naszą relację! To też jest owoc dziedzictwa Jana Pawła II. Te wartości również przekazaliśmy (i nadal przekazujemy) wielu młodym ludziom (w tym własnym dzieciom), którzy potem doświadczyli związanego z tym dobra.
Wychowanie dzieci
Gdy chodzi o ogólną wizję rodziny chrześcijańskiej zostaliśmy bardzo pobłogosławieni adhortacją o rodzinie Familiaris consortio (1981). Szczególnie ważne dla nas były treści o wychowaniu dzieci do wartości:
„Misja wychowawcza wymaga, ażeby rodzice chrześcijańscy ukazali dzieciom wszystkie te treści, które są konieczne do stopniowego dojrzewania ich osobowości z punktu widzenia chrześcijańskiego i kościelnego. (…) pokazać dzieciom, do jakich głębin prowadzi wiara i miłość Jezusa Chrystusa” (FC 39).
Nasze pociechy wychowywaliśmy właśnie według tego wskazania! A poza tym ze strategiczną decyzją, aby Mariola była w domu z dziećmi, korespondowały inne słowa z tej adhortacji, nawołujące do uznania i poszanowania przez wszystkich: „niezastąpionej wartości pracy kobiety w domu”. Jan Paweł II apelował w sposób bardzo zdecydowany:
„…społeczeństwo winno stworzyć takie struktury, aby kobiety zamężne i matki nie były w praktyce zmuszone do pracy poza domem, i aby ich rodziny mogły godnie żyć i rozwijać się pomyślnie nawet wtedy, gdy kobieta poświęca się całkowicie własnej rodzinie. Należy ponadto przezwyciężyć mentalność, według której większy zaszczyt przynosi kobiecie praca poza domem, niż praca w rodzinie” (FC 23).
Dokładnie tak żyliśmy! Nasze dzieci nigdy nie były oddawane do przedszkola, zaś przez całe ich życie było widać(i nadal jest, gdy wszystkie są już 30+) wspaniałe owoce tego, że miały mamę w domu. Moje wnuki także mają w domu swoje mamy – a obie synowe dzielą się tym przesłaniem z innymi mamami.
Racjonalność nakazów moralnych
Było dla nas bardzo ważne, że Jan Paweł II tłumaczył dlaczego coś jest dobre czy złe – i w ten sposób dawał głębszą motywację do przyjęcia konkretnych treści. Jeszcze podczas Soboru Watykańskiego II apelował z troską:
„Argumenty w kwestiach moralnych powinny więc być zaczerpnięte z prawa naturalnego, lecz nie można w ich miejsce stosować moralizowania lub napominania (…) argumentacja powinna być rozumowa (…) W taki sposób dociera się do współczesnego człowieka”.
Dla nas z Mariolą zachowanie czystości seksualnej do ślubu, potem wypełnianie przysięgi miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej, nierozerwalności małżeństwa – to wszystko było naturalne, bo rozumieliśmy tego sens.
Uchroniło nas to również przed pokusami tak silnymi w obecnych czasach: by zamiast uznać, że coś jest grzechem – domagać się akceptacji Kościoła, że to jest w porządku; by zamiast duchowego prowadzenia w prawdzie – szukać kompromisów i wygody; by zamiast radykalnego trzymania się wartości – domagać się ich „poluzowania”; zamiast trzymania się zasad moralnych – domagać się ich reinterpretacji. Czyli, ogólnie rzecz ujmując, by zamiast prawdy i stawiającego wymagania (lecz wspaniałego!) życia w Chrystusie – mieć „fun”, luźne chrześcijaństwo w wygodnej wersji „light”.
Tak samo naturalne jest, że po wydarzeniach, jakie miały miejsce po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, cała nasza rodzina w różnych miejscach wywiesiła plakaty pro-life (okna mieszkań, samochody, przyczepka do roweru), a córka została jedną z twarzy akcji #NieWNaszymImieniu.
Prawda jest obiektywna a nie uznaniowa
Jan Paweł II nauczając o rzeczywistości duchowej i cielesnej mówił prawdę taką, jaka ona jest, nawet trudną i wymagającą. Używał precyzyjnego języka i opierał się na podstawowych Bożych wartościach. Jego mowa była wg Mt 5,37: „tak-tak”, „nie-nie”. W roku 1993 w encyklice Veritatis splendor (Blask prawdy) wychodząc od wersetu „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,32) mocno przeciwstawił się tendencji do relatywizmu. Podkreślał, że niewłaściwe jest, aby: „…dostarczać uzasadnień dla wyjątków od reguły ogólnej i tym samym pozwalać w praktyce na dokonywanie z czystym sumieniem czynów, które prawo moralne uznaje za wewnętrznie złe” (VS 56). Czyli nie można szukać furtki dla usprawiedliwienia czegoś, co jest złe z natury. To także było ważnym drogowskazem w naszym życiu, aby po prostu radykalnie żyć wiarą i Bożymi wartościami.
Już wtedy Jan Paweł II zauważał narastający brak wiary w to, że w obecnym świecie jeszcze można żyć po Bożemu. W odpowiedzi na ten problem przypominał dzieło Krzyża:
„Chrystus nas odkupił! Znaczy to, że obdarzył nas możliwością realizacji całej prawdy naszego istnienia; że wyzwolił naszą wolność spod władzy pożądania” (VS 103).
Nic dodać, nic ująć! Taka mentalność była również jednym z filarów życia naszej rodziny.
Jan Paweł II trzymał się Bożego Objawienia a nie dostosowywał do prądów świata czy życzeń członków kościoła. Towarzyszył ludziom, aby pomóc im prostować ścieżki na Boże – ale nie po to, by akceptować wszystko, co robią. Ostrzegał, aby w praktyce duszpasterskiej wystrzegać się pobłażliwości:
„Żadne rozgrzeszenie, udzielone przez pobłażliwe doktryny, także filozoficzne czy teologiczne, nie może naprawdę uszczęśliwić człowieka” (VS 120).
To także zostało w nas z Jana Pawła II – że najlepszym wyjściem jest radykalne trzymanie się Bożego Objawienia, bez żadnych kompromisów. Jest to szczególnie ważne w obecnych czasach, gdy coraz częściej zaprzecza się istnieniu prawdy obiektywnej, dobra i zła – gdy stąd wynika zagubienie co do wartości, w tym moralny relatywizm.
„Wymagajcie od siebie, nawet gdyby inni od was nie wymagali”
To wezwanie stało się bardzo ważne dla nas samych oraz w przekazie dla dzieci – potrzeba stałej pracy nad swoim charakterem, nad wzrostem w osobistej dojrzałości, nad prawością i solidnością. Pomagało wtedy, gdy pojawiały się pokusy do bylejakości, odpuszczenia sobie czegoś, czy zlekceważenia. W szczególności nie ulegliśmy modzie na „bezstresowe” wychowanie dzieci.
Powyższe refleksje są moim osobistym świadectwem z autentycznego życia naszej rodziny, wskazaniem na skarby, jakie czerpaliśmy z myśli Karola Wojtyły – św. Jana Pawła II. W życiu moim, Mariolki i naszych dzieci doskonale się sprawdziły i pozostały na zawsze. Jestem bardzo wdzięczny Bogu za to dziedzictwo! Miało ono także kolosalny wpływ na pisane przez nas książki nt. małżeństwa i rodziny. Dorobek Jana Pawła II nie tylko żyje w nas, ale inspiruje w licznych rozmowach indywidualnych, poradnictwie korespondencyjnym, itp. A odbiorcy często są nawet zaskoczeni, że te treści są tak proste i logiczne – nawet sami się dziwią, dlaczego o tym wcześniej nie wiedzieli.
Sądzę, że mimo wszystko wciąż istnieją rodziny mające podobne jak nasze doświadczenie, którego może sobie nawet wprost nie uświadamiają. Ale niestety wiele innych rodzin zaniedbało przekaz wartości, także tych, o jakich mówił Jan Paweł II. Bardzo szkoda, że w miarę upływ tych 16 ostatnich lat coraz więcej osób po te skarby już nie sięgało, a nawet ma uprzedzenia co do Jana Pawła II. Dużo tracą… Zróbmy wszystko, aby do tych skarbów powracać! To pokolenie nie musi być stracone!
CZYTAJ WIĘCEJ: Piotr Wołochowicz: Biblijny Nehemiasz może być inspiracją dla współczesnych rodziców!
dr Piotr Wołochowicz, Dyrektor Fundacji Misja Służby Rodzinie, autor (wraz z żoną, śp. Mariolą Wołochowicz) kilkunastu książek o małżeństwie i rodzinie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/547314-wolochowicz-osobista-refleksja-nt-ile-w-nas-zostalo-jpii