„Musimy pokazywać piękne rodziny, ale nie oszukujmy się, że piękna rodzina to tylko i wyłączne taka, która nie ma żadnych problemów, bo takich rodzin po prostu nie ma” - podkreśla w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. dr Robert Łukasz Wielądek, Diecezjalny Duszpasterz Rodzin.
wPolityce.pl: W jednym z kazań zaapelował ksiądz do rodzin, prosząc je, aby „podzieliły się swoim świadectwem”, aby „nie milczały”. Alarmował ksiądz, że „ten świat przegra, jeżeli rodziny się nie przebudzą”. Jak odczytać ten apel? Jak dzisiaj rodzina może dawać świadectwo?
Ks. Robert Wielądek, Diecezjalny Duszpasterz Rodzin: Nam się często „dawanie świadectwa” kojarzy z jakimiś wielkimi słowami czy czynami, a dawanie świadectwa życia rodzinnego, to nic innego, jak okazywanie sobie w małżeństwie czułości, bliskości, czy troska o siebie. Jedni z moich penitentów, co roku jeździli na rekolekcje, ale w zeszłym roku ich nie było, więc zdecydowali, że pojadą razem ze znajomymi na urlop. Po kilku dniach, ci znajomi, każde oddzielnie, wzięli tych moich penitentów i zaczęli wypytywać ich, jak oni to robią, że są takim fantastycznym małżeństwem. Oni przyjęli te słowa ze zdziwieniem i patrząc na siebie stwierdzili, że są „normalną rodziną”. I ja właśnie o takim czymś mówię apelując do rodzin, aby nie zamykały się w swojej codzienności, ale żeby otwierały swoje domy i zapraszały do nich ludzi. We Włoszech młodzieży do bierzmowania nie przygotowują księża czy katecheci, ale wysyła się ją do różnych rodzin. Często ci młodzi ludzie nie mają żadnego doświadczenia rodzinnego, więc rodziny do których trafiają, są często pierwszym przykładem na to, że to co Kościół głosi o rodzinie, nie jest żadną abstrakcją.
Kościół powinien tworzyć więcej przestrzeni dla rodzin, aby mogły dzielić się swoim świadectwem?
Tego nigdy za mało, ale moim zdaniem, rodziny dzisiaj powinny wychodzić poza Kościół, bo coraz więcej ludzi jest poza Nim. Byłoby niedobrze, gdybyśmy zamknęli się w Kościele. To byłoby pójście na łatwiznę.
Byłoby to takie taplanie się we własnym sosie.
Tak i dlatego mówię, żebyśmy wyszli z tego sosu, z tej strefy komfortu. Opowiem o doświadczeniu małżeństwa z mojej wspólnoty, które wprowadziło się na osiedle domków jednorodzinnych, na którym nikogo nie znało. Ci rodzice poprosili swoje córki, aby namalowały zaproszenia dla sąsiadów na wspólnego grilla. Nie odmawiano tam różańca ani nie śpiewano majowego. To było zaproszenie na najzwyczajniejszego grilla. Sąsiedzi zobaczyli, że to fajni ludzie, że to fajna rodzina, a to że dopiero później zobaczą, że chodzi ona do kościoła, że się modli, że należy do jakiejś wspólnoty, jest wtórne. Drugie podobne doświadczenie z wspólnoty, którą prowadzę, to małżeństwo, które zamieściło na klatce schodowej w bloku, zaproszenie na wspólne śpiewanie kolęd. Bali się, że nikt nie przyjdzie, a przyszło około 20 rodzin. Było to oczywiście jeszcze przed pandemią, gdy można było się spotykać w większym gronie. Czasem trzeba po prostu wyjść ze swojej strefy komfortu, trzeba zaryzykować.
Czy ci, którzy mówią, że rodzina jest dzisiaj w kryzysie, mają rację?
Przyznam, że nie lubię takich dyskusji. Rozumiem, że się o to pyta, ale jak słyszę „rodzina” to mam przed oczami różne rodziny. Jedna rodzina przeżywa kryzys, a druga wzrasta. Jak patrzę na czas pandemii, czas lockdownu, to odnoszę wrażenie, że wzmocnił on mocnych, a osłabił słabych. Bo jak odwiedzam różnych swoich znajomych, małżeństwa ze wspólnot, to one są przeszczęśliwe, że mogą spędzić ze sobą więcej czasu, ale słyszałem też w konfesjonale historie małżeństw, gdzie jedno na drugie nie może patrzeć.
W jednym z kazań przytoczył ksiądz słowa papieża Franciszka, który zauważył, że młodzież boi się dzisiaj zakładać własne rodziny, bo nie ma żadnych pozytywnych doświadczeń z nią związanych. Z drugiej strony mamy dziś kult kariery, bycia singlem, realizowania się. Może potrzebujemy „mody na rodzinę”?
Dobrze rozumiany PR nie jest niczym złym. Uważam, że papież Franciszek nie bez przyczyny ustanowił ten rok - Rokiem Rodziny, właśnie po to, abyśmy poznali jej piękno. Zwróćmy uwagę, że zawsze jak jest jakakolwiek akcja marketingowa, gdzie pokazuje się ludzi z dziećmi, to ona nas porusza. Dlaczego? Bo jest w nas jakiś głód, jakieś pragnienie posiadania rodziny. Musimy jednak pamiętać, o czym przypomina Franciszek, że w życiu osobistym, ale także rodzinnym, mierzymy się z różnymi sytuacjami. Musimy pokazywać piękne rodziny, ale nie oszukujmy się, że piękna rodzina to tylko i wyłączne taka, która nie ma żadnych problemów, bo takich rodzin po prostu nie ma.
Tak życie w ogóle nie wygląda.
Dokładnie. Jest taki słynny mem, na którym widzimy dwoje starszych ludzi trzymających się za rękę, którzy na pytanie, jak im się udało być ze sobą tak długo, odpowiedzieli, że oni pochodzą z czasów, gdy jak coś się popsuło, to się to naprawiało, a nie wyrzucało i zmieniało na nowe. I myślę, że musimy do tego wrócić. Wydaje mi się, że ludzie często nie widzą przestrzeni do naprawy swojego małżeństwa. Pracuję z małżeństwami, które są na różnych etapach, przeżywają różne kryzysy, i pokazywanie, że jest wyjście, że można wyjść z kryzysu, że są przykłady małżeństw, które poukładały swoje życie na nowo, jest czymś, co powinniśmy robić.
Ksiądz w swoich naukach często powołuje się na słowa papieża Franciszka, który o rodzinie mówi bardzo często. Słuchając tych nauk, miałem wrażenie, że coś mnie ominęło, że bardzo mało zastanawiamy się nad słowami papieża, że Kościół w Polsce o nich mało mówi. Można wręcz powiedzieć, że ich nie znamy, bo często skupiamy się na innych, często dla nas kontrowersyjnych słowach papieża.
Moim zdaniem nauczanie papieża Franciszka jest bardzo nieuczciwe odczytywane i przekazywane. To papież ogromnego realizmu, ogromnego doświadczenia duszpasterskiego. Papież, który nie mówi tylko słodkich słów, ale który ma również doświadczenie ludzkiego cierpienia i on nie chce kolorować rzeczywistości, tylko podejmować tę rzeczywistość taką, jaka ona jest. My widzimy, że mamy masę pięknych rodzin, ale również masę rodzin, które są pokaleczone, które cierpią, w których jest przemoc, w których są uzależnienia. Papież nie koloryzuje rzeczywistości, ale chce o tych problemach rozmawiać.
Gdyby koloryzował, ktoś mógłby się popukać w głowę i powiedzieć, że Kościół nie wie, co się dokoła niego dzieje.
Tak, ale ponadto uważam, że określanie papieża „liberałem” czy „heretykiem”, jest ogromnie nieuczciwą sprawą. Przypomnę tutaj chociażby tę słynną dyskusję o przyjmowaniu przez rozwodników Komunii świętej. Byłem na szkoleniu, które prowadził pracownik Roty Rzymskiej, który jasno powiedział, że podczas pontyfikatu papieża Jana Pawła II i zasad wynikających z adhortacji Familiaris Consortio, przychodziły do nas osoby, które już podjęły decyzję o tym, że chcą uporządkować swoje życie. To, co różni papieża Franciszka od Jana Pawła II, to to, że on mówi, żeby nie czekać na takie osoby, ale iść i ich szukać. Papież apeluje o to, żeby nikogo nie szufladkować, bo to jest najłatwiejsze, ale żeby do każdego podchodzić indywidualnie, aby takim osobom towarzyszyć i pomagać im prostować swoje drogi.
Odnosząc się do protestów jakie miały miejsce po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji, mówił ksiądz, że jego zdaniem było to wołanie o miłość, o zauważanie. Muszę przyznać, że brakowało takich słów, zarówno po stronie Kościoła, ale także osób świeckich zatroskanych sytuacją. Łatwiej było wrzucić wszystkich do jednego worka i nazwać ich „neomarksistami”, czy „bolszewikami”.
Z własnego doświadczenia wiem, że im ktoś głośniej krzyczy, tym bardziej się boi. Jak patrzyłem na osoby protestujące na ulicach, to widziałem wołanie o pomoc, widziałem lęk. Nie wolno nam tych głosów bagatelizować, bo przecież to są prawdziwe historie, prawdziwe ludzkie dramaty. Ile razy słyszeliśmy historię o kobietach, które opuszczali mężczyźni, gdy tylko dowiedzieli się, że dziecko, którego się spodziewają, będzie niepełnosprawne? To są prawdziwe historie. Oczywiście, że na protestach były osoby, które robiły na tym interes polityczny, ale nie brakowało też ludzi cierpiących.
Jak, jako wierni, możemy zareagować? Jak może wyglądać nasza odpowiedź?
Z jednej strony mamy stanąć w obronie życia, ale z drugiej strony mamy jako wspólnota, i to nie tylko Kościoła, ale także państwa, być wsparciem dla osób, które mierzą się z taką sytuacją. Nie możemy oczywiście zapomnieć o modlitwie, ale też powinniśmy spróbować podjąć dialog, wsłuchać się bez uprzedzeń w te głosy. Wiem, że jest to bardzo trudne. Sam się zastanawiałem, co mogę zrobić?
I co ksiądz zrobił?
Postanowiłem, że napiszę do kilku osób, które brały udział w tych protestach i zaproszę je na rozmowę. Niestety, choć moja wiadomość została przez nie wyświetlona, to odpowiedzi nie było. Ale mam nadzieję, że zostanie to przez nie potraktowane jako gest dobrej woli, jako wyciągnięcie ręki. Dużo prościej byłoby potraktować te osoby jako przeciwników, wrogów i odciąć się od nich, ale to do niczego nie prowadzi i nie rozwiązuje żadnych realnych problemów. Mogę w tej kwestii podzielić się takim pięknym świadectwem. Jakiś czas temu zadzwonił do mnie zapłakany mężczyzna prosząc o pomoc, bo jego żona, która jest w 10 tygodniu ciąży, chce dokonać aborcji. Powiedziałem mu, żeby dał mi chwilę, abym mógł się pomodlić i pomyśleć jak mu pomóc, i na pewno pomogę. Najpierw zadzwoniłem do proboszcza z parafii do której te osoby należały, aby on też włączył się w pomoc, a następnie skontaktowałem się z rodzinami ze wspólnoty, którą prowadzę, i zapytałem, czy mogą spotkać się z tym małżeństwem. I oni się zgodzili. Z relacji tego małżeństwa, któremu próbowaliśmy pomóc, wiem, że reakcja rodzin ze wspólnoty ich bardzo zaskoczyła. Było dla nich szokiem, że obcy dla nich ludzie, postanowili zwolnić się z pracy, aby zdążyć przygotować obiad i ich przyjąć. Zaskoczyło ich to, że obcy ludzie mogą być tak otwarci, tak chętni do pomocy. Oczywiście, to wszystko nie skończyło się na jednej rozmowie, ale czasami nie chodzi o nie wiadomo jak spektakularne rzeczy. Może bowiem się okazać, że mała rzecz, małe dobro, może zdecydować o tym, że mogę komuś uratować życie.
Rozmawiał Kamil Kwiatek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/545528-nasz-wywiad-ks-wieladek-rodziny-musza-dawac-swiadectwo