Interesujący tekst na łamach „Washington Post” na temat niedawnej pielgrzymki Franciszka do Iraku napisał korespondent tej gazety Chico Harlan. Był on jednym z siedemdziesięciu dziennikarzy, którzy papieskim samolotem udali się w tę podróż. Jego relacja nie koncentruje się jednak na przesłaniu wizyty, towarzyszących jej słowach czy gestach, lecz na innym aspekcie, związanym z największym wyzwaniem, przed jakim stoją dziś wszystkie kraje świata, a mianowicie koronawirusem.
„W reaktorze jądrowym do produkcji koronawirusa”
Przed pielgrzymką każdy korespondent, który zgłosił swój udział w podróży, otrzymał za darmo od Watykanu dwie dawki szczepionki Pfizer-BioNTech. Jak pisze Harlan:
Na początku wydawało się, że to prezent od jednego z nielicznych państw, które mają pod dostatkiem szczepionek. Ale kiedy zaczęła się podróż, zrozumiałem: zostaliśmy zaszczepieni, ponieważ mieliśmy porzucić wiele zasad dotyczących pandemii.
W dalszej części tekstu amerykański dziennikarz opisuje szczegóły pielgrzymki pod kątem bezpieczeństwa epidemiologicznego, zauważając olbrzymi kontrast pomiędzy surowym reżimem sanitarnym panującym w większości krajów świata, a tym, co działo się podczas owej wizyty. Otóż Franciszkowi wszędzie towarzyszyły wielkie tłumy niezaszczepionych ludzi, nienoszących maseczek i stłoczonych ramię w ramię. Tak było na trasach jego przejazdu, na Mszy na stadionie w Erbilu czy też w Bagdadzie podczas Mszy w kościele, pełnym śpiewających głośno ludzi, gdzie z powodu braku wentylacji ledwo można było oddychać. Jak wspomina Harlan:
To było jak przebywanie w reaktorze jądrowym do produkcji koronawirusa.
Taka sama atmosfera panowała na zapleczu pielgrzymki. Autor pisze, że dziennikarze z papieskiej świty nieustannie przebywali wśród tłumów, podróżowali ciasno stłoczeni mikrobusami, kłębili się w hotelowych restauracjach w kolejkach do bufetu czy jeździli windami w towarzystwie trzech lub czterech osób. Wszystkie te zachowania byłyby nie do pomyślenia w Europie czy Ameryce Północnej. W głowie Harlana wciąż kołatała myśl o koronawirusie i jego możliwości nieograniczonego rozprzestrzeniania się. Jak pisze:
Tylko jedna rzecz mnie uspokajała: szczepionka. Dlatego wracałem myślami do ludzi, którzy nie mieli takiej samej ochrony jak my, jak katolicy stłoczeni na mszy w Bagdadzie. Zastanawiałem się: kto spośród tych tłumów zachoruje w ciągu kilku dni? Czy udział we mszy może doprowadzić do śmierci?
Bóg zatroszczy się o Irakijczyków
Harlanowi nie dawała spokoju w tym wszystkim postawa Franciszka, który, sam wcześniej zaszczepiony, razem ze swoimi zaszczepionymi współpracownikami, chodził wśród niezaszczepionych tłumów, co nie do pomyślenia byłoby w Watykanie. Dziennikarz zastanawiał się, czy papież, który zawsze zalecał przestrzeganie wszelkich zasad sanitarnych, który sam został zaszczepiony jako jeden z pierwszych i który podkreślał, że szczepienie jest obowiązkiem etycznym, nie naraził w rzeczywistości wielu osób na ryzyko groźnej choroby.
Ta myśl tak dręczyła Harlana, że podczas drogi powrotnej do Rzymu postanowił bezpośrednio zapytać Franciszka, w jaki sposób ważył on ryzyko związane z pielgrzymką i czy martwił się o zdrowie tych, którzy zebrali się tłumnie, by go zobaczyć. Franciszek odpowiedział mu, że głęboko przemyślał tę podróż, modlił się i podjął decyzję, mając świadomość związanego z nią ryzyka oraz w przekonaniu, że Bóg zatroszczy się o Irakijczyków, którzy mogli być narażeni na wirusa.
Kult publiczny w dobie pandemii
Z tekstu w „Washington Post” wynika, że odpowiedź nie zadowoliła Harlana. W jej kontekście katolicy mogą spojrzeć jednak w nieco innym świetle na problem praktyk religijnych w dobie pandemii. W tym samym czasie bowiem episkopaty i biskupi na całym świecie (także w Rzymie i we Włoszech) stosują się do rygorystycznych obostrzeń sanitarnych. Liczba osób w kościołach jest limitowana, w niektórych krajach świątynie są nawet zamknięte, publiczne odprawianie mszy – zawieszone, a udzielanie komunii – zakazane. Mamy do czynienia z bezprecedensowym w skali świata ograniczeniem wolności religijnej, która usprawiedliwiona jest względami zdrowotnymi. Większość hierarchów katolickich godzi się z tym, uznając, że uczestnictwo w Eucharystii musi ustąpić przed wyższą koniecznością, jaką jest nienarażanie ludzi na niebezpieczeństwo zarażenia się wirusem.
Jak się ma do tego jednak postawa Franciszka w Iraku oraz jego słowa wypowiedziane na pokładzie samolotu? Stwierdził przecież wyraźnie, że miał świadomość ryzyka związanego ze swym zachowaniem, a jednak podjął taką decyzję w przekonaniu, że Bóg zatroszczy się o Irakijczyków (Irakijczyków, którzy nie byli zaszczepieni, przybywali na spotkania z nim tłumnie, nie nosili w większości maseczek i nie przestrzegali żadnych zasad sanitarno-epidemiologicznych).
Z drugiej strony mamy na świecie całą rzeszę biskupów, którzy zupełnie inaczej postępują wobec wiernych pragnących uczestniczyć w Eucharystii. Ci wierni, świadomi ryzyka zarażenia, nie tworzą tłumów, zachowują między sobą dystans, noszą maseczki, dezynfekują ręce, a jednak często nie mają możliwości udziału we Mszy, ponieważ drzwi kościołów są przed nimi zamknięte.
Czy jest do pomyślenia, aby któryś z tych biskupów organizował masowe nabożeństwa, podczas których nie obowiązywałyby żadne rygory sanitarne, a następnie oświadczył, że przecież Bóg zatroszczy się o wszystkich obecnych na zgromadzeniu? Czyżby nie mieli takiej wiary jak Franciszek?
Na całym świecie Kościół ma dylemat, jak sprawować kult publiczny w dobie pandemii. Proponowane są różne rozwiązania. Nie da się jednak pogodzić tych dwóch postaw: Franciszka w Iraku i biskupów w Europie (nawet w Rzymie). Nie da się też pogodzić stojącej za nimi argumentacji. Kto ma więc rację? Jaka postawa jest właściwa? Słowa Franciszka na pokładzie samolotu naprawdę dają wiele do myślenia…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/542940-nieznane-oblicze-pielgrzymki-do-iraku