„Właśnie dlatego, że nie udało się udowodnić winy księdza przed sądem, postanowiono go publicznie zlinczować, nie tylko na łożu śmierci, ale i po śmierci, gdy miano już stuprocentową pewność, że nie będzie się bronił. I to jest prawdziwe barbarzyństwo” — mówi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” red. Sebastian Karczewski, autor książki „Pedofilią w Kościół. Oblicza kłamstwa”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Publicysta „Naszego Dziennika”: Ks. Andrzej Dymer w świetle obowiązującego w Polsce prawa był niewinny
Sebastian Karczewski w poprzedniej rozmowie z „Naszym Dziennikiem” przekonywał, że wiele wskazuje na to, iż zarzuty pod adresem ks. Andrzeja Dymera były zemstą wymierzoną w kapłana. „Jedną z osób, które doprowadziły wówczas do ujawnienia tego procederu i procesu owego pracownika oświaty, był właśnie ks. Andrzej” - mówił Karczewski o aferze pedofilskiej w Ognisku św. Brata Alberta w Szczecinie.
„Wyrok był odpowiedzią na zapotrzebowanie dziennikarzy”
W czwartek na łamach „ND” ukazał się dalszy ciąg rozmowy z red. Karczewskim, który wspomina o wyroku skazującym na ks. Dymerze, wydanym przez Sąd Metropolitalny Szczecińsko-Kamieński z 28 kwietnia 2008 roku, lecz przypomina jednocześnie, że od tego wyroku została złożona apelacja, którą Kongregacja Nauki Wiary uwzględniła, ponieważ - jak przytacza dziennikarz - „w procesie kanonicznym świadomie pozbawiono ks. Andrzeja możliwości obrony”.
W procesie tym uniemożliwiono obronie składanie wniosków dowodowych i nie przesłuchano świadków obrony, gdyż – jak czytamy w wyroku – „nie widziano celowości takich przesłuchań”. O ile z jednej strony wszystkie wypowiedzi obciążające ks. Andrzeja przyjęto jako wiarygodne bez sprawdzania ich wiarygodności, o tyle odrzucono wnioski świadków, którzy pod przysięgą chcieli złożyć zeznania o próbach nakłaniania ich do zeznań przeciwko kapłanowi
— relacjonuje red. Karczewski.
Ten sam materiał dowodowy, który w latach 1995-1996 zgromadziła komisja powołana przez ks. bp. Stanisława Stefanka dla wyjaśnienia sprawy oskarżeń i na podstawie którego uznano, iż zarzuty są bezpodstawne, członkowie trybunału zinterpretowali jednostronnie na niekorzyść kapłana
— przedstawia dalej. Jak dodaje, „ocenzurowano” m.in. wątek homoseksualny związany z oskarżycielami.
Mówiąc krótko, wyrok był odpowiedzią na zapotrzebowanie dziennikarzy, którzy zaledwie dwa miesiące wcześniej rozpętali oszczerczą kampanię przeciw kapłanowi
— puentuje. Jak podkreśla, właśnie z tych powodów Kongregacja przyjęła apelację ks. Dymera.
„Oskarżony nie może być sądzony dwa razy w tej samej sprawie, a to właśnie próbowano robić”
Red. Karczewski przedstawia dalej, że Kongregacja Nauki Wiary poleciła przeprowadzenie procesu II instancji Gdańskiemu Trybunałowi Metropolitalnemu pismem z 15 lipca 2008 r., podczas gdy metropolita gdański kolegium sędziowskie dla tej sprawy powołał dekretem z 31 grudnia 2017 roku.
Proces w Gdańsku miał dotyczyć uznania nieważności wyroku w pierwszej instancji, a nie udowadniania winy kapłana. Inaczej mówiąc: trybunał ten miał jedynie stwierdzić ważność lub nieważność wyroku wydanego w pierwszej instancji. Nic więcej. Oskarżony nie może być sądzony dwa razy w tej samej sprawie, a to właśnie próbowano robić. Tymczasem, co można sądzić o trybunale kościelnym, który jako biegłego psychologa powołuje osobę współpracującą z „Gazetą Wyborczą”, która skądinąd rozpętała oszczerczy atak?
— czytamy w wywiadzie.
Jak traktować trybunał, który prowadząc sprawę „pod sekretem papieskim”, doprowadza do sytuacji, że informacjami z jego przebiegu na prawo i lewo szafują dziennikarze, zwłaszcza nieprzychylnych Kościołowi mediów? Czy udostępnienie akt procesu kanonicznego toczącego się „sub secreto pontificio” nie jest już naruszeniem prawa kanonicznego?
— pyta red. Karczewski.
„Nie udało się udowodnić winy księdza przed sądem i postanowiono go publicznie zlinczować”
W rozmowie padło pytanie, dlaczego rozpętano „machinę oskarżeń” pod adresem ks. Dymera.
Pierwsze oskarżenia wobec ks. Andrzeja pojawiają się jesienią 1995 roku, gdy wybucha konflikt personalny wśród wychowawców założonego przez niego Ogniska św. Brata Alberta. Przez następne kilka lat jest cisza. Sprawa odżywa w 2003 roku, dokładnie w czasie, gdy żona jednego z inicjatorów oskarżenia nie otrzymała stanowiska dyrektora tego ośrodka, o które się ubiegała. Wtedy również na arenę wkracza o. Marcin Mogielski, brat męża tej pani. To on spisuje i przedstawia relacje osób rzekomo poszkodowanych ówczesnemu arcybiskupowi szczecińsko-kamieńskiemu. Przez następne lata znów cisza, do 2007 roku. Wtedy to pojawiają się pogłoski o możliwości powrotu ks. Andrzeja na stanowisko dyrektora ogniska, z którego odszedł w grudniu 1995 roku… To wszystko przypadki?
— opowiada dziennikarz.
Rozmówca „Naszego Dziennika” zwraca uwagę, że sprawę rozpoczęto 25 lat temu i na przestrzeni tego ćwierćwiecza oskarżyciele ks. Dymera mieli do dyspozycji ogromny zasób środków do udowodnienia winy duchownego. Pada pytanie, dlaczego winy nie udało się więc udowodnić przed sądem.
Właśnie dlatego, że nie udało się udowodnić winy księdza przed sądem, postanowiono go publicznie zlinczować, nie tylko na łożu śmierci, ale i po śmierci, gdy miano już stuprocentową pewność, że nie będzie się bronił. I to jest prawdziwe barbarzyństwo
— puentuje red. Sebastian Karczewski w wywiadzie dla „Naszego Dziennika”.
CZYTAJ WIĘCEJ: Lewica robi politykę na sprawie ks. Dymera. Napisali list do Watykanu. Biedroń: Zwracamy się do papieża o udostępnienie akt
olnk/„Nasz Dziennik”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/540693-publicysta-postanowiono-publicznie-zlinczowac-ks-dymera