Najbardziej rozpowszechnionym wizerunkiem Chrystusa na kuli ziemskiej jest dziś obraz Jezusa Miłosiernego. Jest bardziej popularny niż twarz z Całunu Turyńskiego, ikon Andrieja Rublowa czy płócien mistrzów renesansu. Można go spotkać we wszystkich krajach, gdzie żyją katolicy, nie tylko w kościołach, ale w prywatnych domach i miejscach pracy.
Iskra wyszła z Płocka
Niezwykłe jest to, że mamy do czynienia z wizerunkiem (jak na dzieje chrześcijaństwa) stosunkowo świeżej daty. Dokładnie dziś obchodzimy 90. rocznicę jego objawienia. Druga niezwykłość polega bowiem na tym, że idea obrazu nie narodziła się w umyśle jakiegoś malarza, ale pojawił się on w nadprzyrodzonym widzeniu, którego doświadczyła niepozorna zakonnica po czterech klasach podstawówki, na dodatek pozbawiona zdolności artystycznych.
Objawienie miało miejsce 22 lutego 1931 roku w klasztorze w Płocku. Chrystus nakazał wówczas siostrze Faustynie namalować obraz zgodny z wizją, jaką jej ukazał. Próbowała zrobić to sama, ale efekt był opłakany. Starała się więc zainteresować tym dziełem innych, ale spotykała się z niezrozumieniem.
Sytuacja zmieniła się latem 1933 roku, gdy zetknęła się w Wilnie z ks. Michałem Sopoćką, który został jej spowiednikiem i kierownikiem duchowym. Przekonała go do idei namalowania obrazu, choć on sam wspominał, że zgodził się na to bardziej z ciekawości, co z tego wyniknie, niż z wiary w prawdziwość jej objawienia. Przedtem wysłał ją na badania psychiatryczne. Nie potwierdziły one jednak podejrzeń o chorobę umysłową.
Tak się złożyło, że ks. Sopoćko mieszkał w budynku, w którym swą pracownię miał znany wileński malarz Eugeniusz Kazimirowski. Kapłan namówił artystę na stworzenie wizerunku. W ten sposób powstał pierwszy obraz Jezusa Miłosiernego. Prace nad nim trwały od stycznia do czerwca 1934 roku. Ksiądz pozował malarzowi, a siostra Faustyna przychodziła raz w tygodniu, by sprawdzić zgodność powstającego dzieła z wizją, którą od trzech lat nosiła w swoim wnętrzu.
Choć obraz powstał, to pozostawał światu nieznany. Ks. Sopoćko umieścił go w ciemnym korytarzu klasztoru bernardynek przy wileńskim kościele św. Michała, gdzie nikt z zewnątrz nie miał szans, by go zobaczyć. Kapłan pokazał publicznie płótno tylko jeden raz – podczas uroczystości Triduum Paschalnego w 1935 roku, gdy wizerunek został wystawiony w Ostrej Bramie. Po Wielkanocy znów zawisł w ciemnym korytarzu.
Dopiero w kwietniu 1938 roku ks. Sopoćko zdecydował się wyeksponować obraz na stałe w świątyni. Zawiesił płótno w kościele św. Michała (gdzie był wówczas rektorem), po prawej stronie od głównego ołtarza.
Za żelazną kurtyną
W następnym roku wybuchła wojna. Wilno kilka razy przechodziło z rąk do rąk. Ks. Sopoćko przez dwa lata musiał ukrywać się przed Gestapo. W końcu nastała władza sowiecka. Komuniści zamknęli większość katolickich świątyń w mieście, w tym kościół św. Michała, który w 1948 roku postanowiono zamienić na muzeum architektury. Najcenniejsze przedmioty ze środka zdołano przenieść do podominikańskiego kościoła Ducha Świętego. W porównaniu z innymi dziełami malarskimi wizerunek Jezusa Miłosiernego nie przedstawiał jednak w oczach proboszcza ks. Jana Ellerta większej wartości. Nie został więc zawieszony w świątyni, lecz spoczął na plebanii.
Zainteresował się nim dopiero w 1956 roku ks. Józef Grasewicz, który w okresie przedwojennych był przyjacielem ks. Sopoćki i pamiętał obraz z tamtych czasów. Przyjechał akurat z wizytą do ks. Ellerta, zobaczył u niego znajomy obraz i poprosił o płótno. Gospodarz bez żalu rozstał się z wizerunkiem Jezusa Miłosiernego. W ten sposób dzieło Eugeniusza Kazimirowskiego trafiło do małego wiejskiego kościółka w Nowej Rudzie koło Grodna na Białorusi, gdzie ks. Grasewicz był proboszczem. Tam zawiesił obraz wysoko nad prezbiterium, niemal pod sklepieniem świątyni. W 1957 roku kapłan został przeniesiony do innej parafii, ale płótno pozostało na miejscu.
W 1970 roku władze komunistyczne zamknęły kościół w Nowej Rudzie. Wierni przenieśli jego wystrój do świątyni w pobliskim Porzeczu. Wizerunek Jezusa Miłosiernego wisiał jednak zbyt wysoko, więc nie zdołali go zdjąć. Przez następnych szesnaście lat płótno wisiało w zamkniętym, pustym, wypróżnionym kościele. Od czasu do czasu mieszkańcy wioski spotykali się potajemnie w środku i modlili przed jedynym pozostawionym tam obrazem.
W 1986 roku dzieło zostało wywiezione potajemnie przez trójkę księży: Józefa Grasewicza, Aleksandra Kaszkiewicza i Tadeusza Kondrusiewicza (po upadku komunizmu arcybiskupa, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Rosji i przewodniczącego Konferencji Episkopatu Białorusi). Trzech kapłanów nocą zakradło się do opuszczonego kościółka i podmieniło oryginał obrazu Kazimirowskiego na kopię wykonaną przez grodzieńską malarkę Marię Szocik. Nikt nie zauważył nawet tej zamiany. Duchowni przewieźli obraz do Wilna, gdzie rok później zawisł on w kościele Ducha Świętego, którego proboszczem był ks. Kaszkiewicz.
Przez ponad pół wieku jedyny obraz Jezusa Miłosiernego, jaki widziała na własne oczy siostra Faustyna, nie miał więc większych szans, by zaistnieć w świadomości wiernych. To, że stał się w ogóle znany, zawdzięczał głównie czarno-białym zdjęciom wykonanym w 1940 roku przez wileńskiego fotografa Michała Nowackiego. Dzięki temu ks. Sopoćko mógł wydrukować wiele malutkich obrazków, które później polscy uchodźcy i emigranci zabierali ze sobą w świat.
Wotum z Krakowa
W czasie, gdy płótno Kazimirowskiego przebywało na terenie Związku Sowieckiego, pozostając niedostępne dla wiernych, bardziej znany stał się inny obraz Jezusa Miłosiernego, który powstał w Krakowie. W czasie II wojny światowej do klasztoru w Łagiewnikach zgłosił się mianowicie miejscowy malarz Adolf Hyła z propozycją, że namaluje obraz do kaplicy jako wotum za uratowanie jego rodziny przed Niemcami. Zakonnice dały mu więc zadanie, by stworzył wizerunek Jezusa Miłosiernego, opierając się na opisie, jaki siostra Faustyna pozostawiła w swoim „Dzienniczku”. W 1943 roku płótno było gotowe, jednak okazało się zbyt duże i nie pasowało wymiarami do kaplicy klasztornej. Siostry zamówiły więc u artysty drugi obraz, który powstał rok później.
Po II wojnie światowej kult Bożego Miłosierdzia w formach zalecanych przez siostrę Faustynę stał się jednak obiektem krytyki ze strony polskich biskupów. Na posiedzeniach Konferencji Episkopatu tacy hierarchowie, jak arcybiskup Romuald Jałbrzykowski czy biskup Franciszek Barda, nie zostawiali na nim suchej nitki. Na polecenie Episkopatu zaczęto więc usuwać wszelkie wizerunki Jezusa Miłosiernego.
W obronie idei obrazu wystąpił wówczas ks. Michał Sopoćko. Pod wpływem jego próśb biskupi zgodzili się, że może powstać wizerunek Chrystusa, ale nie może on odzwierciedlać wizji siostry Faustyny, lecz znany z Ewangelii opis Zbawiciela, ustanawiającego sakrament pokuty w Wieczerniku. W tym celu biskupi nakazali rozpisać konkurs i powołać pięcioosobową komisję złożoną z księży, która oceni prace i wybierze zwycięzcę. Za najlepsze uznano dzieło malarza Ludomira Ślendzinskiego, które w październiku 1954 roku zyskało pozytywną ocenę Komisji Głównej Episkopatu Polski. Mimo pozytywnego werdyktu polskich biskupów pozostaje ono do dziś zupełnie nieznane.
W kolejnych latach obraz Jezusa Miłosiernego nie miał większych szans, by zaistnieć na świecie, ponieważ w 1958 roku watykańska Kongregacja Świętego Oficjum zakazała kultu Bożego Miłosierdzia w formach zalecanych przez siostrę Faustynę. Zakaz trwał do roku 1978, uniemożliwiając rozwój nabożeństwa w całym Kościele. Dopiero w 1981 roku po raz pierwszy ukazał się drukiem „Dzienniczek” Faustyny Kowalskiej, który także rozpropagował ideę wizerunku Jezusa Miłosiernego.
Biorąc pod uwagę te wszystkie okoliczności, jeszcze większe zdumienie budzi fakt, że w tak krótkim czasie obraz Jezusa Miłosiernego stał się najbardziej rozpowszechnionym wizerunkiem Chrystusa na kuli ziemskiej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/540292-90-rocznica-objawien-swfaustyny-niezwykla-historia-obrazu