To dość zabawne, gdy Joanna Mucha - jedna z twarzy sejmowego puczu z grudnia 2016-go roku, zaangażowana uczestniczka okupacji sali plenarnej Sejmu - łaje Platformę Obywatelską za radykalną opozycyjność. Zabawne, ale i ciekawe.
To bycie totalną opozycją stało się taką koleiną, z której bardzo ciężko wyskoczyć. PO bardzo głęboko weszła w ten spór. PO trochę zachowuje się w ten sposób, że jak ktoś mówi: „PiS”, to PO odpowiada: „Nie ma na to naszej zgody” -
— mówi posłanka Mucha, i trudno się z nią nie zgodzić. Oczywiście, w jej decyzji o odejściu z KO dominuje zapewne taktyczny wybór, różnego rodzaju frustracje i oczywiście ambicje. Mimo to jej „transfer” jest wydarzeniem dość istotnym, i potencjalnie bardzo znaczącym.
Oznacza przede wszystkim, że ludzie Platformy - o to z rdzenia Platformy - nie wytrzymują tego totalnego zderzenia, na które poszli po wyborach w 2015-ym roku. To oni wypowiedzieli zwycięskiemu PiS wojnę „na noże”, na śmierć i życie. To oni usiłowali doprowadzić do czołowego zderzenie, z którego - jak sądzili - wyjdą zwycięsko. To oni zbudowali koleiny totalności, na które dziś narzeka posłanka Mucha.
W tym sensie uzasadnienie, które podaje posłanka Mucha, jest znaczące; oznacza koniec pewnego złudzenia. Koniec iluzji, że uda się powtórzyć to, co udało się Tuskowi w latach 2005-2007. Można powiedzieć, że odejście Muchy jest prawdziwym końcem epoki „opozycji totalnej”. Jest przyznaniem, że to była drogą donikąd. Droga, która mogła albo bardzo szybko przynieść sukces, ale zakończyć się takim właśnie „kanałem”.
Totalna opozycyjność nie zniszczyła PiS-u, ale za to wypaliła i śmiertelnie zmęczyła główną partię opozycji. I dlatego posłanka Mucha szuka miejsca, w którym nie będzie musiała już walczyć „na noże”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/535889-ludzie-po-nie-wytrzymuja-totalnego-starcia-ktorego-chcieli