„Siła Kościoła jest w rodzinach. Największy wpływ na młodych mają ich domy. Wszyscy jesteśmy odzwierciedleniem naszych domów. Kościół powinien zadbać o tę grupę ludzi, która jest w Kościele, ale jest tam świadomie. Powinien być wspólnotą ludzi naprawdę głęboko wierzących, stawiać na jakość, a nie na ilość” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ksiądz Jakub Bartczak, raper.
wPolityce.pl: Zdziwiła księdza liczba młodych osób, które wyszły na ulice polskich miast po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji?
Ks. Jakub Bartczak: Mnie to nie zdziwiło, bo dzisiaj jest bardzo łatwo manipulować ludźmi, chociażby poprzez media społecznościowe. Przyznam, że raczej zrobiło mi się przykro, że ludziom tak łatwo przychodzi tłumaczenie, że można kogoś zabić.
Nie było zdziwienia? Do tej pory żyliśmy w przekonaniu, że Polska to katolicki kraj, gdzie w porównaniu z Zachodem wciąż są pełne kościoły. Mówiliśmy o „pokoleniu JPII”, a tu nagle tysiące młodych osób opowiada się za zabijaniem nienarodzonych dzieci. Sporo osób mogło to zaskoczyć.
Chyba dlatego nie byłem zdziwiony, bo jestem z centrum Wrocławia i nam laicyzacja towarzyszy od dawna. Jestem z tego pokolenia, które jest moim zdaniem o wiele bardziej zlaicyzowane niż ci młodzi ludzie. Oni ponoszą konsekwencje jakiegoś bankructwa pokolenia postkomunistycznego. Młodzi są jak chorągiewka. Dziś idą za takimi hasłami, a jutro pójdą w całkowicie innym kierunku. Część z nich traktowała te protesty jak dobrą imprezę. Nimi aż tak bardzo bym się nie przejmował, gorsi są nauczyciele, którzy również brali udział w nakręcaniu tych protestów, którzy wysyłali młodzież na ulice. Oni doskonale wiedzą o co tutaj chodzi, a młodzież już niekoniecznie. Ci nauczyciele siedzieli ze mną w młodości na religii w pierwszych ławkach, mieli z niej szóstki, a dzisiaj wyprowadzają młodych na ulice. To postkomunistyczni bankruci.
Do nauczycieli i szkoły jeszcze wrócimy. Chciałbym jeszcze zapytać o młodzież, która coraz częściej odchodzi od Kościoła. Jak z nimi rozmawiać? Jak do nich dotrzeć?
Siła Kościoła jest w rodzinach. Największy wpływ na młodych mają ich domy. Wszyscy jesteśmy odzwierciedleniem naszych domów. Kościół powinien zadbać o tę grupę ludzi, która jest w Kościele, ale jest tam świadomie. Powinien być wspólnotą ludzi naprawdę głęboko wierzących, stawiać na jakość, a nie na ilość. Poświęcić więcej wysiłku w formowanie rodzin. We Wrocławiu uczę religii elitę młodzieży, która ma ogromne wsparcie w swoich domach. Oni wartości, które wyznają wynieśli właśnie ze swoich domów. Nawet gdyby wszyscy szli w jakiś strasznych marszach, to oni mają wsparcie w rodzinie, mają siłę stać w opozycji do tego, co dzieje się na ulicach. Jest wielu takich młodych. Tych ludzi Kościół powinien wzmacniać. I oczywiście, co najważniejsze, Kościół powinien stać zawsze przy Chrystusie, być szafarzem sakramentów. Dawać świadectwo, a nie antyświadectwa. Jeżeli świat mówi o antyświadkach, to my tym bardziej powinniśmy mówić o świadkach wiary, bo prawdziwy Kościół to świadkowie wiary, a nie antyświadectwo. Kościół nie może pozwolić sobie na to, żeby ludzie słysząc słowa „ksiądz” i „Kościół” natychmiast kojarzyli je z jakimiś strasznymi przyimkami. Kościół to są święci, Kościół to Bóg.
Na początku protestów było naprawdę gorąco. Dochodziło do dewastacji świątyń, były liczne wtargnięcia na Msze święte, obrażano księży. Czy coś podobnego przytrafiło się księdzu?
Nie, było zupełnie odwrotnie. Podchodzili do mnie parafianie i zapewniali o tym, że są po stronie Kościoła i zawsze mogę liczyć na ich pomoc. Mówili, abym się nie przejmował. Zapewniali, że jak trzeba będzie bronić kościoła, to oni to zrobią, bo zawsze będą stać po stronie Pana Boga. To był czas świadectw.
Wspomniał ksiądz, że uczy religii we Wrocławiu. Jaka jest dzisiejsza młodzież?
Tak, uczę w liceum salezjańskim we Wrocławiu. Akurat młodzież z którą mam kontakt jest naprawdę wspaniała. Niestety, jest mi żal, bo 90 proc. z nich nie chodzi na lekcje religii. Nie ma także lekcji etyki na przyzwoitym poziomie, więc łatwo nimi manipulować. Młodzi nie wiedzą na czym polega logiczne myślenie. Nie wiedzą, co jest dobre, a co złe, zwłaszcza, gdy nie wynieśli tego z domu.
W czym księdza zdaniem tkwi przyczyna tego, że młodzi nie chcą chodzić na lekcje religii? Pamiętam, że gdy ponad dekadę temu kończyłem liceum, było już z tym sporo problemów. Lekcje religii były w planie dnia na ostatnim miejscu, katecheci także pozostawiali wiele do życzenia.
Uważam, że to wina systemu edukacji, który skupiony jest głównie na tym, aby młodzież zdobywała wiedzę, która przełoży się później chociażby na rozwój gospodarczy. Nikt nie zajmuje się wychowywaniem młodych. Tak jest od lat. Przecież w szkołach nie ma etyki czy filozofii na odpowiednim poziomie, a to przecież będąc nastolatkiem masz mnóstwo pytań dotyczących życia. Nikt nie próbuje pomóc im znaleźć na nie odpowiedzi. Często młodzi patrzą krytycznie na religię, ale nie daje się im nic w zamian. Poza tym lekcje religii są spychane na margines, na koniec zajęć lekcyjnych. W jej miejsce wprowadza się inne przedmioty czy lekcje wyrównawcze. Sami podcinamy gałąź na której siedzimy.
A może młodzież odchodzi od Kościoła, bo nie rozumie języka, którym ten mówi? I na odwrót.
Nie sądzę, bo młodzież ewidentnie chce słuchać. Pytają, są ciekawi świata, to my ludzie dorośli często myślimy sztywnymi kategoriami i jesteśmy pozamykani. Młodzież ma to do siebie, że jest otwarta i chce chłonąć wiedzę. To nie jest tak, że oni nie rozumieją po polsku. To nie jest grupa głupich małolatów, ale to ludzie poszukujący odpowiedzi na wiele swoich pytań. System niestety nie wspiera tych, którzy chcą im przekazać coś wartościowego. System nie szuka wartości tylko stawia na wykształcenie, które będzie przynosić m.in. profity gospodarcze.
Czy nie obawia się ksiądz, że jeszcze trochę i nie będzie miejsca dla religii w szkołach? Że będą na nią uczęszczać jednostki i dalsze jej nauczanie w szkołach będzie pozbawione sensu?
Właściwie to my już jesteśmy bardzo bliscy tego, tylko, że to nie jest do końca wina Kościoła i katechetów. Wina jest po stronie systemu edukacji. My mamy takie materiały do prowadzenia katechezy, że choćbyś był najlepszym katechetą w Polsce i dawał z siebie wszystko co najlepsze, to niewiele osiągniesz. Jeżeli stawiasz młodzież przed wyborem: lekcja religii albo „nic”, a przecież młodość ma to do siebie, że niektórzy są już zmęczeni samym oddychaniem, to uczniowie wybierają „nic”. A jeśli wyborem jest lekcja religii lub dodatkowa matematyka, to choćby ktoś nie cierpiał tej drugiej, to z płaczem, ale wybierze matematykę. Owszem bywają nudni katecheci, ale wina nie leży tylko i wyłącznie po ich stronie.
Co by ksiądz zmienił?
Wprowadziłbym lekcje etyki, ale nie zamiast religii, ale do wyboru. Wyboru bardzo ważnego: „albo-albo”, a nie religia albo „nic”, a tak jest w większości szkół. Dziś jeżeli zrezygnujesz z lekcji religii albo etyki, to jest lekcja opiekuńcza dla praktycznie dorosłych ludzi. To bez sensu. Jeżeli nie nauczysz młodych jak patrzeć na świat kategoriami logicznymi, to oni zawsze będą podatni na to, co im się wtłacza do głów. Skąd młodzież ma wiedzieć czym jest jakaś ideologia marksistowska? To dla nich abstrakcyjne pojęcie. Młodzież nie wie, że za wulgarnym hasłem protestów kryje się cała ideologia, sposób życia i system wartości. Na jakim przedmiocie w szkole uczy się o moralności?
Na żadnym.
No właśnie. I czyja to wina? Katechetów, że słabo uczą religii tych, którzy w ogóle nie mają ochoty na nią chodzić?
Odpowiedzią nowego ministra edukacji prof. Przemysława Czarnka na zagubienie młodzieży, ma być więcej nauczania Jana Pawła II w szkole. To dobry pomysł? Osobiście się obawiam, że może to być kontrskuteczne. Młodzież nigdy nie podchodziła ochoczo do lektur szkolnych.
Uważam, że to rewelacyjny pomysł, ale do tego musi być przygotowana cała nadbudowa wyjaśniająca, dlaczego młodzież powinna uczyć się tego, co nam przekazał papież Jan Paweł II. Przecież nasz papież wiele napisał o etyce, filozofii, więc myślę, że o taką nadbudowę wyjaśniającą będzie łatwo. Jeżeli jednak tego zabraknie, to takiemu małolatowi trudno będzie zrozumieć po co to wszystko.
Porozmawiajmy o rapie, bo myślę, że wielu naszych Czytelników może właśnie z tego księdza znać. O Bogu rapuje ksiądz już dekadę, choć z rapem jest związany o wiele dłużej. Ma ksiądz na swoim koncie już kilka wydanych płyt. Przychodzą czasem do księdza ludzie i mówią, że dzięki jego muzyce udało im się odnaleźć Boga?
Tak, nawet dzisiaj otrzymałem kartki świąteczne i napisała do mnie jedna rodzina z podziękowaniami. Mogę przeczytać.
Pewnie, proszę bardzo.
„Księże Kubo, pomimo że się nie znamy osobiście, chcielibyśmy podziękować za księdza twórczość, która towarzyszy nam od ponad dwóch lat w domu, samochodzie, na wakacjach, w tych dobrych chwilach i tych trudniejszych. Jest dla nas świadectwem wierności Bogu, pocieszeniem i umocnieniem, mimo że nie znamy się osobiście jest ksiądz dla nas przyjacielem”.
Przyznam, że jest mi bardzo miło w takich sytuacjach, bo wielu ludziom wydaje się, że hip-hop to coś takiego prozaicznego, luźnego w swojej formie, a widać, że potrafi przynieść dobre owoce.
To pewnie też ogromna dawka motywacji do dalszej pracy.
Tak, to bardzo mnie motywuje. Jakbym miał podsumować tę dekadę, a już myślałem o tym wielokrotnie, to najbardziej sobie cenię ludzi, których udało mi się dzięki tej muzyce poznać. Jestem wdzięczny Panu Bogu za to, że mogę swoje hobby, które bardzo lubię i jest to mój sposób na spędzanie wolnego czasu, że mogę je wykorzystywać do ewangelizacji. Bardzo Mu jestem także wdzięczny za talent, który od Niego otrzymałem.
Od początku traktował to ksiądz jako formę ewangelizacji?
Przyznam, że nie zawsze rapowałem o Bogu, a robię to już ponad dwie dekady. W pewnym sensie mi to bardzo przeszkadzało, aby pójść ku kapłaństwu. Bardzo się tego wstydziłem, nie potrafiłem połączyć tych dwóch światów. Całe seminarium wolałem się nie przyznawać skąd pochodzę i że mam z rapem coś wspólnego. Skupiłem się na budowaniu swojej relacji z Panem Bogiem. Jak byłem na pierwszej swojej parafii, to ministranci i moi uczniowie wygrzebali w sieci moje dawne kawałki i wiedziałem, że ich słuchają. Narodził się zatem pomysł, a wiedziałem, że rap chrześcijański funkcjonuje już w Stanach Zjednoczonych, aby robić to w takiej formie w jakiej ja widzę hip-hop, czyli w takiej luźnej, bo mam pogodne usposobienie i taką muzykę wolę. Odkryłem, że to nie musi brzmieć tak bardzo moralizatorsko. Postanowiłem, że wrócę do tego. Najpierw więc się bardzo mocno zbudowałem duchowo, później pytałem wszystkich moich bliskich, co o tym sądzą. Puszczałem im moje kawałki, bo jeszcze w seminarium się bałem, że ktoś taki jak ja, będzie zgorszeniem, a nigdy nikogo nie chciałem gorszyć, a chciałem zachwycać Panem Bogiem. Bałem się też, że mogę zostać usunięty z seminarium, więc zanim zacząłem cokolwiek publikować, to wszystko to omodliłem i przegadałem. Już dwie godziny po opublikowaniu mojego teledysku dzwonili do mnie m.in. z TVN-u.
O proszę…
Tak, szukali tego, czego się spodziewałem, czyli ciekawostki i zamieszania.
Powiedział ksiądz, że „wywodzi się z innego rapu”. Co ksiądz miał na myśli?
Jak ministranci puszczali mi moje dawne rapy, to było mi wstyd…
Tematyka religijna była na marginesie?
W ogóle jej nie było. Wtedy postanowiłem spróbować znowu, chociażby dla moich najbliższych. Zanim jednak zacząłem, to poszedłem porozmawiać do kurii. Dlaczego to zrobiłem? Bo nie chciałem stać się elementem zgorszenia. Należę przecież do wspólnoty Kościoła i wszystko co zrobię głupiego, to się na niej odbije. Chciałem mieć wsparcie. Nie chciałem występować jako „ja”, bo przecież reprezentuję wspólnotę Kościoła.
W kurii było zdziwienie?
Było, oczywiście, że było. Moi koledzy księża się dziwili o tyle, bo nie wiedzieli, że mam coś wspólnego z rapem, bo ja się nie przyznawałem do tego.
Jak młodzież reaguje na księdza rapera?
Bardzo pozytywnie. Pomaga to mi w pracy z nimi, bo się łatwiej otwierają, podchodzą, zagadują, mam z nimi dzięki temu łatwiejszy kontakt. Ale, gdy przychodzi do lekcji, to mam konkretny temat do zrealizowania i chcę opowiadać o Panu Bogu i niekoniecznie przy użyciu rapu. Jako ksiądz mogę być z nimi o wiele bardziej niż jako raper, bo do księdza przychodzą choćby do spowiedzi, a rap to coś obok, coś dodatkowo.
Rozmawiał Kamil Kwiatek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/532038-nasz-wywiad-ks-bartczak-sila-kosciola-jest-w-rodzinach