„Ks. kard. Stanisław Dziwisz, jako Metropolita Krakowski wykonał wszystkie swoje obowiązki wynikające z prawa publicznego i kanonicznego, zarzuty zawarte w filmie „Don Stanislao. Druga twarz kardynała Dziwisza”, „Don Stanislao. Postscriptum”, są nieprawdziwe. Ksiądz Kardynał winien rozważyć wystąpienie na drogę sądową przeciwko autorowi, redaktorom i emitentowi tych filmów” - czytamy w analizie prawnej sprawy ks. kard. Stanisława Dziwisza i Raportu McCarrica przygotowanej przez dr Michała Skwarzyńskiego, adwokata, adiunkat Katedry Praw Człowieka i Prawa Humanitarnego, WPPKiA KUL.
CZYTAJ WIĘCEJ: W najnowszym numerze tygodnika „Sieci”: Znów chcą zabić naszego papieża. UJAWNIAMY szokującą manipulację
Dziennikarskie braki
W swojej 33-stronicowej analizie Skwarzyński wskazuje m.in. na braki w reportażu nt. kardynała Dziwisza.
Braki w rzetelności i staranności dziennikarskiej są w istocie konsekwencją, że dziennikarze stali się zakładnikami w szerszej grze. Chcieli oni sporządzić materiał prasowy pod tezę „Dziwisz z Janem Pawłem II tuszowali pedofilię”. Posługując się przy tym jednostronnym przekazem, który musiał być opublikowany przed tzw. Raportem McCarricka. Chodziło o to, aby nadać narrację, o czym jest ten raport. Potwierdza to druga część filmu „Don Stanislao. Postscriptum”, która nie mierzy się z istotą Raportu i jest nadal zbiorem jednostronnych opinii
—czytamy.
Dziennikarz zadał kilka grup pytań Kardynałowi, w filmie podano ich liczbę, a także to, że Kardynał się nie odniósł do żadnego z nich. Otóż z nieopublikowanej, a pokazanej w filmie nieczytelnej formie odpowiedzi jasno wynika, że abp Stanisław kardynał Dziwisz, w trzech punktach wskazał pytającemu materiały, z jakimi powinien się zapoznać, bo z pytań wynika, że miał dostęp tylko do części z nich, które mają charakter fragmentaryczny. Redaktor nigdy nie ponowił pytań, wskazując na zapoznanie się ze źródłami wskazywanymi przez Kardynała. Nigdy nie skonfrontował on założonych przez siebie tez, a forsował przyjęte bez całościowego spojrzenia na sprawę. Trudno mieć zatem pretensję, że Kardynał nie chciał się spotkać z dziennikarzem, który nie słuchał wyjaśnień. W obecności autora opinii Kardynał widział się z dziennikarzem, który przygotowuje materiał prasowy w tej sprawie i spokojnie wyjaśniał wszelkie zarzuty pod swoim adresem
—czytamy.
Kardynał wskazywał pytającemu dziennikarzowi, na konieczność zapoznania się z szeregiem dokumentów w sprawie, bowiem zadawane pytania sugerują oparcie się na jednostronnych źródłach. Pytający tego nie zrobił, a przynajmniej nie wynika, aby tak było z korespondencji z Kardynałem. Dotyczy to zwłaszcza sprawy w prokuraturze z 1993 r. przeciwko ks. W. oraz publikacji zagranicznych, które kwestionowały publikacje, na jakie powoływał się pytający. W filmie nie ma wzmianki, że w 1993 r. umorzono postępowanie prokuratorskie wobec ks. W., co wpływa na ocenę, co rzekomo miał zrobić Kardynał. Nie ma także rzetelnej analizy faktograficznej dotyczącej zarzutów związanych z kontaktami z założycielem Legionistów Chrystusa Marcialem Macielem Degollado, czy Theodorem McCarrickiem, a film opiera się w istocie o plotki bez podania rzetelnych źródeł
—podkreślił dr Michał Skwarzyński.
Oczywiste jest, że ks. S. Dziwisz był cieniem Papieża, jego najbliższym współpracownikiem i był zawsze wobec Papieża lojalny. Gdyby nie był, kurialiści w Rzymie w oczywisty sposób rozegraliby ks. S. Dziwisza i pozbyliby się go z Rzymu. Jest to tym bardziej oczywiste, że był on nielubiany, zwłaszcza za to, że jako sekretarz osobisty pilnował kalendarza i skracał czy przerywał spotkania, pilnując planu dnia
—stwierdził.
Kto miał interes w tym, aby wypromować McCarricka?
Autor analizy podkreśla, że trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, kto miał interes w tym, aby McCarrick tak wysoko zaszedł w hierarchii kościelnej. Skwarzyński w swojej analizie wskazuje m.in. możliwą pracę McCarricka dla amerykańskich służb.
Metodologicznie poprawnie przygotowujący Raport powinni wyjść od odpowiedzi na pytanie, kto miał interes, aby czynnego homoseksualistę wypromować na arcybiskupa Waszyngtonu? Is fecit cui prodest. Kto mógł odnieść korzyść z tego, że arcybiskup Waszyngtonu jest homoseksualistą i można go będzie szantażować?
—pytał.
(…) Jeśli chodzi o T. McCarricka następuje nagle pomroczność jasna dziennikarzy, zwłaszcza z redakcji z kapitałem zagranicznym, i niemożliwym jest dostrzeżenie, że służby specjalne USA musiały wiedzieć o homoseksualizmie T. McCarricka; że amerykańskie służby specjalne miały interes w tym, aby arcybiskupem Waszyngtonu był ktoś, na kogo mają wpływ i mogą go szantażować. Czy naprawdę w Watykanie agentów w sutannach umieszczał wyłącznie wywiad PRL, jak np. Pana Tomasza Tadeusza Turowskiego? Inne służby tego nie robiły? T. McCarrick miał zbyt duże wpływy, zbyt duże interesy, aby nie zajmowały się nim służby macierzystego państwa. Nie był on żadnym agentem KGB i słynny już przypis 127 Raportu McCarricka, dokładniej taka jego interpretacja, wydaje się mało prawdopodobna
—wskazała autor dokumentu.
Przejęcie przez służby amerykańskiego arcybiskupa Waszyngtonu pozwalało w doskonały sposób zyskać agenta, który pod obcą – watykańską flagą będzie działał na rzecz interesów USA
—stwierdza Skwarzyński.
Historia życia McCarricka to przecież potwierdza – zaangażowanie w Rosji i Chinach. Zakres działalności McCarricka i jego wpływy w USA tłumaczy właśnie osłona jaką zapewniały służby. Jego wieloletnią bezkarność za przestępstwa seksualne wobec dorosłych a potem dzieci na gruncie prawa amerykańskiego również to tłumaczy. Tych pytań nikt jednak nie stawia, podniecając się tym, że w raporcie nazwisko Dziwisz wymienione jest 45 razy. Jest to dziennikarstwo na poziomie „ctr+f”. Pytań analitycznych brak
—podsumował autor analizy.
Z ANALIZĄ AUTORSTWA DR MICHAŁA SKWARZYŃSKIEGO MOŻNA ZAPOZNAĆ SIĘ KLIKAJĄC W PONIŻSZY LINK.
kk/Radio Maryja/Telewizja Trwam
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/528772-mocna-odpowiedz-na-zarzuty-pod-adresem-kard-dziwisza