„Otrzymałem wielką łaskę od Boga, że nie odczuwałem żadnego lęku przed chorobą. Na początku, liczyłem się na serio z możliwością odejścia, bo choć nie miałem objawów, to jednak mam prawie 91 lat, to stopień podwyższonego ryzyka…” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Ojciec Leon Knabit. Zakonnik był zakażony koronawirusem, trafił do szpitala i mnóstwo osób modliło się o jego wyzdrowienie. Wiosną tego roku O. Knabit stał się jedną z twarzy kampanii województwa małopolskiego „Dobro jest w Małopolsce. Stop koronawirusowi!”.
wPolityce.pl: Wiele osób w trudnym czasie pandemii zadaje sobie pytania: Czego chce od nas Pan Bóg? Co chce nam przekazać? Czy to jakiś znak? Czy mamy prawo stawiać takie pytania, jak sobie z nimi radzić?
Ojciec Leon Knabit: Z pewnością jest to przynaglenie do nawrócenia. Słowa Jezusa; „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” są zawsze aktualne. Ale dzisiaj, kiedy lekceważenie Boga, bezbożność, bluźnierstwa i bylejakość wielu katolików zaszła tak daleko, Pan Bóg pokazuje swoją sprawiedliwość. Pan Bóg nie da się z siebie naśmiewać! Oczywiście, jest nieskończenie miłosierny i gotów wszystko przebaczyć, ale najpierw trzeba się do Niego zwrócić.
Czy Ojciec wcześniej przechodził jakieś poważne choroby, operacje? Jak na tym tle wypada Covid-19? Czy to choroba, którą Ojciec ciężej przechodził?
Poznałem w swoim życiu szpitale w Opolu, w Poznaniu i w Krakowie, gdzie miałem niegroźne operacje (żylaki czy przepuklina). Wtedy panowała atmosfera pełna pokoju, z życzliwym personelem i bardzo kompetentną obsługą. Nie byłem na żadnym oddziale zakaźnym i dlatego trudno jest porównywać tamte warunki z oddziałami covidowymi, gdzie panuje pewne napięcie, choć udręczona Służba Zdrowia w większości jakoś z tym sobie radzi. Muszę też wspomnieć pobyty w sanatoriach w Rudce k. Mińska Maz. i w Polanicy Zdroju.
Jak Ojciec znosił swoje pobyty w szpitalu?
Psychicznie bardzo dobrze, zwłaszcza tam, gdzie można było odprawić Mszę św. lub przynajmniej przyjąć Komunię. Wydaje mi się, że przydawałem się też jako kapłan zarówno personelowi, jak i współpacjentom.
Czy bardzo przeszkadza to, że na oddziałach covidowych widzi się ludzi tylko w kombinezonach. Nie można nawet naturalnie popatrzeć sobie w oczy, zobaczyć twarz drugiego człowieka, spokojnie porozmawiać.
Wiedziałem, jak będzie. Widziałem już takich ludzi ubranych w kombinezony w mediach, a więc w szpitalu nie było zaskoczenia. Kontakt międzyludzki jest wtedy bardziej anonimowy. Dopiero po pewnym czasie rozpoznaje się niektórych lekarzy, salowe i pielęgniarki po oczach lub po głosie. Dla mnie nie było to jakąś szczególną przeszkodą w relacjach.
Czy Ojciec bardzo się bał koronawirusa? Jaka była reakcja otoczenia na Ojca chorobę?
Otrzymałem wielką łaskę od Boga, że nie odczuwałem żadnego lęku. Na początku, kiedy sytuacja nie była wyjaśniona, liczyłem się na serio z możliwością odejścia, bo choć nie miałem objawów, to jednak mam prawie 91 lat, wiadomo, że to stopień podwyższonego ryzyka. Cała rzeczywistość poza mną, w klasztorze, przestała raptem być ważna. Niech się oni martwią moimi szpargałami. Ja ufałem i ufam, że miłosierdzie Boże daruje mi grzechy. Gotów też jestem odcierpieć karę z ręki Miłosiernego Ojca za wszystko, za co nie odpokutowałem na ziemi. A moje otoczenie na Sali szpitalnej zajmowało się tylko chorobą swoją i najbliższych sąsiadów. To jest w szpitalu głównym problemem, a nie „kto jest kim”.
Czy Ojciec czuł się bardzo samotny?
Mnich nigdy nie jest sam. Zawsze jestem ja, mój Anioł Stróż i Trzy Osoby Boskie. Czyli jest nas piątka. Poza tym był smartfon i ładowarka nad głową. Było wiele telefonów do mnie, nawet z zagranicy i wiele moich do innych. Codziennie mogłem przez Facebooka przesyłać wiadomości o stanie mojego zdrowia. Pisałem też zawsze parę słów aktualnej refleksji. Jedna z pielęgniarek powiedziała nawet, że u mnie jest centrum dowodzenia.
Co z modlitwą i Eucharystią? Czy praktyki duchowe pomagają znosić chorobę?
Dziwnie spokojnie przyjąłem fakt, że w szpitalu nie było Mszy św., ani nawet Komunii. Jeśli Pan Bóg mnie wrobił w taką sytuację, zgodziłem się bez szemrania. Ojciec Opat wyprawił mnie do szpitala z Namaszczeniem Chorych i Komunią św. Łączyłem się myślą i modlitwą z tymi, którzy długie miesiące, a nawet lata pozbawieni byli i są wsparcia sakramentalnego: w więzieniach, w obozach, na wygnaniu, a nieraz nawet cierpieli i cierpią zniewagi i tortury. Moją modlitwą nieustającą, na miarę moich sił, był różaniec, cztery części, w których jest cała historia zbawienia i koronka do Miłosierdzia Bożego. Rano był znak krzyża i Anioł Pański, potem znalazłem w smartfonie czytania mszalne na dany dzień, wieczorną modlitwę - kompletę odmawiałem z pamięci. Apel Jasnogórski odmawiałem głośno, by mógł w nim uczestniczyć chory sąsiad.
Czy Ojciec czuł pomoc szczególną któregoś ze świętych?
Czytałem niedawno książkę o ks. Dolindo i wziąłem bardzo na serio jego słowa, że i po śmierci będzie ludziom pomagał. „Pukajcie tylko”. Oddałem mu w opiekę moje leczenie i drobne sytuacje z codziennego życia w szpitalu. Nie zawiódł mnie nigdy. A ja zachowywałem bezwzględny spokój. Coś się nie udawało. Myślałem: „Nie przejmuj się, ks. Dolindo czuwa i w odpowiednim momencie zainterweniuje”. Tak było w chorobie i tak jest obecnie.
Czym ten koronawirus, z którym teraz się musimy zmierzyć, jest? Jak Ojciec rozumie tę chorobę po jej przejściu? W sensie etycznym, duchowym, a nawet eschatologicznym?
Covid chyba do dzisiaj nie jest do końca rozgryziony przez fachowców. Mimo wielorakiego wstrząsu jakiego dokonał w świecie, zwróćmy uwagę, że powoduje on tylko jedną z chorób zakaźnych, które od wieków trapią ludzkość. Przecież w Polsce nie dotknął ten patogen co najmniej 37 milionów ludzi. Stąd rozlegają się głosy: „A co to za pandemia? Gdyby wirus zabił dwa miliony, można byłoby wpadać w panikę”. Oczywiście, na podstawie własnego doświadczenia piszę, że zaraz na początku choroby, zupełnie na serio liczyłem się z możliwością odejścia. Bo czy ja wiem, jaką mam odporność? Spokojnie, acz z bojaźnią, przygotowywałem się na spotkanie z Panem.
Rozmawiał pewnie Ojciec z wieloma osobami w szpitalu, czego im brakowało, za czym najbardziej tęsknili, co było dla nich ważne. Czy pytali Ojca w sprawy wiary?
A właśnie! Na oddziale zakaźnym są minimalne okazje do wzajemnych kontaktów. Chorzy, często półprzytomni i drzemiący, o ile czymś się interesują, to głównie wynikami badań, a personel, umęczony do granic możliwości, prosi o modlitwę i dziękuje za nią.
Co po wyjściu ze szpitala powiedziałby Ojciec lekarzom i całemu personelowi medycznemu?
Słowa najwyższego uznania. Mimo braków osobowych i zmęczenia, troska o chorych i kompetencja na najwyższym poziomie. Byłem na oddziale zakaźnym szpitala im. Stefana Żeromskiego w Krakowie.
Ojciec stoczył walkę o swoje życie. W tym czasie w Polsce trwają protesty domagające się liberalizacji aborcji. Jak Ojciec na to patrzy?
Trzeba to było załatwić na początku pierwszej kadencji obecnego parlamentu, czego domagały się setki tysięcy obywateli. Kunktatorstwo, niezbyt zrozumiałe, odbiło się teraz na stosunkach społecznych, kiedy mamy jeszcze i chorobę towarzyszącą - czyli pandemię. Kwestia aborcji jest tylko cząstką totalnego ataku sił wrogich Bogu i religii na całym świecie.
Wirus Covid-19, to wirus, który trawi ciało, ale są też inne wirusy duchowe: grzechy i skandale w Kościele? Jak zachować wiarę w tak trudnej chwili, jak trwać przy Kościele?
Nawróćcie się, wróćcie do Boga!!! Najgorszą pandemią jest bezbożnictwo, połączone niekiedy z wściekłymi atakami na dotychczasowe wartości i na ludzi, którzy je wyznają. Radykalne chrześcijaństwo, stan łaski w duszach (pamiętajmy, że to było hasłem pierwszego roku Wielkiej Nowenny Prymasa Tysiąclecia) uodporni wiarę na zło w Kościele i poza nim.
Czy pandemia spowoduje kryzys wiary, czy przeciwnie pokaże nam co jest naprawdę ważne w życiu?
Pandemia jest jednym ze środków oczyszczenia Kościoła, o ile jest on opieszały w odkrywaniu swoich kryzysów i w walce z nimi. Tym środkiem jest też histeryczny, acz przemyślany atak na religię. Oczywiście ci, którzy głupio atakują, chyba się nie orientują, że są tylko pajacykami, pociąganymi za sznureczki przez szatana. Bóg ich oceni i odda według świadomości zła, któremu podlegają i służą.
Czy reakcje internautów na Ojca wpisy ze szpitala podbudowywały w chorobie, czy złościły?
Jestem tak przyzwyczajony do niemądrych tekstów w Internecie, że nic mnie rozzłościć nie może. A pozytywy? W związku z moją chorobą otrzymałem ponad pół tysiąca wpisów zapewniających o modlitwie i potwierdzających słuszność tego, co mówię i piszę. „Ufajcie, Jam zwyciężył świat” – mówi Jezus. A Maryja mówi w Medjugorje: „OTO CZAS ŁASKI”. Obyśmy go nie zmarnowali.
Rozmawiała Agnieszka Ponikiewska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/528390-wywiad-o-knabit-pokonal-covid-liczylem-sie-z-odejsciem