W obliczu „Strajku kobiet” każdy z uczniów Jezusa powinien zrobić rachunek sumienia samemu sobie. Duchowni i świeccy w Kościele są nie tylko uczniami Jezusa. Są jednocześnie – i niestety coraz bardziej –dziećmi tego świata. Coraz więcej chrześcijan – i to nie tylko wśród nastolatków czy młodych dorosłych – ulega cywilizacji egoizmu, hedonizmu, demoralizacji, wyuzdania. Ta antyludzka cywilizacja, która dominuje obecnie w przestrzeni publicznej, zachęca nas do tego, byśmy robili to, co chcemy, byśmy na ulicach, przy dzieciach, chwalili się tym, że kierujemy się popędem, a nie miłością i odpowiedzialnością, byśmy kpili sobie z Boga, z godności człowieka, z małżeństwa i rodziny, z miłości, czystości i wierności. A gdy ktoś z nas ulega duchowi egoizmu, deprawacji i grzechu – zwłaszcza ktoś z duchownych - wtedy media z zapałem szerzące demoralizację, rzucają się na nas z kiepsko udawanym „oburzeniem” i wytykają nas palcem. Zło w Kościele zaczyna się wtedy, gdy samych siebie czy innych ludzi słuchamy bardziej niż Boga. Tej prawdy doświadczamy teraz zdecydowanie bardziej boleśnie niż jeszcze kilka lat temu. Brak dyscypliny w obliczu koronawirusa, zdradzieckie działanie na szkodę Ojczyzny, szerzący się egoizm i hedonizm,wyuzdanie i profanacje w przestrzeni publicznej, to wszystko powinno skłaniać uczniów Jezusa do osobistej refleksji i do osobistego nawrócenia.
Mieć oczy, żeby widzieć
Im bardziej się nawracamy, tym bardziej jesteśmy w stanie patrzeć w głąb rzeczywistości, odróżniać dobro od zła, fakty od ideologii, slogany od prawdy. To konieczny warunek, żeby w sposób merytoryczny i zrównoważony patrzeć na demonstracje, które przechodzą ulicami naszych miast. Pretekstem do nich stało się orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który nie mógł orzec inaczej niż to, że aborcja eugeniczna – podobnie jak każda aborcja – jest sprzecza z Konstytucją, gdyż art. 38 ustawy zasadniczej stwierdza: „Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia”. KAŻDEMU człowiekowi, czyli niezależnie od fazy rozwoju, w jakiej tenże człowiek się znajduje. Popieranie tak zwanego „Strajku kobiet”, czy uczestniczenie w jego marszach, to popieranie środowiska, które prześladuje nas, chrześcijan, za przekonania. Ci ludzie prześladują nas nie tylko kpiną, agresją, wrogością, skrajnymi wulgaryzmami, mową nienawiści i mową wykluczenia. Prześladują nas także przemocą fizyczną: bezczeszczą świątynie, dopuszczają się profanacji Eucharystii, rzucają butelkami i kamieniami w ludzi, którzy stają w obronie świątyń oraz w obronie prawa do wolności religijnej i wolności przekonań. Liderzy „Strajku kobiet” domagają się prawa do legalnego zabijania dzieci do 12-go tygodnia ciąży. Domagają się tego, żeby można było legalnie zabijać Polaków w fazie rozwoju prenatalnego - z pomocą państwa i za pieniądze z naszych podatków. Wiele osób, które wspiera „Strajk kobiet”, nie zdaje sobie sprawy z tego, że wspiera środowisko, które wyklucza wszystkich innych, które stosuje przemoc, które kpi sobie z Boga i Dekalogu.
Chowanie się przed Bogiem
Udział wielu nastolatków w marszach „Strajku kobiet” świadczy o dwóch ważnych sprawach. Po pierwsze, świadczy o słabości nas, dorosłych katolików. Niestety wielu z nas - duchownych i świeckich – nie potrafi dawać młodym ludziom wiarygodnego, czytelnego, odważnego świadectwa o tym, jak piękne i jak radosne zaczyna być nasze życie wtedy, gdy postępujemy zgodnie ze słowami i czynami Jezusa. W relacjach międzyludzkich - a już zwłaszcza w wychowaniu młodego pokolenia - rację i pozytywny wpływ ma ten, kto kocha, kto jest radosny i pogodny, kto zachowuje spokój i cierpliwość w najtrudniejszych nawet sytuacjach. A taki potrafi być jedynie ten, kto jest serdecznie zaprzyjaźniony z Bogiem i kto ma taką władzę nad sobą, że w codziennym życiu respektuje wszystkie przykazania Dekalogu.
Udział wielu młodych ludzi w „Strajku kobiet” świadczy jednak nie tylko o kryzysie nas, dorosłych, jako wychowawców i świadków Chrystusa. Świadczy też o kryzysie tych młodych ludzi. Od Boga najbardziej oddala bowiem własna słabość i własny grzech. Kto z młodych ludzi jest w takim kryzysie, że popada w uzależnienia, że największą aspiracją staje się dla niego chwila seksualnej przyjemności, że krzywdzi samego siebie, albo wiąże się z tymi, którzy krzywdzą, ten ma dwie możliwości: nawrócić się lub chować się przed Bogiem. To drugie jest łatwiejsze. Udział w „Strajku kobiet” to dla wielu młodych „usprawiedliwienie” tego, że chowają się przed Bogiem, bo nie panują nad sobą i nad własnym życiem.
Współcześni Judasze
Do chaosu aksjologicznego i do mieszania dobra ze złem przyczyniają się obecnie także niektórzy duchowni. Przykładem jest przewrotnie sformułowany „zwyczajnych” księży, którzy od lat są zaangażowani politycznie i którzy stają po stronie ludzi kpiących sobie z Boga, z człowieka, z małżeństwa i rodziny. Straszliwie boli to, że są księża, którzy wspierają osoby publicznie chwalące się tym, że zabiły własne dzieci. Nie dziwię się temu, że w obliczu takich wypowiedzi niektórych duchownych młodzi ludzie mają zamęt w głowie. W tej sytuacji liczę na szybką reakcję przełożonych tychże księży i na wyciągnięcie stanowczych sankcji dyscyplinarnych wobec duchownych, którzy publicznie wspierają aborcję, przemoc i dyskryminowanie chrześcijan za głoszenie Ewangelii.
Błogosławieństwo lub przekleństwo: wybieraj!
Agresywne i wulgarne przeciwstawianie się Ewangelii miłości i cywilizacji życia to nic nowego, ani nic zaskakującego. Po Adamie i Ewie wszyscy ludzie są zagrożeni własną słabością oraz demoralizacją, która wynika z negatywnych nacisków zewnętrznych. W Polsce nie mamy legalnej aborcji na życzenie, nie mamy legalnej eutanazji, pary homoseksualne nie mogą z pomocą prawa stanowionego udawać „małżeństw” czy adoptować dzieci. Wolność od zła i demoralizacji - podobnie jak niepodległość państwowa – nie jest nam jednak dana raz na zawsze. Ludzie zdemoralizowani i przewrotni robią i będą robić wszystko, żeby odciągnąć jak najwięcej osób od Boga i od Kościoła, gdyż Bóg przypomina nam Dekalog, a Kościół przyprowadza do Boga, który mówi: kochaj, a nie zabijaj! Proces sekularyzacji jest stary jak świat. Już pierwsi ludzie ulegli sekularyzacji. Wmówili sobie, że własną mocą odróżnią dobro od zła i że sami będą jak bogowie. Wiemy, jakimi dramatami skończył się ów pierwszy czas sekularyzacji. Równie nieszczęsne będą konsekwencje, jeśli w naszej Ojczyźnie postępować będzie sekularyzacja, gdyż ona oddala od miłości i od życia. Proces ten będzie na tyle powstrzymywany, na ile choćby mała grupa chrześcijan pozostanie radykalnie wierna Chrystusowi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/526135-milosc-i-zycie-albo-egoizm-i-smierc