„Święci pomagają nam sobie uzmysłowić, że nasze cele życiowe nie są związane tylko z tym, żeby się urządzić, żeby mniej cierpieć, żeby mieć mniej problemów, żeby się zabezpieczyć na ewentualną złą godzinę. Oni nam pomagają wychodzić poza obawę, jakby łapać to, co człowiek dostaje najpiękniejszego w Chrystusie – odwagę życia, odwagę kochania, podarowania się, przebaczenia. Są taką Ewangelią w ilustracjach” - mówi portalowi wPolityce.pl ks. prof. Robert Skrzypczak.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Jakie dla ludzi wierzących jest znaczenie dnia Wszystkich Świętych?
Ks. prof. Robert Skrzypczak: Dzień Wszystkich Świętych to jest dla chrześcijan przede wszystkim dzień chwalebny, dzień radosny. To jest jakby odbijanie się Kościoła w lustrze Zmartwychwstania Chrystusa. Jest to szczególnie ważne dla nas, którzy na co dzień jesteśmy bardzo zsekularyzowani czyli oderwani od życia wiecznego, od eschatologii myślenia o naszym przeznaczeniu, wieczności. Także w sprawach Kościoła bardzo często gubimy się w tymczasowości. Kościół jest przenikany nieraz różnymi ideami społecznymi, socjologicznymi, polityką. Obciążany sprawami tego świata. Ten dzień pomaga nam sobie uzmysłowić, że należymy do Kościoła, który w pewnej części już przeszedł przez barierę śmierci. Kościoła, który już uczestniczy w chwalebnym Zmartwychwstaniu. Odnawia więź z tą częścią Kościoła, która już przeżywa w sobie zwycięstwo Chrystusowe nad śmiercią – bo tym są święci. Oni już mają w sobie pokonaną śmierć, pokonany lęk przed śmiercią. Oni żyją już w miłości, w wolności, w całkowitym urzeczywistnieniu siebie poprzez oddanie Bogu i innym, dzielą chwałę Boga. Oni nas mobilizują. Oni nas zawstydzają. Oni wyzwalają w nas konieczność przemyślenia, przewartościowania, zadania sobie pytania: „W którą stronę idziesz? Na czym polegasz? Czemu ufasz?”. Święci pomagają nam sobie uzmysłowić, że nasze cele życiowe nie są związane tylko z tym, żeby się urządzić, żeby mniej cierpieć, żeby mieć mniej problemów, żeby się zabezpieczyć na ewentualną złą godzinę. Oni nam pomagają wychodzić poza obawę, jakby łapać to, co człowiek dostaje najpiękniejszego w Chrystusie – odwagę życia, odwagę kochania, podarowania się, przebaczenia. Są taką Ewangelią w ilustracjach. Oni nam pokazują swoim życiem: warto uwierzyć w Chrystusa, warto się Jemu powierzyć. Życie nie jest przypadkiem zbiegów okoliczności, ani nie jest sumą wykombinowania czegoś po swojemu, ale jest pewnym powołaniem, pewnym zamysłem Pana Boga, który jest pełny miłości. Zwłaszcza teraz dla nas, Polaków, którzy jesteśmy pod silną presją, silną pokusą spoglądania na swoje sprawy życiowe tak jakby się niebo człowiekowi nad głową zatrzasnęło. Bardzo często - choćby nawet w tym podejściu do spraw związanych z seksualnością, rodziną, małżeństwem, planowaniem przyszłości - nie bierzemy pod uwagę, że człowiek nie jest sam, jest prowadzony przez Pana Boga. Otrzymuje niesamowitą wartość dodaną w momencie, kiedy swoje życie łączy z Chrystusem, odpowiada Mu na Jego działanie.
Nie jesteśmy sami, to znaczy, że jesteśmy prowadzeni przez miłość Pana Boga, który pozwala nam przekraczać samych siebie. Tyle razy sam też tego w sobie doświadczałem i doświadczam, że człowiek ma taką skłonność, żeby obawiać się, martwić się, przejmować często na zapas, na kredyt: „Co to będzie, jeśli mi się coś przydarzy?”, „Co to będzie, jeśli stanę na rozstaju dróg?”, „Co to będzie, kiedy będę musiał decydować?”. Wtedy truchlejemy. Natomiast kiedy człowiek ma w sobie zaufanie, kiedy się opiera o Pana Boga, to właśnie w tych krytycznych momentach, trudnych, kiedy wydaje się, że sam sobie nie dam rady, że polegnę, że się wycofam, wtedy właśnie dostajemy siły, żeby nie uciec, nie zamknąć się w samotności, ale doświadczyć po raz kolejny przekroczenia samych siebie. To jest właśnie ta siła, ta wartość dodana, którą daje wiara w Chrystusa. Ona ciągle nam mówi: nie lękaj się, nie obawiaj się.
Nieraz jest tak, że człowiek musi przejść przez jakąś barierę czegoś po ludzku niemożliwego, czegoś co budzi lęk, trwoży. Doświadczyć tego, że Chrystus dał mi siłę przebicia, że pozwolił mi podjąć taką decyzję, która nie zrujnuje mojego życia, ale wybuduje mi pewną wartość, pewną godność, pewien szacunek do samego siebie, do innych, wdzięczność wobec Boga. To działa jak szczepionka. Jest jak punkt odniesienia, żeby w kolejnych trudnych momentach opierać się nie na swojej kruchej psychice, ale opierać się na tych wspomnieniach, doświadczeniach tego, że Bóg przyszedł z pomocą, że jest obecny, nie jestem sam. Święci są takimi przewodnikami, takimi gwiazdami, które nam świecą na niebie.
Duchowy wymiar tego święta szczególnego znaczenia nabiera właśnie teraz, w sytuacji pandemii, kiedy nie możemy odwiedzić grobów naszych bliskich z powodu zamknięcia cmentarzy.
Tak. Jest to pewien minus i pewien plus. W każdym wydarzeniu, także tym niezaplanowanym, nieoczekiwanym, wydaje się negatywnym jest zawarta pewna szansa, pewna obietnica. To prawda, że nie możemy pójść dzisiaj na cmentarze i zapalić świateł. Nie możemy na nowo uczynić z naszych cmentarzy ogrodów, uczestniczyć w tej pięknej chrześcijańskiej tradycji, którą Polacy przechowali, żeby w dzień Wszystkich Świętych cmentarze czyli miejsca, gdzie spoczywają nasi zmarli, zmienić w ogród. A przecież to ma odniesienie do ewangelicznego ogrodu, gdzie został pochowany Chrystus, który zmartwychwstał. Maria Magdalena w poranek wielkanocny poszła do ogrodu. Kiedy spotkała Chrystusa, to myślała, że On jest ogrodnikiem. Jednego razu miałem okazję lecieć samolotem w dzień Wszystkich Świętych wieczorem i byłem pod wielkim wrażeniem tego, jak cudowne są nasze cmentarze w ten dzień. Zamieniają się w taki rozświetlony, kwiecisty ogród. To pozwala myśleć o Zmartwychwstaniu, o tym, że Ktoś kiedyś wyszedł z cmentarza, pokazał swoje chwalebne rany i powiedział: „Nie lękajcie się. Jestem. Żyję. Dla was”. I od tego zaczął się pewien nurt życia, pewien nurt przełomowy w historii ludzkości, który nazywa się Zmartwychwstaniem. Żyjemy tutaj, na ziemi, żeby doświadczać naszego Zmartwychwstania duchowego, a kiedyś – tego fizycznego, materialnego. To jest ogromna różnica: mieć przed oczami Chrystusa Zmartwychwstałego a Go nie mieć. To są dwa różne podejścia do życia.
To jest minus, że w tym roku nie będziemy tego mogli przeżyć w tej całej symbolice. We Wszystkich Świętych są też piękne spotkania dawnych znajomych ze szkoły, tych ludzi, których się na co dzień nie widzi, bo życie ma takie zwariowane przyspieszenie, że już nie mamy czasu na przyjaźnie, na relacje. Tam, na cmentarzu dochodziło nieraz do pięknych spotkań, do cudownej modlitwy ofiarowywanej wzajemnie za naszych najbliższych. Jak szanuję tego, kogo ty kochasz, wtedy kocham także ciebie.
Natomiast plus – jakiś ukryty, nadzieja, szansa – to, abyśmy wychodzili poza rutynę. Tak jak przeżywaliśmy w tym roku Wielkanoc zmuszeni do zostania w domu przez lockdown, zmuszeni do odprawiania Mszy świętych, pięknych liturgii Triduum Paschalnego z pięcioma osobami w Kościele… To z jednej strony było bólem wymuszonym przez epidemię, a z drugiej strony pozwoliło mi po raz pierwszy uświadomić sobie, że przecież tak przeżywali Paschę, czyli przejście Boga Izraelici w Egipcie. Byli zmuszeni do tego, żeby być zamknięci w domu, ale mieli wtedy zapalone pochodnie i przepasane biodra gotowi na wyjście. Tak samo teraz ten w dzień Wszystkich Świętych nawet nie możemy pójść na cmentarze i nie możemy oddać się symbolice tego święta, a z drugiej strony ten dzień narzuca nam pytanie: „Po co żyjesz?”, „Dokąd zmierzasz?”, „Jaki sens ma twoje życie?”, „Czy twoje życie jest powolnym marszem w stronę Powązek, czy innego cmentarza, czy idziesz w stronę niebieskiego Jeruzalem, życia?”. Liturgia, modlitwa tego dnia nas chrześcijan, katolików zaprasza do tego, żebyśmy myśleli dzisiaj o Nowej Jerozolimie, o tym miejscu, gdzie się żyje miłością, gdzie się doświadcza Chrystusa, przypomnieli sobie nasze obietnice. Naprawdę nasze życie będzie jutro lepsze i będzie lżejsze, będzie mniej obciążone bólem, gniewem, napięciem, jeśli dzisiaj na nowo sobie przypomnimy, czy uświadomimy, że zmierzamy do nieba, że nasze szczęście nie zrealizuje się w pełni tu, na ziemi. Tu jest dużo zamętu, cierpienia, nierozwiązanych spraw, obaw, ale idziemy w stronę całkowitego zwycięstwa nad obawą, nad lękiem, nad złem, nad śmiercią. A to jest powód, dlaczego ludzie mają dzisiaj zaciśnięte wargi, zaciśnięte pięści, dlaczego stają się złośliwi, nieżyczliwi, napastliwi, źli. To właśnie z powodu strachu przed śmiercią człowiek staje się niewolnikiem czynienia zła.
Ten dzisiejszy dzień i to, że możemy myśleć o świętych pomaga nam sobie uzmysłowić: „Chryste, przyjdź”, „Chryste, stań się bliski nam. My potrzebujemy Zbawiciela, inaczej będziemy zagubionymi owcami, które się zagryzą, które się przemienią w wilki”. Nie dlatego, że jesteśmy źli, tylko dlatego, że człowiek jest niewolnikiem czynienia zła, kiedy zaczyna się lękać, kiedy traci grunt pod nogami.
Dobrze jest też zaprzyjaźnić się z jakimś świętym. Im bardziej idę w lata, tym większą potrzebę tego odczuwam w sobie. Pamiętam mojego nauczyciela wiary, ojca Alfreda Cholewińskiego, który wraz z upływem lat coraz bardziej przebywał ze świętymi. Poznawał ich. Mówił o nich. Modlił się do nich. Też nas zachęcał do tego: „Zaprzyjaźnijcie się z jakimś świętym”. Dzisiaj od rana myślałem, jakich przyjaciół wśród świętych Pan Bóg mi podarował. Przyszedł mi na myśl św. Jan Paweł II, św. Jan XXIII, św. Tereska od Dzieciątka Jezus, św. Ojciec Pio i błogosławiony Antonio Rosmini, ks. Dolindo Ruotolo, św. Faustyna. Tylu różnych świętych, którzy gdzieś na różnych zakrętach życia pomagali, albo służyli jako taka „szczepionka”, żeby nie zatrzymać się w jakimś dołku, żeby się nie dać zniechęcić. Oni rzeczywiście nam pomagają.
To jest też dzień, w którym odnawiamy wiarę w świętych obcowanie. To znaczy, że istnieje pewna relacja działająca w dwie strony między nami a ludźmi, którzy przeszli przez barierę śmierci i spotkali Chrystusa. My ich szanujemy, otaczamy miłością, pamięcią, a oni się nam odwzajemniają. Pomagają nam, żebyśmy się nie zgubili w drodze. Oni są siłą przyciągającą tak jak to się mówi: słowa pouczają, przykłady pociągają. Święci są tym przykładem i pociągają.
Jest dużo sensu w tym, że psychiatrzy ludziom, którzy są w depresji, podpowiadają, żeby czytali biografie. Takie konfrontowanie się z życiem drugiego człowieka, potraktowanie doświadczenia drugiego człowieka jak lustra, w którym mogę się przejrzeć, pomaga mi coś nazwać, coś uporządkować, coś dostrzec w moim własnym życiu. Na tej samej zasadzie bardzo zachęcam do tego, żeby sobie w trudnych chwilach wybrać jakiegoś świętego, być może którego się do tej pory nie znało, sięgnąć po jego biografię, zaprzyjaźnić się. Ustawić sobie takie lustro w życiu. To działa nie tylko antydepresyjnie, ale też pozwala odzyskać nadzieję. Tą właśnie nadzieję, że Chrystus żyje, zmartwychwstał. On może mieć jakąś więź ze mną, coś ma mi dzisiaj do powiedzenia.
O czym dzisiaj, w dniu Wszystkich Świętych, powinniśmy pamiętać przede wszystkim?
Przede wszystkim o tym, że wierzę w ciała zmartwychwstanie i życie wieczne. To jest najważniejsze, bo jeśli o tym zapomnimy, to nasza wiara przeobrazi się w etykę, czyli „wolno – nie wolno”, a to ludziom nie wystarczy. Nie wystarczy człowiekowi powiedzieć „nie wolno ci czegoś robić”. My potrzebujemy zachęty, argumentów, słowa odwagi. Potrzebujemy także odzyskiwać wymiar wspólnotowy, że moja wiara w Pana Boga nie każe mi iść w życiu samotnie. Jest za dużo różnych sytuacji, które sprawiają wrażenie jakbym był sam. Nieraz trzeba się samemu zmierzyć z pewnymi zakrętami w życiu. Nawet najbliższa osoba nieraz nam wtedy nie pomoże. Sami nieraz wchodzimy w doświadczenie lęku przed operacją, przed diagnozą. Sami musimy zmagać się z wyrzutami sumienia. Sami, w pojedynkę, będziemy kiedyś wchodzić w doświadczenie śmierci i mimo że ktoś będzie bardzo chciał nas ukochać i pomóc, to nie będzie mógł nam wtedy towarzyszyć. Wtedy można doświadczać tego, że człowiek nie jest sam – jest Chrystus, jest Zmartwychwstały, który mnie bierze za rękę. Im więcej takich doświadczeń bliskości, intymności z Chrystusem gromadzi człowiek w życiu, to potem w tych najtrudniejszych, najważniejszych momentach będzie miał oparcie.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/524603-ks-prof-skrzypczak-swieci-sa-ewangelia-w-ilustracjach