„W tym dokumencie bardzo doceniam postawienie jasno sedna problemu. A sednem problemu, czyli tym z czym mamy dzisiaj do czynienia, jest narastająca fala wymuszania, o czym też mówi dokument, pewnych przywilejów dla grupy, która określa siebie tymi czterema spółgłoskami LGBT. Dokonuje się to także metodą powolnego oswajania ze swobodą obyczajową, przekraczaniem norm, zamiłowaniem do transgresji, wywracaniem do góry nogami tego, co przez nasze społeczeństwo jest postrzegane jako podstawowe zasady współistnienia społecznego, przykazania Boże, przykazania kościelne, a więc coś, co jest dla nas fundamentalnie ważne” - mówi portalowi wPolityce.pl ks. prof. Robert Skrzypczak, odnosząc się do wydanego przez KEP stanowiska wobec LGBT.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: W wydanym w piątek dokumencie Konferencja Episkopatu Polski podkreśla, że „szacunek dla osób LGBT+ nie oznacza bezkrytycznego akceptowania ich poglądów”. To ważna deklaracja. Jak Ksiądz Profesor ją ocenia? Jak Ksiądz Profesor ocenia cały dokument?
Ks. prof. Robert Skrzypczak: Dokument, trzeba powiedzieć, był przygotowywany z dużą pieczołowitością. Wiem, że pracowali nad nim najlepsi eksperci różnych dziedzin dotyczących ludzkich relacji, odniesienia do ciała, do miłości, do małżeństwa, do rodziny. Oczywiście dokument uzyskał pełną akceptację i uzupełnienie ze strony pasterzy polskiego Kościoła. Dobrze, że został wreszcie opublikowany, dlatego że w tak ważnych sprawach jak te, z którymi mamy dzisiaj do czynienia, a więc z narastającą próbą wymuszania przywilejów przez osoby LGBT czy także rozlewających się do kultury wolności do lubieżności, miłości zamienianej na sympatię czy sentyment, z czego bierze się potem bardzo dużo i psychologicznego i egzystencjalnego bólu, potrzebny był głos Kościoła. Dobrze, że Kościół zabrał głos w tej sprawie.
Właściwie to, na co zwrócili uwagę biskupi, iż szacunek dla drugiej osoby nie musi się jednocześnie łączyć z akceptacją dla wszystkich jej życzeń, postulatów, postaw, to jest najbardziej podstawowe odniesienie do drugiego człowieka. To jest zasadnicza prawda naszych ludzkich relacji, która z jednej strony wymaga zastosowania reguły respektu, szacunku, afirmacji, ale z drugiej strony wiąże się też z podstawowym wymogiem „nie okłamuj”. Miłość, jak mówi św. Paweł, nie wyrządza krzywdy drugiemu człowiekowi. To jest fundamentalna, podstawowa powinność Kościoła, nie tylko wymóg zwykłej uczciwości. Mam z jednej strony obowiązek szanować cię, bo jesteś człowiekiem tak samo jak ja, ale z drugiej strony nie mogę zgodzić się na wszystko, co wymyślisz, co chcesz zaproponować, narzucić. Tak samo nie mogę się zgodzić na to, żebyś przy mnie zrobił sobie krzywdę czyli nie licz na to, że przejdę obojętnie wobec tego, że będziesz sobie bądź innym zadawał cierpienia. Taka jest rola pewnych zasad, reguł. Sam Pan Bóg, który nas kocha, odnosi się do nas w ten sposób. Dlatego Kościół w Polsce w osobie pasterzy zabrał głos prawdy. Można się tylko z tego cieszyć.
Dokument dostrzega w ideologii LGBT „zagrożenie godności człowieka” i stwierdza, że owo zagrożenie „głęboko wstrząsa samym sercem Kościoła”. W jakim zakresie ideologia LGBT stanowi zagrożenie godności człowieka?
Tutaj nie chodzi nawet o dobro Kościoła jako korporacji czy instytucji, bo drogą Kościoła jest człowiek, jak mówił Jan Paweł II. Kościół swoje dobro odczytuje w tym kiedy drugi człowiek doświadcza dobra. Tu nie chodzi o to, żeby „mu było dobrze”, tylko żeby rzeczywiście doświadczył dobra. W tym dokumencie bardzo doceniam postawienie jasno sedna problemu. A sednem problemu, czyli tym z czym mamy dzisiaj do czynienia, jest narastająca fala wymuszania, o czym też mówi dokument, pewnych przywilejów dla grupy, która określa siebie tymi czterema spółgłoskami LGBT. Dokonuje się to także metodą powolnego oswajania ze swobodą obyczajową, przekraczaniem norm, zamiłowaniem do transgresji, wywracaniem do góry nogami tego, co przez nasze społeczeństwo jest postrzegane jako podstawowe zasady współistnienia społecznego, przykazania Boże, przykazania kościelne, a więc coś, co jest dla nas fundamentalnie ważne. Także próba oswajania nas poprzez głos mass mediów z koniecznością zmiany, wyjścia z tzw. konwencji czy stereotypów, czy zmiany paradygmatów po to, żeby określona grupa mogła sobie zdobyć jak najwięcej przywilejów czy przyzwolenia na dowolność w kształtowaniu tak ważnych spraw jak miłość, relacja międzyosobowa, seksualność. Biskupi w tym wszystkim dostrzegają związek z rewolucją seksualną, a rewolucja seksualna - jak wiadomo - jest pewną kolejną formą czy kolejnym wcieleniem w życie ideologii marksistowskiej, ideologii, która u podstaw ma priorytet czy imperatyw zakopywania różnic, zrównywania. Biskupi mówią, że problemem, który leży u podstaw tej rewolucji, którą media nazywają LGBT jest przede wszystkim wystawienie na czoło jako fundamentalnego problemu człowieka, jego seksualności czy skłonności seksualnych. Człowiek, który definiuje samego siebie poprzez swoją orientację seksualną pomija wiele innych kwestii w życiu. Człowieka nie stanowi tylko identyfikacja seksualna czy sposób urzeczywistniania tej relacji seksualnej, ale decyduje o nim wiele innych rzeczy: to co zrobił, osiągnął, komu przychodził z pomocą, jaki pozytywny ślad zostawiłeś w swoim społeczeństwie, rodzinie, co pozostawia po sobie innym ludziom, jak kochał. U podstaw problemu jest też próba zrównania mężczyzny i kobiety. To zrównanie de facto oznacza zasypywanie różnicy.
Jeśli rewolucjoniści LGBT dążą do tego, żeby zasypać różnice między płciami, żeby płeć stała się kategorią dowolnie wybieraną, kształtowaną, czy subiektywnie uzasadnianą, to w jaki sposób możemy mówić jeszcze na przykład o relacjach seksualnych, jeżeli seksualność jest już kategorią dowolną, nie ma znaczenia? Dla nas, chrześcijan, kategorią fundamentalną jest pokora, a tak jak wielu świętych mówiło, bez pokory nie zbudujesz niczego, a przede wszystkim nie będziesz potrafił kochać. Miłość domaga się pokory. A czym jest pokora? Pokora to jest respekt wobec rzeczywistości.
Skutki podejścia do życia w duchu ideologii LGBT są destrukcyjne a nawet katastrofalne.
Problemem leżącym u podstaw tego, czego domagają się środowiska czy rewolucja LGBT, jest prawo do tworzenia rzeczywistości i nierespektowania jej. Stąd właśnie to musi skończyć się porażką. Dlatego biskupi bardzo jasno wytyczają różnice między osobami, które mają skłonności homoseksualne, czy transseksualne a tzw. ideologią, która jest jakby nadbudową. Jest pewną wizją człowieka, niemającą wiele wspólnego nie tylko z chrześcijańską, opartą o Objawienie Boże wizją mężczyzny i kobiety, ale również z respektem wobec rzeczywistości, ludzkiego ciała, ludzkiego genotypu, ludzkiej psychiki. Dlatego taki eksperyment musi kończyć się ogromną ilością i rozległością ofiar, które będą z tego powodu cierpieć. Stąd takie mocno wypowiedziane i uzasadnione, wyrażone w tym dokumencie ojcowskie „NIE” biskupów, takie „non possumus”. W tym dokumencie to wybrzmiało. W związku z tym, co zostało powiedziane wyżej, nie możemy zgodzić się na pewne rzeczy. Przede wszystkim nie możemy zgodzić się na rozszerzenie rozumienia małżeństwa i rodziny. W każdej kulturze, w każdej cywilizacji, nawet przedreligijnej ludzie od samego początku kierowali się instynktem, żeby tworzyć pewne pierwotne wspólnoty, które nazywane są małżeństwem, a potem wokół tego - także rodziną. Te wspólnoty służą przede wszystkim przekazywaniu życia. To są środowiska, które potrzebują nie tylko ochrony, ale także przywilejów przyznanych przez społeczeństwo, przez wspólnotę, aby spełniły pokładane w nich oczekiwanie, rolę. Te środowiska mają być środowiskami osobotwórczymi – tam przychodzą na świat i wzrastają nowe osoby. One nie mogą być elementem dowolności eksperymentu, dlatego trzeba je chronić.
Tę rodzinę pewne środowiska chcą zastąpić konstruktem w postaci związków partnerskich, chcą rozszerzyć definicję małżeństwa o związki homoseksualne i inne.
Nie ma żadnego uzasadnienia próba rozszerzania pojęcia małżeństwa na związki homoseksualne czy osoby transseksualne. Jutro to mogą być definicje oparte o tzw. poliamorię, albo poligamię. Ktoś kiedyś wymyśli jeszcze próbę rozszerzenia małżeństwa na związki, jak to się już dzisiaj nazywa, intergatunkowe czyli na przykład człowieka ze zwierzęciem. Biorąc pod uwagę galopującą dzisiaj tendencję w postaci zamiłowania do zwierząt – zwierzęta już dzisiaj cieszą się niekiedy większą sympatią niż druga osoba – taka fanaberia stanowi realne zagrożenie nie tylko dla zdrowia psychicznego czy duchowego człowieka, ale także dla przyszłości ludzkości.
Biskupi też wypowiedzieli swoje bardzo mocne ojcowskie „NIE” jeśli chodzi o zrównanie w prawach i przywilejach małżeństwa mężczyzny i kobiety z innymi związkami homoseksualnymi czy transseksualnymi właśnie z wyżej podanych powodów. Tylko małżeństwo mężczyzny i kobiety, które jest podstawą do zbudowania rodziny i wyłonienia się z mężczyzny ojca, a z kobiety – matki, żeby zapewnić równomierny, integralny, maksymalnie bogaty zestaw warunków do tego, żeby w tym środowisku wzrastała zdrowa, pełna, dojrzała nowa osoba, nowy obywatel.
Trzecie wielkie „NIE” wypowiedziane przez biskupów to jest sprzeciw wobec uznania związków partnerskich. Dlaczego? Bo jest to rodzaj opartego na czystym egoizmie społecznego „handicap” czyli bardzo upośledzonego sposobu budowania relacji międzyludzkich, gdzie druga osoba nie dostaje żadnego zapewnienia co do trwałości związku, szacunku wobec niej. Jest to związek, który jest oparty na kategorii tymczasowości do momentu, kiedy wyczerpią się subiektywne oczekiwania wobec drugiej osoby. To nie daje ani społeczeństwu ani wspólnocie kościelnej żadnej gwarancji przetrwania, a przede wszystkim nie daje żadnej gwarancji na osobowy rozwój człowieka, na zbudowanie prawdziwej miłości, a chrześcijańskie rozumienie miłości jest czymś więcej niż przywiązanie, sentyment, czymś więcej nawet niż jakakolwiek relacja. Tu chodzi o szczególną relację. Miłość wyróżnia się od wszelkich innych relacji, jakie ludzie między sobą budują, tym, że zakłada uczynienie z siebie bezinteresownego daru dla drugiego człowieka i możliwość cieszenia się tym samym ze strony drugiej osoby. Z tego rodzi się życie, z tego rodzi się także pragnienie przekazania tradycji, wychowania, wartości innym ludziom.
Czwarte „NIE” zostało wypowiedziane przez biskupów w stosunku do żądania adopcji dla par homoseksualnych właśnie z wyżej podanego powodu. Dzieci mają prawo do wzrastania w rodzinie, nie w związkach eksperymentalnych, nie w środowiskach alternatywnych, sztucznych. Dziecko potrzebuje modelu kobiecego – matki, i modelu męskiego – ojca do tego, żeby wzrastać jako dojrzała, otwarta na wartości, na miłość osoba. Także otwarta na życie wieczne.
Ważne jest to, że duszpasterze zadeklarowali, że osoby mające problemy z tożsamością płciową nie zostaną ani wykluczone, ani pozostawione samym sobie.
Biskupi zwracają się do osób, którzy odczuwają skłonności homoseksualne, czy identyfikują się jako transseksualne, że „Kościół jest także dla was”, bo Kościół jest miejscem, w którym spotykamy się z miłością Boga. Chrystus umarł za każdego człowieka. Każdego człowieka kocha do tego stopnia, że chce go uczynić szczęśliwym na wieki. Każdemu człowiekowi przebacza grzechy i daje szansę wewnętrznego, duchowego rozwoju. Dlatego w Kościele jest miejsce dla każdej osoby. Każda osoba jest zaproszona. Nikt nie jest wykluczony ze skutków śmierci Jezusa Chrystusa na Krzyżu i Jego Zmartwychwstania. Kościół także ma dla każdej osoby sakramenty, także dla osób homoseksualnych czy transseksualnych. Tyle że wszystkich – tak LGBT jak i osoby heteroseksualne - obowiązują te same zasady. Sakrament, jego skuteczność ma pewne warunki i te warunki muszą być respektowane.
Biskupi postulują też budowanie poradni. Takich poradni, które korzystałyby również ze struktur parafialnych. To dobry pomysł – takie poradnie proponowałyby tym osobom, które tego chcą, powrót do zdrowia psychoseksualnego czy możliwość odzyskania naturalnej orientacji seksualnej. Brakuje mi w tym dokumencie pomysłu na zaproponowanie tym osobom, które czują się homoseksualne czy transseksualne i pragną odnalezienia duchowej drogi do życia wiecznego, pragną związać swoje życie z Chrystusem, są gotowe na to, żeby interpretować swoje doświadczenie życiowe w świetle Chrystusowego Krzyża, jakiejś głębszej propozycji pewnej formacji duchowej. Chodzi o to, aby osoby dotknięte zaburzeniem czy cierpieniem związanym z własną tożsamością seksualną mogły nie tylko uzyskać doraźną pomoc, ale uzyskały możliwość terapii na różnych poziomach: psychologicznym, psychiatrycznym, ale także głęboko duchowym.
Kościół to jest wspólnota grzeszników, ludzi słabych, niedoskonałych, którzy wiedzą, co to znaczy grzech i jak on smakuje, ale chwycili się miłości Boga i chcą za nią podążać.
Ta transformacja obyczajowo-kulturowa – dokument to stwierdza – może skutkować osobistymi dramatami a są to z pewnością dramaty i na poziomie cielesnym i duchowym. Na ile za niski poziom dzietności w Polsce odpowiada właśnie ta postępująca transformacja, dlatego, że mówiąc o ideologii LGBT nie mówimy tylko i wyłącznie o związkach homoseksualnych, sprowadzaniu człowieka do popędu, ale również o postępującej mentalności aborcyjnej, czyniącej osoby zamkniętymi na życie.
Już w 1930 roku papież Pius XI, autor Encykliki „Casti connubii” poświęconej małżeństwu i rodzinie, przestrzegał przed pewnym procesem, który się dział w społeczeństwie zachodnim prawie sto lat temu. Ludzie stawiają wielkie żądanie jeśli chodzi o prawo do miłości. Chcemy kochać. Dzisiaj bardzo często powtarza się argument: „Co jest złego w kochaniu?”, którym uzasadnia się różne wybory życiowe: mieszkanie przed ślubem, bez ślubu, zmiana partnera, budowanie nieszczęśliwych trójkątów małżeńskich, poliamorię itd. Wtedy papież zauważył, że to, co ludzie określają słowem „miłość” nie jest już miłością, ale szukaniem sympatii, a sympatia jest tylko i wyłącznie przywiązaniem. Dzisiaj coraz bardziej jesteśmy niecierpliwi, żyjemy w pędzie i jesteśmy nieufni wobec własnych czy cudzych możliwości czy zdolności kochania. A więc zgadzamy się w kwestii tak ważnej jak miłość, jak relacja na pewien minimalizm. Nieraz jest tak, że całe życie można przeżyć szukając miłości, a decydując się tylko na przejawy sympatii, czyli pewnego przyciągania, przywiązania, które wcześniej czy później musi skończyć się „otarciem się naskórkami”. Sentymentalizm jest drogą donikąd, dlatego że na sentymentalizmie człowiek nie zbuduje trwałego związku. Sentymentalizm nie wystarczy jako energia życiowa, aby otworzyć się na dziecko, drugie, trzecie… żeby zbudować rodzinę, żeby chcieć dla niej pracować, cierpieć, znosić przeciwności. Sentymentalizm jest niewystarczającym powodem, aby chcieć ratować związek, zdobyć się na przebaczenie, na pewien trud zawalczenia o drugą osobę. Sentymentalizm jest absolutnie niewystarczający do tego, żeby podjąć drogę przez krzyż do zbawienia.
Efektem tego, że coraz mniej kochamy, a coraz bardziej stajemy się sentymentalni jest to, że osiągnęliśmy już „zimę” demograficzną. Mamy problem psychologiczny kobiet, które nie chcą być matkami i ojców, którzy chętnie wyrzekają się odpowiedzialności i zostają w fazie niedojrzałych chłopaków chcących uprawiać swoje hobby w syndromie Piotrusia Pana. Mamy lawinowy, geometryczny postęp rozwodów i to już w pierwszych latach po zawarciu małżeństwa. Mamy też wzrastającą niechęć do formalizowania związków, czy przyjmowania sakramentów małżeństwa, która jest podparta lękiem przed podejmowaniem decyzji obejmujących całe życie. Ten lęk jest nie tylko przed złotą obrączką, ale także przed białą koloratką.
Jeśli stajemy się społeczeństwem otwartym na rozwody, na aborcję, na dowolną antykoncepcję, jeżeli w związku z tym staniemy się społeczeństwem udostępniającym sobie prawo do eutanazji, czy do kontrolowanego samobójstwa, to nasze dni są policzone. Musimy wziąć to pod uwagę.
A ideologia gender – co zresztą zostało wskazane w tym dokumencie – w tym wszystkim nie pomaga…
Ideologia gender nie pomaga. Tak jak jakakolwiek ideologia, ponieważ ma u podstaw oderwanie od pokory. Ideologia to pewna forma buntu, pewna forma ludzkiej pychy, czyli zbudowanie sobie teorii dotyczącej mojego życia czy życia innych ludzi ale w oparciu o to, jak ja chcę, jak ja to widzę. W tym nie ma takiej fundamentalnej kategorii pokory, jaką jest respekt wobec rzeczywistości. Chrześcijaństwo, Objawienie chrześcijańskie wyposażało nas w coś, dzięki czemu dowiadywaliśmy się, że nasze pochodzenie jest Boskie, że nie jesteśmy dziećmi przypadku, zlepkiem komórek, że wiemy skąd się wzięliśmy – pochodzimy od Boga, z Miłości. Wiemy, dokąd zmierzamy. Naszym celem nie jest Cmentarz Powązkowski czy Bródnowski, ale Niebo, życie wieczne. To zmienia podejście do różnego typu decyzji, które się podejmuje w życiu, do wartości, po które się sięga. To uwalnia też człowieka od stawania się punktem odniesienia, miarą wszystkiego. Uwalniało zawsze człowieka, żeby nie popaść w niewolę własnego „ja chcę”. Natomiast ideologia gender jest przede wszystkim związana z autokreacją. Zakłada, że „ja kreuję moje życie”, „ja decyduję o swojej tożsamości seksualnej”, w ogóle o swojej tożsamości.
Proszę zwrócić uwagę, jak wiele ta ideologia dzisiaj powoduje zamętu. Wręcz nawet sportowcy zaczynają protestować przeciwko udziałowi w zawodach zawodników transseksualnych – kobieta w męskim ciele wygrywa zawody, nie dając szans kobietom, które mają ciało biologicznie kobiece. W świecie feministycznym dochodzi do pęknięcia. Wyrazicielem tego buntu jest pani Rowling, autorka książek o „Harrym Potterze”.
Środowisko LGBT poprzez swoją ideologię zarzuca nas też hybrydami – dziwnymi zjawiskami semantycznymi, słowami, pojęciami, którymi nigdy się nie posługiwaliśmy. Mamy na nie się zgodzić i zacząć się nimi posługiwać. I tak mówimy, że dana osoba jest „niebinarna”, albo nie mówimy o kobiecie, tylko o osobie „menstruacyjnej”. To są monstra, które spowodują, że się pogubimy. Człowiek, który odrywa się od rzeczywistości i kieruje się w stronę subiektywnego „ja chcę”, „ja ci narzucam”, „ja wymuszę na tobie mój punkt widzenia”, to jest człowiek, który prędzej czy później zgubi różnicę między dobrem i złem, prawdą i fałszem. To jest droga, która doprowadzi nas w pewnym momencie do świata Orwellowskiego.
Stąd troska nie tylko ekspertów od wychowania ale również duszpasterzy, którzy czują relację ojcowską w stosunku do ludzi należących do ich wspólnoty chrześcijańskiej. To jest fundamentalna powinność Kościoła, chrześcijaństwa, aby być solą na ziemi, a nie słodzikiem. To znaczy dawać ludziom sens, przekazywać prawdę nawet za cenę wykpienia, odrzucenia czy dyskryminacji: „kocham cię, to ci mówię prawdę”. Tym bardziej doceniam strukturę i wymowę listu polskich biskupów. Wyobrażam już sobie, jak będzie komentowany przez prasę zachodnią. Być może nazwą polski Kościół zapóźnionym czy ultrakonserwatywnym, a jest to Kościół, który nawiązał do najlepszych tradycji kard. Wyszyńskiego, kard. Sapiehy, kard. Hlonda, Karola Wojtyły, abp. Baraniaka czy Jerzego Popiełuszki, tzn.: kocham cię, traktuję cię z pełnym szacunkiem, ale moja miłość i mój szacunek nie pozwala mi zamilczeć w momencie, kiedy się mylisz, kiedy błądzisz. Mam powinność, żeby ci mówić prawdę.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/515340-wywiad-ksprofskrzypczak-glos-biskupow-jest-glosem-prawdy