Do proboszczów wszystkich parafii katolickich w Polsce wysłane zostały plakaty inicjatywy „Zranieni w Kościele”. Znajdują się na nich informacje skierowane do ofiar molestowania seksualnego przez duchownych. Nadawcy chcą, by plakaty zostały wywieszone w gablotach przed każdą świątynią katolicką w kraju.
Kościoły? A dlaczego nie przedszkola, szkoły i szpitale?
Trzeba to jasno powiedzieć: każdy przypadek pedofilii jest zbrodnią, która musi byś bezwzględnie ścigana i karana. Dotyczy to także księży popełniających takie czyny. Ich grzechy są jeszcze bardziej gorszące niż innych osób, ponieważ zostali powołani, by prowadzić ludzi do Boga, a nie okaleczać ich ciała i dusze, zwłaszcza najsłabszych i najbardziej bezbronnych.
Jednak pomysł, by przed każdym kościołem w Polsce umieszczać plakat ostrzegający przed pedofilią, to uderzenie w godność zdecydowanej większości duchownych. To uczynienie potencjalnego zboczeńca z każdego kapłana. To uleganie niesprawiedliwej narracji stawiającej znak równości między księdzem a pedofilem.
Statystyki we wszystkich państwach pokazują, że znacznie więcej przypadków pedofilii jest w placówkach edukacyjnych i ośrodkach służby zdrowia niż w budynkach kościelnych. Dlaczego więc plakatów ostrzegających przed molestowaniem seksualnym dzieci nie wysyła się do wszystkich przedszkoli, szkół lub szpitali? Sprawcami największej liczby czynów pedofilskich wśród duchownych są homoseksualiści. Dlaczego więc takich plakatów nie proponuje się wywieszać przed siedzibami organizacji LBGT?
Problem globalny, czyli miliony bezkarnych zboczeńców
Pedofilia to problem globalny i ponadwyznaniowy, spotykany we wszystkich cywilizacjach i kulturach. Według danych Światowej Organizacji Turystyki co roku około 3 milionów dorosłych mężczyzn podróżuje do krajów Azji, Ameryki Południowej lub Afryki tylko w jednym celu – wykorzystywania seksualnego dzieci. Zyski z rynku pornografii pedofilskiej oblicza się na grubo ponad 20 miliardów dolarów rocznie.
Jedną z osób, która ma największą wiedzę na ten temat na świecie, jest ks. Fortunato Di Noto z Sycylii, zwany „łowcą pedofilów”. Od 1990 roku jego organizacja Meter, współpracując z policjami wielu krajów, tropi przestępców wykorzystujących seksualnie dzieci. Rok temu wywiad dla tygodnika „Niedziela” przeprowadził z nim polski watykanista Włodzimierz Rędzioch. Włoski kapłan powiedział wówczas:
Papież Franciszek mówił ostatnio o 18 mln dzieci wykorzystywanych w Europie! Oznacza to, że są miliony oprawców, miliony pedofilów, którzy przecież nie mają nic wspólnego z Kościołem. Na świecie jest ok. 450 tys. kapłanów, a wśród nich kilka tysięcy dopuściło się przestępstw przeciwko dzieciom. Wystarczy mieć trochę zdrowego rozsądku, aby stwierdzić, że statystycznie pedofilia (wykorzystywanie dzieci począwszy od noworodków do nastolatków w wieku 12-13 lat) w Kościele jest zjawiskiem marginalnym. Większość nadużyć dokonywanych przez księży, którzy nie potrafią kontrolować swojej seksualności (z reguły o tendencjach homoseksualnych, ale i heteroseksualnych), dotyczy młodych ludzi w wieku powyżej 14 lat. Ale, powtarzam, chodzi o tysiące kapłanów (na przestrzeni wielu lat), a pedofilów są miliony!
Wielki światowy biznes pedofilski
Wielu krytyków zarzuca Kościołowi, że problemem jest nie tyle obecność pedofilów, bo ci zdarzają się w każdym środowisku, ile raczej tuszowanie afer i zmowa milczenia. Owszem, są takie przypadki i stanowią one hańbę dla Kościoła. Trzeba z nimi surowo walczyć, co zapoczątkował systemowo w 2001 roku Jan Paweł II. Przy bliższym porównaniu okazuje się, że żadne inne środowisko w XXI wieku nie zrobiło więcej dla oczyszczenia własnych szeregów z tej patologii niż Kościół katolicki.
Potwierdza to wspomniany przeze mnie ks. Fortunato Di Noto. W cytowanym wywiadzie z maja zeszłego roku powiedział on Włodzimierzowi Rędziochowi:
Od początku tego roku, według danych zaktualizowanych do 21 kwietnia 2019 r., Stowarzyszenie Meter zasygnalizowało policji pocztowej już 5.826.458 zdjęć pedopornograficznych i 102.630 dziecięcych filmów porno.
(…) za każdym zdjęciem i filmem stoi wykorzystywane dziecko, chłopiec lub dziewczynka, które już straciło swoją niewinność i które żyje w stanie często trwałego zniewolenia. Musimy zdać sobie sprawę, że nierzadko dzieci są wykorzystywane przez całe lata, czasami już jako noworodki. Są to rzeczy mrożące krew w żyłach, fakty, które pokazują, jak głęboko zakorzenione jest to perwersyjne i przestępcze zjawisko. Dzieci, ofiary pedofilii i pornografii, są «towarem« w ogromnym i niszczącym biznesie, bo jest na to wielki popyt.
(…) Mamy do czynienia z powszechną bezkarnością, a odpowiedzialność za to spoczywa przede wszystkim na gigantach internetowych, którzy powołując się na «prywatność« pedofilskich przestępców, po prostu usuwają materiał, nie dostarczają włoskim czy zagranicznym organom policyjnym «kodów tablicowych« potrzebnych do identyfikacji podmiotów popełniających te przestępstwa. Ze strony gigantów internetowych istnieje niemal rażąca zgoda na poczynania przestępców. Pozwólcie, że podam jeden przykład z Polski: platforma, która blokuje strony z pornografią dziecięcą na całym świecie – oczywiście, kiedy są zgłaszane – podaje, że tylko dzisiaj (23 maja 2019 r. – przyp. W. R.) zostało zablokowanych 6811 IP w Polsce z tysiącami zdjęć i filmów pedopornograficznych. Powinniśmy odkryć, do kogo należą, oraz zidentyfikować tych, którzy produkują, publikują lub posiadają ten haniebny materiał”.
Okazuje się więc, że nikt na świecie nie ma większych „zasług” w zamiataniu pod dywan afer pedofilskich niż wielcy potentaci internetowi. W ich przypadku nie mówimy o dziesiątkach czy setkach, ale wręcz o setkach tysięcy takich zatuszowanych skandali. Giganci cyberprzestrzeni przymykają oczy na ten haniebny proceder, a jednak pod ich adresem nie wysuwa się żadnych oskarżeń, nie piętnuje się ich publicznie, nie wysyła się im żadnych plakatów. Ksiądz Fortunato Di Noto alarmuje o tym od lat, a jednak jego głos jest ignorowany.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/502201-kto-naprawde-tuszuje-najwiecej-afer-pedofilskich